Quantcast
Channel: spacer – Mamy Gadżety
Viewing all 32 articles
Browse latest View live

Poradnik Wakacyjny: Gadżety na udane wakacje w ogródku i na działce

0
0

Nie każdemu pisane są urlopy na białych piaskach Malediwów, malowniczych zboczach Alp czy wśród szalonych atrakcji Disneylandu. Niektórzy spędzą wakacje w ogródku albo na działce. Umówmy się, że takie wakacje z perspektywy dziecka są często najbardziej wypasione, bo nie dość, że jest lato, że koledzy są w pobliżu, to jeszcze można więcej niż zawsze. A i rodzice zazwyczaj nie narzekają, bo przy okazji takich wakacji można machnąć w domu jakiś mały remoncik, żeby do września się ze wszystkim wyrobić.

Aby w trakcie tych letnich remoncików dzieciom się nie nudziło i żeby miały co robić, to podpowiadam wam, czym można je zająć, żeby zapomniały o całym świecie. U nas te wszystkie zabawki i atrakcje działały cuda. Dzieciom się podobało we własnym ogródku tak bardzo, że miały za bardzo ochoty do jakiegoś wyjazdu. Także bierzcie i czytajcie o tych naszych hitach na wakacje w ogródku i na działce!

Basen

wakacje w ogródku

Mam ogromną nadzieję, że tegoroczne lato będzie bardzo upalne, a z basenu ogrodowego będzie można korzystać częściej niż raz na tydzień :) Na wszelki wypadek nie ma co wylewać betonu w ogrodzie pod wielki basen, ale lepiej rozłożyć taki, który będzie dało się złożyć, jeśli lato skończy się już w lipcu ;) Latem dmuchane baseny można kupić pewnie nawet w kiosku z gazetami, a w sklepach budowlano-remontowych można zemdleć z nadmiaru modeli do wyboru. My od prawie 4 lat mamy rozporowe baseny Bestway i bardzo dobrze się u nas sprawdzają — mniej więcej raz na 2 lata wymieniamy basen na większy, bo dzieci rosną i wzrostem i liczbą, więc w tych małych po prostu się już nie mieścimy. Inżynierem basenowym jest u nas Michał, który co chwilę coś do naszego basenu podłącza, odłącza, wrzuca i wyciąga, w efekcie woda jest zimna jak w Bałtyku, ale za to czysta :) Jeśli macie miejsce, czas i cierpliwość do wstawienia do ogródka dużego basenu, to śmiało działajcie, ale jeśli szukacie czegoś mniejszego, co będzie równie atrakcyjne dla dzieci podczas upałów, to polecam wam zabawki Banzai.

Wodne zabawki ogrodowe

Mata wodna Banzai

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

Matę mamy od zeszłego roku i kolejny sezon jest ona fantastyczną zabawką dla młodszych dzieci. Ma same zalety – rodzice nie muszą moczyć w niej tyłka i znacznie ciężej się w niej utopić niż w dużym, głębokim basenie. Mata daje mi możliwość obserwowania dzieci z daleka, najlepiej z hamaka! Myślałam, że będzie się w niej taplać tylko Hela, a okazało się, że uwielbiają ją wszystkie dzieci – nasze i cudze :)

Jak to działa? Jest to taki mini basenik, do którego podłącza się wąż ogrodowy, woda wlewa się do rantu tej maty i wytryskuje w górę przez malutkie dziurki. Część wody leje się na zewnątrz, część do środka maty, tworzy się z tego ogromna fontanna, której wielkość można regulować ciśnieniem wody. Hela zdecydowanie preferuje taplanie się w malutkiej fontannie, Lila jest zwolenniczką fontanny w rozmiarze maxi. Tak czy inaczej, obie były zachwycone tym mini basenem. Jeśli macie kawałek trawnika, wąż ogrodowy i dostęp do wody, to polecam taki zakup. Jedyna uwaga — wasz ogródek będzie nieco zalany, bo wiadomo, coś się z tą wodą musi potem stać, ale powódź wam raczej nie grozi :)

Jeśli zastanawiacie, się czy woda nie będzie za zimna, to od razu mówię: będzie za zimna dla was, ale dla dzieci nie :D

Matę wodną Banzai można kupić między innymi TUTAJ w cenie 59.99 zł.

Żabi Skok czyli wodny Twister Banzai

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

To nasz najnowszy hit ogrodowy — gra Żabi Skok, czyli taka mokra odmiana Twistera. Jest to kwadratowa plansza, której brzeg napełnia się wodą i przez małe dziurki woda pryska do góry. Do gry dołączona jest dmuchana kostka, na której losuje się kolory. Zabaw jest przednia, bo dość szybko wszyscy są mokrzy. Super się przy tym bawią zarówno starszaki, jak i młodsze dzieci, które jeszcze nie ogarniają zasad gry, ale z chęcią potaplają się w wodzie.

Żabi Skok kosztuje 56,99 zł i można kupić ją TUTAJ.

Ślizgawka wodna Banzai

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

Ślizgawka to świetna zabawka dla starszych dzieci (5+). Żeby móc z niej korzystać potrzebujemy wąż ogrodowy podpięty pod kran i 5 metrów trawnika. Ślizganie się na całej długości wymaga nieco wprawy, ale już po kilku próbach dzieciaki jeżdżą naprawdę świetnie. Do zestawu dołączone jest dmuchane kółko, ale szczerze mówiąc, nasze dzieci lepiej sobie radzą bez tego kółka.

Ślizgawka wodna Banzai kosztuje 84,99 zł i można kupić ją TUTAJ.

Plac zabaw

wakacje w ogródku

Plac zabaw, to nie tylko huśtawki i piaskownica, to może być znacznie więcej, ale wszystko zależy od waszej otwartości na bałagan, który wtargnie do waszego ogródka. Wystarczy zamknąć oczy, przypomnieć sobie, w co wy bawiliście się w parkach, ogródkach i na działkach, i przygotować coś fajnego dla waszych dzieci.

W naszym ogródku króluje bardzo prosty plac zabaw który jest dokładnie taki, jaki chcemy. Od nas zależy, jakie zabawki będą na nim wisiały. Czy będzie to huśtawka, trapez, hamak, drabinka czy siatka do wspinaczki. Jest to najfajniejszy plac zabaw, jaki można mieć w ogródku! Jeśli chcecie poczytać więcej na temat tego, jak powstał, to zapraszam TUTAJ.

Błotna kuchnia

wakacje w ogródku

Pomimo tego, że od dwóch lat z powodu błotnej kuchni mamy zabłocone ściany domu, powykradaną ziemię z warzywniaka i poobrywane liście z krzaków, to polecam. Jest to miejsce, w którym wszystkie dziewczynki, które nas odwiedzają, zostają na dłużej — gotują, pieką, myją i smażą. Potrafią bawić się w niej naprawdę długo. Najbardziej w tym wszystkim wzrusza mnie to, że robią dokładnie to samo, co ja, moja siostra i nasze koleżanki niecałe 30 lat temu.

Błotną kuchnię można bardzo łatwo zrobić samemu. Naszą zrobiłam z Kasią z bloga TwojeDIY — TUTAJ możecie zobaczyć więcej zdjęć kuchni, a TUTAJ znajdziecie cały tutorial, z którym będziecie mogli zrobić taką samą :) Bardzo polecam!

Pomysły na gry i zabawy

Wasze dzieci na pewno mają w głowie mnóstwo pomysłów, na to, co robić podczas wakacji, ale gdyby potrzebowały nieco wsparcia, to możecie ich wspomóc zabawkami, które umilą im pobyt na świeżym powietrzu. Każda z tych rzeczy wymaga jedynie tego, co większość z nas i tak ma w ogródku, czyli trawy, chodnika czy piasku.

Kreda chodnikowa

wakacje w ogródku

Jestem wielką zwolenniczką zabawy kredą, tak długo, jak dzieje się to poza murami domu :) Można pisać na chodniku, przed domem, czy na tarasie — czyli wszędzie tam, skąd kredę łatwo spłukać. Kreda umożliwia gry w klasy, czy w państwa, pozwala na naukę pisania i rysowania. Do tego jest mega tania, chociaż oczywiście można znaleźć i takie, które kosztują więcej niż 10 zł za opakowanie :) Ja polecam takie w plastikowych wiaderkach — nie ma później problemu z tym, gdzie ją trzymać :)

Bardzo duży wybór kredy chodnikowej w dobrych cenach znajdziecie TUTAJ.

Bańki mydlane Tuban

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

Nie ma lepszej letniej zabawy niż puszczanie baniek mydlanych, zwłaszcza jeśli bańki są duże i wychodzą nawet dwuletnim dzieciom. Cała tajemnica tkwi w odpowiednim płynie, dzięki któremu bez dużego wysiłku można zrobić naprawdę ogromne bańki. Ja jestem zakochana w gadżetach marki Tuban, bo z ich płynu każdy z nas może puszczać mega ogromniaste bańki. Oprócz płynu można kupić też obręcze i sznurki Tuban, które sprawdziły się u nas rewelacyjnie. Zresztą na zdjęciach widać, że zabawa jest przednia!

Płyny, obręcze i sznurki Tuban można kupić TUTAJ.

Bule dla najmłodszych

wakacje w ogródkuwakacje w ogródku

Bule to gra, która jest nie tylko świetną rozrywką dla rodziców, dzieci i sąsiadów, ale również super lekcją koordynacji ruchowej, ćwiczenia cierpliwości podczas czekania na swoją kolej, czy nauką trudnej sztuki przegrywania. Zazwyczaj bule są zbyt ciężkie, żeby można było swobodnie grać z małym dzieckiem, dlatego warto przyjrzeć się ich materiałowej wersji marki Buiten Speel. Materiałowe bule to zestaw 6 neoprenowych woreczków wypełnionych piaskiem (po 2 woreczki w jednym kolorze) oraz malutkiej, materiałowej, czerwonej „świnki”. Idealne dla 3 małych zawodników! Dzieciaki nie mają problemu z tym, żeby woreczkiem rzucić i dobrze trafić, nie ma też problemu, kiedy woreczek spadnie na palce u stóp :) U nas te bule świetnie się sprawdziły.

Materiałowe bule można kupić między innymi TUTAJ w cenie 92.99 zł.

Letni tenis

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

Ta gra od Buiten Speel to nieco prostsza odmiana badmintona. Rakietki są duże i lekkie, a włochata, gumowa piłeczka leci naprawdę wolno :) Franek potrzebował 5 minut, żeby zacząć świetnie grać, Lila po 10 ogarnęła odbijanie. Nawet Hela znalazła sposób na zabawę tymi rakietkami i wciskała sobie siatkę na twarz, więc jakby nie patrzeć zabawa dla całej rodziny :)

Letni tenis kosztuje 84,54 zł i można kupić go TUTAJ.

Gra w klasy

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

Jeśli chcemy zagrać w klasy, to możemy narysować sobie pole na chodniku, ale jeśli chodnika nie ma, to zawsze zostaje trawnik i klasy Buiten Speel. Jest to zestaw 3 kolorowych drewnianych krążków oraz 10 obręczy wykonanych z grubej liny, do której przyczepiony jest drewniany klocek z numerkiem. Dzięki temu gra w klasy robi się dużo bardziej przyjemna, bo skakanie po miękkiej trawie, jest znacznie fajniejsze niż skakanie po chodniku. Ale te obręcze można wykorzystać do miliona innych gier, wystarczy tylko wymyślić coś swojego :) Co więcej, można nimi się bawić również w domu :)

Grę w klasy można kupić między innymi TUTAJ w cenie 114.99 zł.

Zabawki do piasku

wakacje w ogródku wakacje w ogródku

Jeśli macie w ogródku lub na działce piaskownicę, to z pewnością macie już wielki karton zabawek do piasku. Ale jeśli dopiero przymierzacie się do ich zakupu, to mam coś, co świetnie sprawdzi się w ogrodzie. Plastikowy wózeczek marki B.Toys wypełniony jest mniejszymi zabawkami do piasku — jest w nim wiaderko, sitko, łopatka, grabki, stateczek, foremki i ciężarówka-wywrotka. Oprócz tego, że te zabawki wykonane są z wytrzymałego plastiku, i mają bardzo ładne kolory, to jeszcze można je w bardzo łatwy sposób trzymać w porządku. Wystarczy po skończonej zabawie wrzucić wszystko do wózeczka i zaciągnąć wózeczek na miejsce :)

Wózek z zabawkami do piasku można kupić między innymi TUTAJ w cenie 100 zł. Jeśli interesują was inne, polecane przeze mnie zabawki do piasku, to możecie znaleźć je TUTAJ.

Kilka polecanych przeze mnie zabawek można zobaczyć w moim filmie:

 

I nie zapominajcie o skakaniu w gumę, skakaniu na skakance, podchodach, zabawie w chowanego i wszystkim tym, co my sami robiliśmy na podwórku!

A jutro już wcale nie będzie śmiesznie, bo będą same poważne wakacyjne sprawy!


Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO POLECAM ZABRAĆ NA WAKACJE, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WAKACYJNEGO.

wakacje w ogródku

Artykuł Poradnik Wakacyjny: Gadżety na udane wakacje w ogródku i na działce pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.


Polskie torby nie tylko dla mam – Magsy, Mammania, MayLily i Peemer

0
0

W czasie mojej długiej macierzyńskiej historii przerobiłam wiele toreb dla mam, widziałam wiele modowych trendów w tej kategorii i wyrobiłam sobie jednoznaczną opinię na temat tych produktów. Uważam, że idealna torba dla mamy to taka, która po pierwsze jest pojemna, a po drugie będzie nam służyć również wtedy, kiedy nasze dzieci nie będą z nami wszędzie chodziły, nie będą potrzebowały zapasu pieluch, a my zajmiemy się na nowo własnym życiem i częściej będziemy chodzić do pracy niż na plac zabaw.

Jestem więc fanką tych toreb, które nie wyglądają jak kolorowy pojemnik na pieluchy i zabawki, ale jak elegancka lub sportowa torba dla człowieka, który ma też własne życie. Zawsze też bardziej przychylnym wzrokiem patrzę na te rzeczy, które zostały wyprodukowane w Polsce, a wśród toreb dla (nie)mam coraz częściej można znaleźć polskie marki, które faktycznie szyją torby w naszym kraju.

Ponieważ w ostatnim czasie miałam przyjemność korzystania z kilku takich toreb, to postanowiłam je zrecenzować. Od razu zaznaczam, że lubię wszystkie torby, które pokazuje, nie uważam, by któraś z nich była najlepsza. Każdą polecam i z każdej będziecie bardzo zadowolone.

Torba Magsy

Magsy to sportowa i dość uniseksowa torba, z której bez wstydu korzystać może również tata (zwłaszcza jeśli wybierzecie mniej różową kolorystykę). Została zaprojektowana przez Magdę, która szukała odpowiedniej torby dla siebie, ale nie znalazła, więc stworzyła własną.

Bardzo lubię torby Magsy za ich uniwersalność. Zostały zaprojektowane tak, że spokojnie można z nich korzystać również wtedy, gdy nie mamy w domu małego dziecka, świetnie sprawdzą się jako torby do pracy, bo w środku bez problemu zmieścimy laptopa (14″) :) Ilość kieszeni z przodu, w środku i z tyłu jest wystarczająca, żeby posegregować w nich absolutnie wszystko, co tylko wpadnie do tej torby.

Z każdej strony znajdziemy jakąś kieszonkę a w kieszonce przegródki. Ja jestem wielką fanką bocznych uchwytów, bo można tam włożyć każdy rodzaj i wielkość butelki.

Z przodu znajduje się odpinana saszetka, do której możemy włożyć telefon, portfel i dokumenty. Możemy bez problemu saszetkę odpiąć i trzymać ją przy sobie wtedy, kiedy torba zostaje na przykład przy wózku. Jest to bardzo praktyczna rzecz, z której korzystałam mnóstwo razy. Mamy, które czas spędzają głównie na pchaniu wózka, będą taką możliwością zachwycone.

Atutem torby Magsy jest możliwość przerobienia jej na plecak. Docenią to ci rodzice, którzy z racji posiadania większej ilości dzieci muszą mieć wolne ręce i być gotowi do biegu za dziećmi w każdej chwili. Ja nie jestem jakąś wielką fanką plecaków, ale szczerze mówiąc, moje ręce poczuły się naprawdę wolne, gdy Magsy nosiłam na plecach, a nie na ramieniu czy w ręku.

Razem z torbą dostajemy składany przewijak zapinany na rzep oraz uchwyty do zamontowania torby na wózku. Uchwyty można na stałe przymocować do wózka i przyczepiać do nich torbę, kiedy wychodzimy na spacer.

No i warto wspomnieć, że spód torby jest dodatkowo wzmocniony materiałem, dzięki czemu torba się nie brudzi i nie przeciera na dole.

Torba nie jest droga, bo kosztuje 239 zł. Można ją kupić w pięciu wariantach kolorystycznych — w tym w absolutnie przepięknym granacie! Moim zdaniem spodoba się każdemu, kto preferuje sportowe torby lub tym rodzicom, którzy chcą z niej korzystać wspólnie. Kupić można ją między innymi w sklepie Mama Gama.

Torba Gwen od Mammani

Mammania to marka toreb stworzona przez Mariannę, mamę małego Noaha. Historia powstania tej marki jest dość wyjątkowa. Mariannie ukradziono jej własną „torbę na pieluchy” w czasie, gdy szukała jakiegoś pomysłu na biznes. Kradzież przyczyniła się do tego, że Marianna zaprojektowała idealną torbę dla siebie, a potem okazało się, że ta torba będzie też idealna dla innych mam. Podczas pracy nad pierwszą torbą chciała stworzyć produkt ładny, praktyczny i uniwersalny, taki który będzie nam służył nawet wtedy, gdy dzieci podrosną.

Taka właśnie jest torba Gwen. Skórzana, szyta z ogromną dbałością o detale, a przy tym pojemna i zaprojektowana tak, by móc z niej bez wstydu korzystać, nawet gdy nasze dzieci są już bardzo duże. Z zewnątrz w zasadzie wygląda jak typowa elegancka torebka i ciężko jest zgadnąć, że może skrywać pieluchy, brudny śliniak czy niedojedzone chrupki.

W środku oprócz dużej ilości miejsca na wszystkie niezbędne akcesoria dziecięce i kobiece są kieszenie, w których z łatwością posegregujemy pieluchy, chusteczki, ubrania na zmianę. Jedna z kieszeni jest termoizolacyjna, więc świetnie nada się do trzymania dziecięcych butelek, ale i naszego kubka termicznego z kawą czy herbatą. Torba jest na tyle pojemna, że mieszczę w niej laptopa, więc służy mi dzielnie w każdej sytuacji.

Gwen jest bardzo elegancką torbą i świetnie się prezentuje zarówno na ramieniu, jak i w ręku. Długi skórzany pasek ma regulowaną długość, dzięki czemu łatwo dopasujemy torbę pod siebie. Można go też zupełnie odpiąć, jeśli nie lubimy nosić torby na długich paskach. Osobno sprzedawane są też uchwyty do wózka dla tych, którzy torbę wolą wozić, a nie nosić.

Gwen kupić można na stronie Mammania.pl w 3 kolorach (czarny, szary i różowy). Torba kosztuje 599 zł. Zanim zaczniecie ojojać, że takie drogie i tyle monet, to przypomnijcie sobie, że to nie jest torba na 2 czy 3 lata, ale na 10, a nawet 15, więc nie kupujecie jej na okres bycia mamą małego dziecka, ale na kawał życia. Porządną, skórzaną, szytą w Polsce torbę warto mieć w swojej szafie!

Torba IDA Mom od MayLily

Na tę torbę czekałam naprawdę długo! Jestem wierną fanką marki MayLily i szefową fanklubu ich ręczników dla przedszkolaków. Ponad rok temu zakochałam się bez pamięci w maleńkiej torebce na biodro IDA Belt i czekałam ze zniecierpliwieniem na dużą torbę stworzoną z myślą o młodych mamach. Kiedy w końcu wpadła w moje ręce, od razu wiedziałam, że będzie to wielka miłość!

IDA Mom jest przecudnej urody skórzaną torbą, która posłuży zarówno mamie, jak i nie mamie. Będzie dzielnie skrywać stosy brudnych dziecięcych ubranek lub też górę dokumentów wynoszonych z biura do domu. Jest dobrze zaprojektowana i w zasadzie absolutnie niczego jej nie brakuje!

Jestem wielką fanką bocznych kieszeni tej torby, są bardzo pojemne i łatwo dostępne, jest to więc idealne miejsce do wrzucenia wszystkiego, co nam zajmuje ręce i czego chcemy się pozbyć bez dostawania się do głównej części torby. W środku znajdziemy trzy pojemne kieszenie (z czego jedna zapinana jest na zamek) oraz bardzo dużo miejsca na wszystko, co tylko zapragniemy włożyć do środka.

Moje serce skradła skórzana smycz z zaczepem na klucze. Wymyślił to jakiś prawdziwy geniusz, który wiedział, że znalezienie kluczy w mojej torbie to prawdziwy cud. Od kiedy klucze przyczepiam do smyczy, to nie marznę pod drzwiami, przetrząsając zawartość torebki, tylko łapię za smycz i od razu wyciągam klucze. Genialne!

W komplecie z torbą jest bardzo fajny, zwijany przewijak oraz torba termoizolacyjna na butelkę. Dla wózkowych rodziców są też uchwyty do wózka i długi pasek, jeśli ktoś preferuje noszenie torby na długim pasku.

Torbę IDA Mom można kupić bezpośrednio na stronie MayLily.pl (w lutym będzie nowa dostawa) w dwóch kolorach — szarym i różowym. Torba ze wszystkimi akcesoriami kosztuje 699 zł i moim zdaniem jest to naprawdę uczciwa cena za tę cudną torbę. Pamiętajcie, że tę torbę kupujecie na wiele lat i kto wie, może będziecie w niej nosić pieluchy własnych wnuków ;)

Torba Peemer Bag

Torba Peemer to bardzo oryginalna torba, z którą dość długo musiałam się oswajać. Jest inna niż wszystkie torby, jakie posiadam, więc początkowo podchodziłam do niej bardzo ostrożnie. Mniej więcej po dwóch tygodniach uznałam, że to najfajniejsza mała torebka, jaką mam i obecnie używam jej bardzo często, bo poza laptopem mieszczę w niej wszystko!

torba dla mamy

Torba Peemer ma kształt kuferka, z dużym i sztywnym dnem, co sprawia, że pomimo niezbyt dużych rozmiarów jest torebką bardzo pojemną. Zmieści się w niej podstawowy ekwipunek każdej matki, czyli pieluchy, chusteczki i komplet ubrań na zmianę. Jest to idealna torebka dla tych mam, które wyznają minimalizm i nie prowadzą nomadycznego stylu życia.

W środku są cztery dość szerokie kieszonki, które pozwolą nieco uporządkować nasz ekwipunek. Zmieszczą się w nich nieduże zabawki, butelka czy portfel i telefon. Ja zazwyczaj wkładam o nich moje akcesoria, a rzeczy dziecięce wrzucam na środek, dzięki temu panuje tam jako taki porządek.

Bardzo ciekawa jest górna część torebki — uszyta jest z kolorowego materiału ściąganego troczkami. Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie widziałam takiego zamknięcia w torebkach i trochę się tego obawiałam, ale okazało się, że jest to zadziwiająco wygodne. Zdecydowanie szybciej ściąga się troczki, niż zapina zamek, a to ważna rzecz w życiu młodej matki.

torba dla mamy

Dodatkowym plusem jest to, że zamknięta torebka ma dodatkową powierzchnię nośną na tym materiale. Świetnie przenosi się na nim wszelkie nieduże prace plastyczne dzieci — nie trzeba ich wkładać do środka, a jednak zyskują niesamowicie ważne miejsce „w torbie mamy” :D

Torebka Peemer wykonana jest z ekoskóry oraz tkaniny bawełnianej. W sklepie Peemer znajdziecie ogromny wybór kolorów ekoskóry i wzorów tkaniny, więc można sobie stworzyć idealny zestaw dla siebie. Dodatkowo można zamówić zawieszkę z grawerem oraz uchwyty do wózka, chociaż szczerze mówiąc tak niedużą torebkę, można bez problemu nosić na ramieniu.

torba dla mamy

Torebki Peemer można kupić bezpośrednio na stronie peemer.com. Kosztują od 179 zł do 229 zł w zależności od wzoru (moja torebka kosztuje 199 zł) . Dodatkowo zawieszka z grawerem kosztuje 20 zł, a uchwyty do wózka 35 zł. Moim zdaniem jest to świetna opcja dla tych mam, które wolą nosić małe torebki, ale szukają czegoś, co pomieści niezbędne wyposażenie niemowlaka :)

Jeśli interesują Cię inne torby, które świetnie sprawdzą się przy małym dziecku, to zajrzyj do mojego poprzedniego przeglądu toreb oraz do recenzji torby Bizzi Growing, która jest torbą i łóżeczkiem w jednym.


Zdjęcia: Agnieszka Wanat

Przydał Ci się mój wpis? Poleć go znajomym :)

Artykuł Polskie torby nie tylko dla mam – Magsy, Mammania, MayLily i Peemer pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Maski antysmogowe Cambridge – nasz wybór dla całej rodziny

0
0

Niektórzy nazywają to smogową histerią, inni dbaniem o zdrowie. Dla mnie noszenie masek antysmogowych staje się powoli zimową koniecznością. Pewnie nie każdy ma takie „szczęście” jak my, ale są takie dni, w których w naszej okolicy powietrze ma bardzo określony szary kolor, otwarcie drzwi powoduje atak kaszlu, a na osiedlu unosi się tak zwany „zapach zimy”. Tak właśnie określam zapach, który doskonale pamiętam z dzieciństwa, kiedy to w każdym domu na osiedlu palono w piecach, a węglowy dym szczelnie otulał wszystkich spacerowiczów.

Najchętniej w te smogowe dni nie wychodziłabym z domu, ale niestety nie mamy jeszcze podziemnego tunelu prowadzącego do szkoły i przedszkola. Nie mówiąc już o tym, że trzymanie całą zimę trójki dzieci w domu jest dość ryzykowne. Dlatego mimo wszystko staramy się żyć w miarę aktywnie, choć w dniach o największym smogu ograniczamy przebywanie na zewnątrz do niezbędnego minimum i coraz częściej mamy wtedy na twarzy maski antysmogowe.

Dlaczego nosimy maski antysmogowe?

Smog to nie tylko nieprzyjemny zapach, drapanie w gardle i duszący kaszel, ale poważne zagrożenie dla zdrowia. Zanieczyszczone powietrze ma bardzo negatywny wpływ na funkcjonowanie układu oddechowego, układu krążenia czy układu nerwowego. Istnieją badania wykazujące związek między ekspozycją na zanieczyszczenia powietrza (NO2, PM2.5 i PM10) w trakcie ciąży i pierwszego roku życia a występowaniem autyzmu u dzieci. Dowiedziony jest negatywny wpływ zanieczyszczeń powietrza na rozwój dziecka w okresie prenatalnym oraz zwiększone ryzyko wcześniactwa, niskiej wagi urodzeniowej czy obumarcia płodu. Zanieczyszczenie powietrza może mieć też negatywny wpływ na płodność kobiet i mężczyzn. W zależności od szacunku, rocznie z powodu zanieczyszczenia powietrza pyłem umiera w Polsce od 26 do 44 tys. osób!¹

Generalnie im więcej o tym czytam, tym większą mam ochotę na przeprowadzkę w jakieś miejsce, w którym moje dzieci nie będą trute, a ja będę miała większe szanse na dłuższe życie. Jeśli sami nie jesteście jeszcze przekonani co do tego, jak szkodliwe są dla nas zanieczyszczenia, to bardzo polecam lekturę dokumentu „Wpływ zanieczyszczeń powietrza na zdrowie”, który został stworzony przez polskich naukowców dla Krakowskiego Alarmu Smogowego. Bardzo depresyjny tekst.

Naprawdę świadomość zagrożenia jest wystarczającym powodem do tego, by nie wychodzić z domu bez masek antysmogowych, wydać duże pieniądze na oczyszczacze powietrza i przede wszystkim zadbać o tu byśmy sami ograniczyli produkcję tych zanieczyszczeń.

Dlaczego wybraliśmy maski Cambridge?

Wybierając maski dla siebie i dzieci szukałam przede wszystkim masek, które będą posiadały bardzo dobre filtry oraz certyfikaty zaświadczające o ich skuteczności. Drugą ważną rzeczą był sposób zakładania maski — jak wiadomo, większość masek zakłada się na uszy, ale ważne jest to, by można było maskę dopasować do siebie (tylko maska szczelnie przylegająca do twarzy jest skuteczna). No a trzecim elementem była kwestia wizualna — brałam pod uwagę, że będę w tej masce wyglądać, jak wariatka, więc miło by było, gdybym była wariatką z ładną maską. Przy maskach dla dzieci kwestie wizualne były jeszcze ważniejsze — od tego, czy maska się spodoba, zależy czy dziecko będzie ją chciało nosić!

Ochrona przed zanieczyszczeniem

Maski Cambridge mają amerykański atest N99, oznacza to tyle, że zatrzymują przynajmniej 99% lotnych cząstek (europejskim odpowiednikiem jest atest FFP3). Jest to o tyle ważne, że nie każda maska antysmogowa ma oficjalne atesty, należy to koniecznie sprawdzić przed zakupem, bo jest to najważniejsze w masce. Może być najpiękniejsza na świecie, ale bez oficjalnego certyfikatu nie mamy pewności, że będzie faktycznie nas chronić.

Filtr znajduje się na całej powierzchni maski i jest trójstopniowy. Zewnętrzna warstwa zatrzymuje kurz oraz pył PM10. Środkowa warstwa zatrzymuje pył PM2.5, a wewnętrzna zawiera aktywny węgiel, który zatrzymuje bakterie i wirusy. Taka konstrukcja maski sprawia, że nie da się wymienić w niej filtra, w związku z czym maski Cambridge należy używać od 3 do 6 miesięcy, a następnie wymienić na nową.

Zastanawiałam się, czy nie kupić maski z wymiennym filtrem, ale doszłam do wniosku, że masek i tak będziemy używać tylko przez kilka miesięcy w roku, a jednak jest to coś, co nosimy na twarzy i w czym oddychamy, więc mam spore obawy, czy po długim czasie używania nie wyhodowałabym sobie w tej masce jakiejś cywilizacji bakterii. Dlatego dla mnie lepszą opcją jest kupowanie maski przed każdą zimą.

Konstrukcja maski Cambridge

Maskę zakłada się na twarz, a następnie dwa elastyczne paski zaczepia się o uszy. Nowy model masek ma regulację tych pasków, więc można maskę bardzo dobrze dopasować do twarzy, co jest podstawą jej skuteczności. Maska Cambridge ma też usztywnienie wokół nosa, dzięki czemu z niego nie spada i dobrze przylega.

Zastanawiałam się przez chwilę czy lepszym rozwiązaniem nie będzie maska zaczepiana z tyłu głowy, ale osobiście wolę nie mieć żadnych haczyków ani rzepów we włosach, zwłaszcza z tyłu głowy, bo mogłabym się z tego sama nie wyplątać :) Dzieciom też jest łatwiej założyć maskę za uszy, no i odpada ewentualne ciągnięcie za włosy.

W maskach Cambridge znajduje się jeden zawór odprowadzający wilgoć, dzięki któremu łatwiej się w niej oddycha. Jeśli nie nosiliście nigdy żadnej maski, to musicie się przygotować na to, że pomimo zaworów każda maska utrudnia oddychanie, ale przynajmniej nie czujecie smrodu, więc samo to wystarczy, by ją nosić.

Są maski z dwoma zaworami wentylacyjnymi i takie maski na pewno będą lepszym wyborem dla osób uprawiających w niej sport. Ja w masce nie biegam, więc nie czuję szczególnej potrzeby posiadania drugiego zaworu :)

maska cambridge

Nieco problematyczne było dla mnie na początku noszenie maski i okularów, bo okulary parowały. Potem opracowałam system, w którym najpierw zakładam maskę wysoko na nos, a okulary zakładam później i lekko je odsuwam od oczu. Nic mi nie paruje i nie muszę chodzić ślepa po ulicy.

Zakładanie masek dzieciom jest nieco trudniejsze, bo po pierwsze dzieci mają mniejsze uszy, po drugie więcej rzeczy im przeszkadza :) Na pewno starsze dzieci trzeba przeszkolić z tego, jak ją zakładać i jak ją nosić, bo jeśli maska ma wisieć na nosie, to raczej nie spełni swojego zadania. U nas z Lilą i Frankiem poszło dość szybko – od razu nauczyli się ją zakładać i wiedzą na co zwrócić uwagę podczas noszenia maski.

Maski antysmogowe dla dzieci

Jeśli chodzi o noszenie masek antysmogowych przez dzieci, to można znaleźć wiele sprzecznych informacji na te temat. Niektórzy nie zalecają zakładania masek dzieciom poniżej 11 roku życia, inni poniżej 4 roku życia, niektórzy w swojej ofercie mają maski dla dwulatków. Osobiście uważam, że decyzja należy do rodzica, który biorąc pod uwagę wiek i komunikatywność dziecka oraz stopień zanieczyszczenia powietrza w miejscu zamieszkania rozważy ryzyko i korzyści.

Na pewno masek nie zakłada się niemowlętom i małym dzieciom. Jak już pisałam, maski utrudniają oddychanie, a ani niemowlę, ani maluch nie zakomunikuje nam, że bardzo ciężko mu się oddycha. Większe dzieci, które nie mają problemów z oddychaniem, powinny już sobie w maskach poradzić. Ja na początku sugerując się informacjami znalezionymi w sieci, nie chciałam, żeby Hela chodziła w masce. Ma dopiero 3 lata i jest tak nieczuła na swój dyskomfort (np. nigdy nie płacze, jak się przewróci), że trochę się obawiałam ewentualnego problemu z oddychaniem w masce. Ale szczerze mówiąc, po tych ostatnich smogowych dniach doszłam do wniosku, że też powinna nosić maskę, a my po prostu będziemy zwracać na nią wtedy większą uwagę.

Jak u nas dzieci reagują na maski? Bardzo entuzjastycznie! Zupełnie nie uważają, że to coś obciachowego! Franek nawet trochę żałuje, że nie ma hełmów antysmogowych w stylu Vadera, chociaż, jak twierdzi maska a la ninja też jest całkiem spoko. Nie musimy dzieci namawiać do zakładania masek przed wyjściem z domu i bardzo dobrze rozumieją do czego służy maska. Z trzyletnią Helą sprawa ma się nieco inaczej, bo ona bardzo chce mieć maskę tak, jak Lila i Franek, ale nawet podczas przymiarek starała się szybko pozbyć jej z buzi.

Franek marzy o hełmie antysmogowym, ale maskę nosi :)

Jeśli jesteście rodzicami niemowlaka i na myśl o spacerach w zanieczyszczonym powietrzu robi wam się słabo, to mam dobrą wiadomość :) Właśnie testuję oczyszczacz powietrza do wózka i już wkrótce bardzo dokładnie zrecenzuję go na blogu.

Wygląd

W maskach wygląda się dokładnie tak, jakby miało się na twarzy maskę. Za pierwszym razem człowiek czuje się mega dziwnie, potem już przywyka. Jeśli peszą was spojrzenia przechodniów, to zawsze możecie w duchu szepnąć „może i wyglądam głupio, ale po pierwsze nie oddycham syfem, po drugie i tak nikt mnie nie rozpozna”. Dla waszego organizmu chodzenie w masce jest dużo lepszą opcją, więc po prostu potraktujcie to jako dbanie o swoje zdrowie. Poza tym być może wasze spacery w maskach ośmielą innych ludzi i już wkrótce wszyscy zimą będziemy zakładać czapki, szalik i maskę ;)

Polecam wybranie sobie takiej wersji kolorystycznej, która przypadnie wam najbardziej do gustu. Ładna maska zmniejsza odczuwany podczas pierwszych spacerów wstyd :) Pozwólcie też dzieciom wybrać taki wzór, jaki im się najbardziej podoba, bo dzięki temu będą do nich lepiej nastawione.

Rozmiary

Maski Cambridge występują w 4 rozmiarach (1 dziecięcy i 3 dla dorosłych), więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ja noszę rozmiar M (najmniejszy rozmiar dla dorosłych), a Michał ma L. Franek i Lila noszą maski w rozmiarze S. Helę, która waży ok. 13 kg i ma 92 cm wzrostu mierzyłam do maski Franka i okazało się, że po wyregulowaniu gumek można ją prawidłowo założyć.

maska cambridge
Lila (6 lat) i Hela (3 lata) w maskach Cambridge (rozmiar S)

Kiedy nosimy maski?

Maski zabieramy ze sobą zawsze wtedy, gdy normy jakości powietrza są przekroczone. Najczęściej w mroźne poranki, a od kilku dni dzieci zabierają maski również do szkoły i przedszkola. Na szczęście nasze dzieci nie były pierwszymi ninja w przedszkolu, więc w sumie wyjście na plac zabaw w masce antysmogowej traktują jako nobilitację.

Sama nie chodzę w masce cały dzień, zakładam ją wtedy, kiedy widzę, że zanieczyszczenie jest duże. Czasem wystarczy przejechać kilka kilometrów i okazuje się, że można normalnie oddychać. Zazwyczaj w ciągu dnia powietrze jest bardziej znośnie niż rano i wieczorem, ale maskę mam zawsze w torebce, tak na wszelki wypadek :)

Gdzie kupić maski Cambridge?

Maski Cambridge można kupić w Polsce w sklepie oddechtozycie.pl. Jest to miejsce, w którym nie tylko zaopatrzycie się w maski i oczyszczacze powietrza, ale również znajdziecie dużo informacji na temat zanieczyszczenia powietrza oraz tego, w jaki sposób można oczyszczać powietrze w domu. Z ciekawych produktów warto zapoznać się z oczyszczaczem powietrza do wózka WYND (wkrótce opublikuję moją recenzję) i doniczkami antysmogowymi Airy!

Maski Cambridge kosztują 149 zł, więc nie należą do najtańszych, ale mają naprawdę bardzo dobry certyfikat i wystarczają akurat na jednej sezon, więc kupujemy je tylko raz w roku :)

Artykuł Maski antysmogowe Cambridge – nasz wybór dla całej rodziny pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

WYND – oczyszczacz powietrza do wózka

0
0

Pisałam ostatnio o naszych maseczkach antysmogowych, które stają się dla nas koniecznością ze względu na okolicę, w której mieszkamy. Niestety nie jesteśmy w stanie uniknąć sporego zanieczyszczenia wydobywającego się z okolicznych kominów w trakcie mrozów. Maseczki, których używamy, świetnie się u nas sprawdziły zarówno w wersji dorosłej, jak i dziecięcej. Ale podczas testów pojawiło się pytanie – w jaki sposób przed smogiem możemy chronić niemowlęta i maluchy, które maseczek nosić nie powinny.

Wtedy na horyzoncie pojawił się przenośny oczyszczacz powietrza WYND, którego można używać przy wózkach dziecięcych i który jest alternatywą dla najmłodszych wdychaczy smogu. Oczyszczacz w bezpieczny sposób ma poprawiać powietrze, którym oddycha jadący w wózku maluch.

Dlaczego warto chronić maluchy przed smogiem?

O tym, że oddychanie zanieczyszczonym powietrzem ma bardzo negatywne skutki dla naszego zdrowia, też już pisałam, ale mogę się powtórzyć, bo mam wrażenie, że wciąż mamy skłonność do bagatelizowania tego tematu argumentem: „kiedyś powietrze było bardziej zanieczyszczone, oddychaliśmy nim i żyjemy”. No my żyjemy, ale raczej nie usłyszymy tego od kilkudziesięciu tysięcy Polaków, którzy umierają co roku z powodu zanieczyszczenia powietrza pyłem. Poza tym to, że kiedyś było gorzej, nie znaczy, że nie powinniśmy chcieć, by teraz było jeszcze lepiej.

Zanieczyszczone powietrze ma bardzo negatywny wpływ na funkcjonowanie układu oddechowego, układu krążenia czy układu nerwowego. Istnieją badania wykazujące związek między ekspozycją na zanieczyszczenia powietrza (NO2, PM2.5 i PM10) w trakcie ciąży i pierwszego roku życia a występowaniem autyzmu u dzieci. Dowiedziony jest negatywny wpływ zanieczyszczeń powietrza na rozwój dziecka w okresie prenatalnym oraz zwiększone ryzyko wcześniactwa, niskiej wagi urodzeniowej czy obumarcia płodu. Zanieczyszczenia powietrza mogą mieć też negatywny wpływ na płodność kobiet i mężczyzn. Jeśli nie czujecie się przekonani do dbania o jakość powietrza oraz do chronienia siebie i własnych dzieci przed smogiem to zachęcam do przeczytania obszernego dokumentu „Wpływ zanieczyszczeń powietrza na zdrowie”, który został stworzony przez polskich naukowców dla Krakowskiego Alarmu Smogowego. Bardzo przekonująca lektura.

Dla mnie świadomość zagrożenia jest wystarczającym powodem do tego, by dbać o to, czym oddychamy i uważam, że jest to nasze wspólne zadanie.

Jak chronić maluchy przed smogiem?

Najlepsza ochrona przed smogiem to unikanie go :) W najbardziej smogowe dni nie powinniśmy wychodzić z domu, włączyć oczyszczacz i grzecznie czekać, aż nadejdzie lepsze powietrze. Tymczasem nie zawsze jest to możliwe, zwłaszcza jeśli oprócz niemowlaka mamy też starsze dzieci, które trzeba odebrać z przedszkola czy szkoły bez względu na smog. Mieszkańcy najbardziej zanieczyszczonych miast mają ponad 60 smogowych dni w roku, więc dla nich porada „Nie wychodź z dzieckiem z domu” to mało śmieszny żart.

Jeśli musimy wyjść z domu, to powinniśmy zaopatrzyć się w antysmogowe maseczki (moją recenzję maseczek Cambridge znajdziesz TUTAJ), ale jak już pisałam, nie zaleca się zakładania takich maseczek niemowlętom i małym dzieciom, gdyż maseczki utrudniają oddychanie, a maluchy nie potrafią zakomunikować, że źle im się oddycha. Rozwiązaniem tego problemu może być przenośny oczyszczacz powietrza WYND, który przyczepia się do wózka i w ten sposób poprawia powietrze, którym oddycha niemowlę.

oczyszczacz powietrza do wózka

Przyznam się szczerze, że byłam sceptycznie nastawiona do tego gadżetu, ale po pierwszych testach doszłam do wniosku, że gdybym teraz miała urodzić dziecko w Warszawie, to z całą pewnością oczyszczacz znalazłby się na mojej liście wyprawkowej.

Jak działa oczyszczacz powietrza do wózka WYND?

WYND to nieduże urządzenie, które składa się z oczyszczacza oraz miernika jakości powietrza. Oba sprzęty mogą działać osobno lub razem. Oczyszczacz zasysa powietrze przez ponad 900 otworów (to te malutkie kropeczki), przepuszcza je przez filtr, a następnie czyste powietrze wypychane jest górną częścią urządzenia.

oczyszczacz powietrza do wózka

Oczyszczacz ma dwa tryby działania — moc oczyszczania może być ustawiana ręcznie lub automatycznie. Opcja auto działa wtedy, gdy miernik jakości powietrza jest włączony i podłączony do oczyszczacza, który reguluje moc, biorąc pod uwagę poziom zanieczyszczenia powietrza.

Oczyszczacz pracujący na niskich obrotach jest dość cichy. Producent deklaruje 30 dB, natomiast jeśli ustawimy go na najwyższe obroty, to jego głośność sięga 55 dB. Dla mnie osobiście te najwyższe obroty są zbyt głośne, ale zawsze ustawiam je na krótki czas i po pierwszych minutach działania urządzenia zmniejszam obroty na cichsze. Dodatkową i zupełnie niespodziewaną zaletą oczyszczacza jest to, że na dziecko leżące w wózku działa jak Szumiący Miś :)

Filtr

Filtr medyczny (klasa MERV 16) wyłapuje ponad 99% cząstek o wielkości powyżej 0.3 mikrona (w tym PM 2.5, PM 10, bakterie i alergeny) i może oczyścić ponad 8 litrów powietrza na sekundę. Jest to całkiem sporo, choć warto pamiętać, że ze względu na wielkość filtra nie ma co katować oczyszczacza w dużych pomieszczeniach. Filtr jest wymienny — trzeba wymieniać go co 3-4 miesiące, czyli przy naszym zimowym smogu taką wymianę można robić raz w roku. Koszt filtra to 39 zł.

oczyszczacz powietrza do wózka
Filtr po kilku spacerach w bardzo smogowe dni (jak się domyślacie, wcześniej był śnieżnobiały)

Miernik jakości powietrza

Miernik to małe urządzenie wsuwane do oczyszczacza, można używać ich razem lub osobno. Kolorowa dioda sygnalizuje poziom zanieczyszczenia powietrza (w skali AQI US), więc po zapoznaniu się z oznaczeniami kolorystycznymi możemy zobaczyć czy jakość powietrza wymaga uruchomienia oczyszczacza, czy nie nawet bez zaglądania do szczegółowych danych w aplikacji.

oczyszczacz powietrza do wózka
Miernik przyczepiony do pasów wózka. Kolor niebieski oznacza bardzo dobrą jakość powietrza (AQI poniżej 50)

Miernik można przyczepić do kurtki czy pasów w wózku, by na bieżąco sprawdzać, czy dziecko oddycha czystym powietrzem. Można też go używać podczas wyjść bez dziecka, kiedy sami chcemy się upewnić czy jakość powietrza nie wymaga od nas noszenia maseczki.

Aplikacja

Fantastycznym dodatkiem do oczyszczacza jest aplikacja, która nie tylko pokazuje poziom zanieczyszczenia powietrza, ale i poziom zużycia baterii (oczyszczacza i miernika) oraz stopień zużycia filtra. Urządzenie działa również bez aplikacji, więc nawet jeśli nie macie przy sobie telefonu, to miernik będzie mierzył jakość powietrza, a oczyszczacz działał w trybie manualnym i automatycznym.

Ładowanie i czas działania

Oczyszczacz ładuje się przy pomocy kabla USB-C. Ładowarka dołączona jest do kompletu, więc nie trzeba nic dokupować. Jedno ładowanie wystarcza na ok. 8 h przy średnim poziomie oczyszczania, więc bez problemu wystarczy nawet na długie spacery. Ponowne całkowite ładowanie oczyszczacza zajmuje 4-5 godzin. Miernik jakości powietrza ładuje się poprzez umieszczenie go we włączonym oczyszczaczu. W każdej chwili można sprawdzić stan naładowania oczyszczacza i miernika w aplikacji.

Moje testy oczyszczacza WYND

Mój sceptycyzm związany z tym urządzeniem minął podczas pierwszego smogowego dnia. Przy użyciu specjalnego uchwytu (kupuje się go osobno) przyczepiłam oczyszczacz do wózka, tak by wylot czystego powietrza skierowany był w stronę siedzącego w wózku dziecka. Całkowicie rozłożyłam też budkę, tak by powietrze przefiltrowane przez oczyszczacz nie uciekało w świat, ale kumulowało się pod budką. Miernik jakości powietrza przyczepiłam na pasie naramiennym.

W ciągu dwóch minut dioda zmieniła swój kolor z czerwonego (AQI pomiędzy 150 a 200 – powietrze złej jakości) na żółty (AQI pomiędzy 51 a 100, czyli średniej jakości powietrze), potem przez cały czas pracy oczyszczacza AQI utrzymywało się na poziomie 60, co było bardzo dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę pomiary jakości powietrza poza wózkiem.

Producent deklaruje, że WYND jest w stanie poprawić jakość powietrza o około 70% i jest to faktycznie zgodne z moimi wynikami. Oznacza to, że nawet przy bardzo dużym zanieczyszczeniu mamy pewność, że dziecko jadące w wózku będzie miał dostęp do powietrza o AQI poniżej 100.

Z mojej perspektywy kluczowe przy korzystaniu z oczyszczacza było takie zamontowanie go przy wózku, by wylot czystego powietrza skierowany był pod rozłożoną budkę, ale bez bezpośredniego dmuchania dziecku w twarz. Kiedy robiłam testy w pustym wózku, to udało mi się bez problemu zamontować oczyszczacz pod budką, ale kiedy do wózka włożyłam Helę, to okazało się, że WYND zabiera jej trochę miejsca, no i przede wszystkim kusi, by go dotknąć, złapać i ściągnąć. Ostatecznie wygodniejsze było zamontowanie oczyszczacza na rączce wózka, czyli nieco dalej od dziecka, ale z wylotem skierowanym pod rozłożoną budkę. Z całą pewnością montaż oczyszczacza w gondoli jest mniej problematyczny, bo zazwyczaj jest tam dużo więcej miejsca niż w spacerówkach.

Czy jest sens kupować oczyszczacz powietrza do wózka?

Na pewno część z was będzie się zastanawiać czy jest sens wydawać ponad 1000 zł na oczyszczacz, którego używać będziecie przy wózku dziecięcym, czyli przez 2-3 sezony. Jest to bardzo dobre pytanie, bo wydatek jest faktycznie dość duży. Myślę, że warto podczas zakupu wziąć pod uwagę fakt, że oczyszczacza możemy używać też poza wózkiem, na przykład w samochodzie (zwłaszcza jeśli mamy samochód nie najnowszy, w którym filtry nie radzą sobie z oczyszczaniem powietrza). Możemy go traktować również jako przenośny oczyszczacz, chociaż moim zdaniem używanie go na dużych powierzchniach nie ma sporego sensu, bo jednak szkoda filtra na takie oczyszczanie.

Chyba najrozsądniejsze podejście do tego zakupu, to założenie, że oczyszczacz możemy po kilku latach sprzedać. Nie straci on nic na swojej funkcjonalności, przyda się kolejnym świeżo upieczonym rodzicom, którzy chętnie kupią go po niższej cenie niż ta pierwotna. Moim zdaniem taki zakup powinni rozważyć Ci rodzice, którzy mieszkają w mocno zanieczyszczonych rejonach, gdzie ilość smogowych dni jest duża, a oczyszczacz sprawi, że będą mogli normalnie funkcjonować bez zamykania się w domu na 2 miesiące.

Ile kosztuje oczyszczacz WYND i gdzie można go kupić?

Podstawowa cena oczyszczacza i miernika to 999 zł. W komplecie dostajemy również ładowarkę, pokrowiec i stojak, który umożliwia ustawienie oczyszczania na biurku czy stoliku tak, by strumień skierowany był w naszą stronę. WYND dostępny jest w dwóch kolorach: białym i czarnym.

Mocowanie do wózka trzeba dokupić osobno, kosztuje 119 zł. Uchwyt jest uniwersalny, ale trzeba trochę czasu poświęcić na stabilny i prawidłowy montaż.

Zarówno oczyszczacz, jak i mocowanie do wózka można kupić w sklepie oddechtozycie.pl.

oczyszczacz powietrza do wózka

Artykuł WYND – oczyszczacz powietrza do wózka pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Torba dla mamy – mój subiektywny przegląd

0
0

Kiedy w naszym życiu pojawia się dziecko, to zmienia się wszystko — poród to tylko preludium do bolących piersi, nieprzespanych nocy, wymiany pieluch kilkanaście razy na dobę, przygotowań do wyjścia z dzieckiem, jakby była to, co najmniej wyprawa na biegun północny, przeczesywania Internetu w poszukiwaniu informacji, czy ta czerwona kropka na policzku, to na pewno tylko czerwona kropka. Absolutnie NIC nie jest takie jak wcześniej, bo nigdy wcześniej nie mieliśmy pod opieką pomarszczonego, krzyczącego i kompletnie niesamodzielnego ludzkiego szczeniaka, który zupełnie niespodziewanie stał się najważniejszą istotą, z jaką kiedykolwiek mieliśmy do czynienia.

Zmiany dotyczą również damskiej torebki, która przez najbliższych kilkanaście miesięcy nie będzie w niczym przypominała tej zwykłej kobiecej torby, w której nosimy pół wszechświata, i w której nigdy nic nie możemy znaleźć :) Od dnia narodzin naszego potomka, nasza torba będzie nosić drugie pół wszechświata i nadal ciężko będzie nam w niej coś znaleźć, ale jej rozmiary będą musiały znacząco wzrosnąć!

Oczywiście można się upierać, że co jak co, ale nie ulegniemy terrorowi niemowlęcia i nie oddamy mu naszej torby, będziemy używać nadal tych samych torebek, a rzeczy dla dziecka będziemy nosić między szminką a tuszem do rzęs. Sama przywitałam pierworodnego bez „specjalistycznej” torby w wyprawce, ale po dwóch miesiącach udałam się do sklepu w celu zakupu takowej, gdyż moje zwykłe torebki nie były w stanie pomieścić całego niezbędnego osprzętu niemowlęcego. Od tego czasu zauważyłam, że nawet jeśli aktualnie nie korzystam z typowych toreb „dla mam”, to rozmiary moich torebek znacznie urosły — po prostu nic w normalnych rozmiarach nie jest w stanie pomieścić resoraków, kamieni, szyszek, magicznego patyka i ubrań na wypadek wpadnięcia do fontanny :)

Jeśli już pogodzimy się z tym, że nasze małe torebki zupełnie nie sprawdzą się jako torebka młodej mamy, to możemy, zupełnie legalnie, bez szukania wymówek kupić sobie NOWĄ torbę! Ich ogromny wybór sprawia, że torba, w której będziemy nosić pieluchy, butelki, smoczki i brudne ciuchy z zewnątrz nie musi się wiele różnić od tych toreb, które nosiłyśmy również wtedy, gdy nie wiedziałyśmy, co to znaczy mieć dziecko :) Moje „dzieciowe” torby w większości wyglądają tak, jak torebki, które każda „nie-mama” nosi do pracy, czy na spacer. Przedstawiam mój subiektywny wybór najfajniejszych toreb, którym miałam okazję przyjrzeć się z bliska przez ostatnich kilka lat.

Kolejność jest nieprzypadkowa, zaczynam od tych najtańszych.

Skip Hop Duo Special Edition

Skip Hop Duo to chyba najpopularniejsza torba, kupowana z myślą o noszeniu ekwipunku dziecięcego. Jest dobrze przemyślana, bardzo dobrej jakości i w cenie niepowalającej z nóg. Kupiłam ją dopiero przy trzecim dziecku, bo wcześniej byłam zajęta testowaniem innych toreb, ale przez pierwsze pół roku towarzyszyła mi podczas każdego wyjścia z dzieckiem i była jednym z bardziej trafionych prezentów!

To jest torba, która jest chyba najbardziej unisexowa ze wszystkich w tym zestawieniu i jeśli wybierzemy taką wersję kolorystyczną, która podpasuje również ojcu dziecka, to będzie mogła bez problemu być używana również przez ojców, wujków i dziadków, którzy zabiorą naszego potomka na spacer :) Z drugiej strony najmniej przypomina normalne, damskie torebki, więc raczej nie będziemy jej wykorzystywać, gdy minie już okres taszczenia tony rzeczy dla dzieci, co dla mnie osobiście jest wadą.

To, co lubię w niej najbardziej to duża liczba kieszeni (9), dzięki czemu można sobie całkiem sprytnie posegregować cały ekwipunek. Jeśli jest się mną, to oczywiście w żadnym wypadku nie uchroni to przed bałaganem w torbie, ale przynajmniej raz na jakiś czas będziemy mieć poczucie, że wiemy gdzie, co jest.

Mam też wrażenie, że Skip Hop Duo są niezniszczalne — używałam jej przez pół roku non-stop, a przez kolejny rok używałam jej sporadycznie i po wypraniu torba wygląda jak nowa. W zasadzie zdradza ją tylko odcięta metka. Materiał, z którego jest wykonana jest wszystkoodporny (matriał pokryty jest laminatem i jest taki śliski), ale nie wygląda tandetnie. Dzięki różnym uchwytom przymocowanym do torby wygodnie nosi się ją w ręku, na ramieniu i łatwo przyczepia się do wózka. W zestawie z torbą dostajemy też miękki składany przewijak.

Model Special Edition kosztuje 279 zł i można go kupić między innymi w sklepie Mama Gama, ale jest jeszcze (nieco inny) tańszy model Signature, za który trzeba zapłacić 239 zł (również dostępny w Mama Gama).

aztec-duo-luxe-012

torby-4

Mamas & Papas Parker

Torba Mamas&Papas Parker wpadła mi w oko głównie przez te grochy, bo wydawały mi się takie wakacyjne. Ale kiedy zobaczyłam ją w innych odsłonach, to okazało się, że potrafi być bardzo elegancka. Ze wszystkich moich toreb jest chyba najmniej pojemna i ma najmniejszą liczbę kieszeni (6), ale w zupełności wystarcza na zabranie matczynego ekwipunku. Jakość jest bardzo dobra — po ponad 2 latach używania jedynym mankamentem jest przybrudzenie jasnej tkaniny na zewnątrz, poza tym wszystko idealne :)

Niestety materiał jest dość trudny w czyszczeniu (nie można prać jej w pralce), więc warto dobrze zastanowić się nad kolorem, żeby później nie szorować jej zbyt często mokrą ściereczką. W zestawie do torby dodana jest mała torba izolacyjna na butelkę, przewijak oraz długi pasek, gdyby ktoś potrzebował, żeby powiesić torbę na rączce wózka.

Zdecydowaną zaletą tej torby jest to, że po wyciągnięciu ze środka pokrowca na butelkę i składanej maty do przewijania, mamy normalną, bardzo ładną torebkę, która będzie dobrze wyglądać, nawet jeśli w naszej okolicy nie będzie żadnych dzieci :) Ten model dostępny jest również w przepięknych limitowanych edycjach, które dla Mamas & Papas projektuje obecnie Donna Wilson.

Mamas & Papas Parker kosztuje 399 zł i można kupić ją TUTAJ, ale cenę można sobie łatwo wytłumaczyć tym, że nie jest to torba tylko na „pieluchy” ale super się sprawdzi również po powrocie do pracy :)

porter

torby-2

mara mea

Torba marki mara mea jest jedyną w zestawieniu, której nie miałam okazji sama używać, ale bardzo chciałam wam ją pokazać, od kiedy zobaczyłam ją na targach w Kolonii. Mara mea to mała berlińska marka stworzona przez dwie młode dziewczyny. W swojej ofercie oprócz toreb mają ubrania ciążowe oraz różne macierzyńskie akcesoria. Wszystko jest absolutnie przepięknie wykonane i spodoba się szczególnie miłośniczkom haftów :)

Torba mara mea zachwyciła mnie swoją funkcjonalnością i tym, że potrafi się dostosować do zmieniających się potrzeb kobiety — może być zwykłą shopperką, torbą na ramię, torbą do wózka i plecakiem. Wszystkie te kombinacje otrzymuje się poprzez odpowiednie przepięcie (lub odpięcie) paska.

W środku torby znajduje się 10 różnych kieszeni, z czego jedna jest wodoodporna (w sam raz na mokre ubranka). Cały środek, w którym znajdują się kieszenie na dziecięce skarby, można odpiąć i wyciągnąć, dzięki czemu zostajemy z dużą torbą z dwoma zapinanymi kieszeniami (w jednej zmieści się 13″ laptop). Idealna dla mam, które szukają torby-kameleona, która świetnie sprawdzi się zarówno na spacerze z dzieckiem, jak i w pracy.

W zestawie z torbą dostaniemy wszystkie potrzebne paski oraz materiałowy przewijak. Cały komplet kosztuje 179 €, czyli ponad 700 zł. Wszystkie produkty mara mea można zamówić TUTAJ.

mood_new_moon_high_res_2

diaper_bag_new_moon_inside-581

Morini Moco

O torbach Morini pisałam już osobną długą recenzję. Mam je już prawie rok, w związku z czym mogę przyznać, że to model Moco jest moim ulubieńcem — bardzo pojemny i bardzo elegancki :) To nie jest żadna specjalna torba dla rodziców, tylko po prostu duża, pojemna torba z dużą ilością dużych kieszeni (6), w których zmieści nam się absolutnie wszystko. W zestawie nie ma ani przewijaka, ani termoizolacyjnego opakowania na butelki, ale mamy dodatkowe paski, dzięki którym możemy wygodnie zaczepić torbę na wózku.

Całość wykonana jest z bardzo dobrych materiałów, dzięki czemu po miesiącach ciągania torby po piaskownicach, kawiarniach i poczekalniach nadal wygląda świetnie. Zresztą skórzane torby dla rodziców, to naprawdę idealne rozwiązanie — da się z łatwością zmyć z nich zaschnięte mleko, błoto i sok :)

Jedyny minus to fakt, że jest tak pojemna, że czasami nie mam nad sobą litości i pakuję ją ponad możliwości mojego kręgosłupa, co niestety nie jest najlepsze. Cena (800 zł) też niestety do najniższych nie zależy, ale nie bardzo można zapłacić mniej za dużą, skórzaną torbę, zwłaszcza że posłuży nam nawet wtedy, gdy nasze dzieci wyrosną z pieluch :)

IMG_5742_awanat copy

torby-5

Bugaboo + Storksak

Nie byłam fanką toreb Bugaboo, ale kiedy zobaczyłam, że pracują oni nad torbą razem z marką Storksak, to wiedziałam, że nastąpi duża zmiana. I miałam rację. Torba Bugaboo + Storksak to zupełnie coś innego niż dotychczasowe torby Bugaboo. Została zaprojektowana tak, żeby wyglądała, jak elegancka, klasyczna torba damska, która nie krzyczy z daleka: „Mam w środku pieluchy i mleko!”, nie jest też żadną „torbą do wózka”, ale można ją oczywiście na wózku powiesić.

Mnie urzekł przepiękny niebieski kolor podszewki, dzięki któremu łatwo jest w środku coś znaleźć, no i zachwyciła mnie ilość kieszonek i schowków — patrząc na torebkę z zewnątrz ciężko przewidzieć, że w środku jest 9 kieszeni (z czego jedna termoizolacyjna na butelkę). A mimo to, jeśli wyciągniemy ze środka wszystkie dziecięce rzeczy, to ciężko będzie nam przypuszczać, że jest to torba na pieluchy :) Zostaniemy z bardzo elegancką, skórzaną i pojemną torebką, która będzie nam służyć przez kolejne bezpieluchowe lata :)

W zestawie z torbą dostajemy długi pasek oraz rozkładany przewijak zgrany kolorystycznie z torebką. Oprócz wersji skórzanej jest również nieco tańsza wersja nylonowa. Jedynym minusem, na który zwróciłam uwagę, są uszy krótsze niż w moich pozostałych torebkach, musiałam się do tego przyzwyczaić, bo dużo bardziej wolę uszy dłuższe (takie jak w torbach Morini) :)

Cena jest oczywiście bardzo bugaboowska ;) Torba w wersji skórzanej kosztuje 1399 zł, a w wersji Nylon 729 zł. Torby można kupić między innymi TUTAJ.

storksak-bugaboo-black-leather-diaper-bag-7

torby-3

Mam nadzieję, że torebkowy przegląd wam się spodobał na tyle, że ucieszycie się na wieść o tym, że szykuję drugą część, tym razem o pieluchowych kopertówkach ;)

Artykuł Torba dla mamy – mój subiektywny przegląd pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Bidon do szkoły — nasi ulubieńcy

0
0

Już za chwileczkę, już za momencik zacznie się wrzesień i my rodzice będziemy mogli odetchnąć, gdyż odpowiadanie na wszelkie trudne pytania, rozwiązywanie konfliktów i przekonywanie dzieci, że warto się uczyć, znowu spadnie na nauczycieli! My z kolei powrócimy do jedzenia śniadań o nieludzkiej porze i obmyślania zawartości śniadaniówek. Pamiętajcie o tym, że tymi obowiązkami warto się podzielić, by nie obciążać porankami, tylko jednego rodzica. U nas na przykład jeden rodzic odpowiada za zawartość śniadaniówek (Michał), a drugi napełnia bidony wodą (ja).

Bidonami w zasadzie zajmuje się już zawodowo, gdyż całe upalne wakacje zleciały mi na korzystaniu z bidonów — nalewałam wodę, sprawdzałam, czy przeciekają, kazałam dzieciom z nich pić, a na koniec myłam, i tak w kółko. Dzięki mojemu poświęceniu mam więc specjalny wpis o bidonach, które polubiliśmy najbardziej i, które polecamy innym! Dlatego, jeśli szukacie sprawdzonych bidonów, to koniecznie zobaczcie, które sprawdziły się u nas!

Contigo Swish – mój faworyt

bidon

O tym, że Contigo ma najlepsze bidony, słyszałam wielokrotnie, ale dopiero w tym roku przekonałam się o tym osobiście. Bidon Contigo Swish towarzyszył mi przez całe wakacje i zakochałam się w nim na zabój. Moim zdaniem jest to świetny produkt dla dzieci, które mają problemy z zamykaniem czy zakręcaniem bidonu i zdarza się wracać im ze szkoły z mokrym plecakiem. Contigo Swish otwiera się przy pomocy przycisku i jest on otwarty tak długo, jak długo naciskamy przycisk. Jeśli go puszczamy, to bidon się zamyka (i jest w 100% szczelny). Ustnik jest wygodny zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Jeśli miałabym się doszukiwać wad, to moim zdaniem nie jest to bidon dla małych dzieci, które nie potrafią skoordynować wciskania przycisku z piciem. Czteroletnia Hela nie zawsze potrafi sobie z nim poradzić, ale dla dzieci szkolnych jest genialny.

Jestem też wielką fanką tego bidonu ze względów wizualnych — bardzo fajnie zestawione kolory, prosty kształt i silikonowy spód, który nie tylko ładnie wygląda, ale i chroni bidon przed obtłuczeniem. Bidon można myć w zmywarce, a jego pojemność to 500 ml! Jedynym minusem jest cena, gdyż trzeba za niego zapłacić 85 zł, ale moim zdaniem wart jest tych pieniędzy (pod warunkiem, że nie zostanie zgubiony). Dostępny jest w kilku wersjach kolorystycznych w sklepie Mama Gama.

Sportowy bidon Skip Hop – ulubieniec Lili

bidon

Gdy Lila w tym roku kolekcjonowała szkolną wyprawkę, to z szuflady z bidonami bez wahania wzięła sportowy bidon Skip Hop. Bardzo go lubi głównie ze względu na wzornictwo, chociaż jak mówi, jest on nie tylko najpiękniejszy, ale najlepiej z niego smakuje woda! Bidon jest trochę mniejszy od Contigo, bo jego pojemność wynosi 414 ml, ale spokojnie wystarczy dla dziecka. Bidon ma nieduży silikonowy ustnik, więc nie ma obaw, że dziecko straci zęby, kiedy podczas picia koleżanka z klasy na niego wpadnie. Zamknięty bidon jest szczelny, ale gdyby zdarzyło się, że bidon zostanie wrzucony do plecaka bez zamknięcia, to oczywiście plecak będzie mokry.

Dla młodszych dzieci te bidony są na pewno atrakcyjne wizualnie — bidon można kupić w kilku wersjach kolorystycznych z różnymi zwierzątkami z serii ZOO Skip Hop. Można myć go w zmywarce, chociaż warto uważać, bo czasem zdarza się, że nadruki na bidonach Skip Hop się ścierają (u nas się to jeszcze nie zdarzyło). Cena tego bidonu to 49 zł. Można go kupić między innymi w sklepie Fabryka Wafelków, gdzie obecnie trwa promocja -10% na te bidony.

Termobutelka Pura Kiki – wybór Franka

Termobutelka Pura Kiki to nie tyle bidon, ile butelka, która może służyć zarówno niemowlakom, jak i dorosłym. W opcji szkolnej może być bidonem ze sportowym ustnikiem lub bidonem z rurką. My używamy przede wszystkim tego sportowego ustnika. Butelka jest wykonana ze stali nierdzewnej – materiału antybakteryjnego, nietłukącego, wolnego od wszelkich szkodliwych substancji, więc dla niektórych będzie znacznie lepszą opcją niż bidon plastikowy.

Butelka Pura Kiki, utrzymuje temperaturę napoju przez kilka godzin, więc na pewno spodoba się tym, którzy dzieciom do szkoły dają ciepłą herbatę czy kakao. Jeśli chodzi o szczelność, to przy prawidłowym używaniu bidon jest szczelny, lecz jeśli silikonowy ustnik nie zostanie prawidłowo zamknięty, to woda będzie z niego wyciekać. Nie jest to więc najlepsze rozwiązanie dla dzieci roztrzepanych i niezbyt skupionych na przyziemnych sprawach. Choć z drugiej strony jest to ulubiony bidon Franka i jeszcze się nie zdarzyło, by zalał sobie przy jego pomocy plecak.

Termobutelkę można myć w zmywarce, ma ona pojemność 260 ml. Nie jest tania, bo z ustnikiem sportowym kosztuje 119 zł. Warto jednak pamiętać, że po dokupieniu innych końcówek (smoczek, rurka, niekapek) ta butelka zupełnie zmienia swoje zastosowanie, więc może służyć całej rodzinie przez lata. Bidon można kupić z silikonowymi nakładkami w różnych kolorach. Jeśli zależy wam na bidonie o większej pojemności, to Pura Kiki występuje też w wersji 650 ml! Pełna gama produktów Pura Kiki dostępna jest w sklepie Mama Gama.

Bidony ze słomką OXO – ulubione bidony Heli

bidon

OXO to amerykańska marka, której produkty pojawiły się w Polsce w tym roku. Bidony Oxo trafiły w nasze ręce przed wakacjami i dość szybko stały się ulubionymi bidonami Heli. Oxo ma w swojej ofercie dwa modele bidonów — ze słomką o mniejszej i większej średnicy. Bidon z węższą słomką (po prawej) przeznaczony jest dla dzieci od 9 miesiąca życia i można go kupić w dwóch rozmiarach (200 ml i 325 ml). Mają one ergonomiczny kształt, łatwo jest je chwycić i są szczelne. Jeśli więc nie zapomnicie o tym, by dobrze je zamknąć, to nic z nich się nie wyleje. Bidon z szerszą słomką (po lewej) przeznaczony jest dla dzieci starszych (od 2. roku życia) i występuje w jednym rozmiarze (350 ml). Ten bidon jest również wygodny w użyciu i szczelny oraz ma specjalny uchwyt, dzięki czemu młodszym dzieciom jest go łatwiej nosić.

Hela zakochała się w tym bidonie dla starszaków i targała go ze sobą przez całe wakacje. W związku z tym udało nam się sprawdzić jego szczelność (nigdy nie przeciekł) oraz łatwość czyszczenia (myję go bez problemów w zmywarce). Bidony Oxo można kupić między innymi w sklepie Mama Gama, gdzie kosztują 32 zł (bidon dla młodszych dzieci) i 39 zł (bidon dla starszaków). Występują w różnych wersjach kolorystycznych, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ja je polecam również dlatego, że nie kosztują majątku, a potrafią znieść naprawdę wiele!

Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)


Podobał Ci się mój wpis? Poleć go znajomym :)

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO POLECAM DO ŻŁOBKA, PRZEDSZKOLA I SZKOŁY, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z CYKLU „WITAJ SZKOŁO, PRZEDSZKOLE, ŻŁOBKU”.

Artykuł Bidon do szkoły — nasi ulubieńcy pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Termobutelki na jesienne i zimowe spacery

0
0

Zbliża się zima, więc zaczynam otrzymywać już pierwsze pytania o butelki, w których mleko czy woda nie zamarzną. Żeby wiedzieć, co odpowiadać na takie pytania postanowiłam przetestować i zrecenzować termobutelki dwóch marek — Pura Kiki i Pacific Baby. Są to butelki, które nie tylko sprawią, że łatwiej będzie wam wyjść jesienią czy zimą na spacer z dzieckiem, bez konieczności zawracania sobie głowy zdobywaniem wrzątku czy podgrzewaniem butelki. Mają one jeszcze jedną ważną zaletę — są wykonane ze stali nierdzewnej, materiału trwalszego (nasza butelka Pura Kiki jest w użyciu trzy lata i niczym się nie różni od tych stojących na półce w sklepie) i znacznie zdrowszego od plastiku! Jest to więc super opcja dla rodziców, którzy unikają plastiku zarówno ze względów ekologicznych, jak i zdrowotnych.

Zapewne nie wszyscy z was są świadomi tego, że w lipcu Amerykańska Akademia Pediatryczna wydała komunikat, w którym zachęca pediatrów i pracowników służby zdrowia do rekomendowania rodzicom szklanych lub stalowych naczyń i butelek, żeby żywność spożywana przez dzieci miała jak najmniejszy kontakt z plastikiem (co w dzisiejszym świecie wcale nie jest łatwe!). Całą publikację AAP można znaleźć TUTAJ.

Warto więc korzystać ze stalowych termobutelek nie tylko z powodu nadciągających mrozów, ale również z powodów ekologicznych i zdrowotnych!

Termobutelka Pura Kiki 

termobutelka pura kiki

Jestem fanką termobutelek Pura Kiki od kilku lat i im więcej czasu mija, tym bardziej jestem nimi zachwycona. To są jedne z najlepszych, najbardziej ekologicznych i najzdrowszych rozwiązań, jakie udało mi się znaleźć!

Po pierwsze termobutelki Pura Kiki zrobione są ze stali nierdzewnej, która jest materiałem trwałym, antybakteryjnym i wolnym od wszelkich szkodliwych substancji. Butelka jest lekka, więc nie ma problemu z jej utrzymaniem w ręku przez małe dziecko. Wszystkie dodatki (nakładki, smoczki, zatyczki) zrobione są z bezpiecznego medycznego silikonu. Nie ma więc w tych termobutelkach nawet kawałka plastiku, co jest istotne dla części rodziców.

termobutelka pura kiki

Po drugie butelki Pura Kiki bardzo dobrze utrzymują temperaturę napojów (według producenta do 6h). Ja oczywiście nie byłabym sobą, gdybym tego sama nie sprawdziła. Zrobiłam kilka podejść. Najpierw wlałam do butelki 200 ml wody o temperaturze 50ºC i trzymałam butelki w temperaturze 21ºC. Po 2 godzinach woda miała 40ºC, po 4 godzinach było to 36ºC, a po 10 godzinach 30ºC, czyli całkiem nieźle! Nieco niższe temperatury otrzymałam wlewając do butelki 100 ml wody.

Potem jeszcze raz wlałam do butelki 200 ml wody o temperaturze 50ºC i wstawiłam butelkę do lodówki (tam mam +4ºC). Po godzinie woda miała temperaturę 42ºC, po dwóch godzinach 38ºC, a po trzech 35ºC. Jeśli więc planujecie korzystać z termobutelki Pura Kiki na spacerach, to istnieje dość duża szansa, że po 2 godzinach spaceru mleko czy woda będą nadal ciepłe!

A trzecia bardzo ważna zaleta tych termobutelek, to możliwość używania ich przez wiele lat, nawet jeśli nie mamy w domu niemowlaka. Pura Kiki nie musi być butelką ze smoczkiem, bo poza smoczkiem można na nią nałożyć niekapek, ustnik z rurką lub sportową zatyczkę. Jest to więc butelka, która będzie rosła razem z dzieckiem, a dzięki wykonaniu ze stali nierdzewnej, będzie spełniać swoją funkcję przez wiele lat. Pura Kiki może być jedyną butelką i bidonem, jakie będzie miało nasze dziecko!

Butelki Pura Kiki mają pojemność 260 ml, a w środku butelki wytłoczona jest podziałka, którą można sobie odmierzyć od 50 do 200 ml płynu. Szczerze mówiąc, całkiem wygodnie się z tej podziałki korzysta, mimo że jest wewnątrz butelki. Butelkę można myć w zmywarce, można ją też wyparzać.

termobutelka pura kiki

Jeśli rozważacie zakup butelki, to jest on dostępna w kilku wersjach: termobutelka ze smoczkiem (3m+), termobutelka z ustnikiem niekapkiem, termobutelka ze słomką i termobutelka sport (o pojemności 260 ml lub 650 ml). Dodatkowo można dokupić same ustniki oraz smoczki o innym przepływie (0m+ i 6m+), a także kolorowe osłonki wykonane z silikonu. Wybór jest dość duży i szczerze mówiąc, nie łatwo się jest w tym połapać.

Cena butelki to 119 zł (bez względu na rodzaj ustnika), duża termobutelka sport kosztuje 159 zł. Jako jednorazowy wydatek nie jest to mało, ale weźcie pod uwagę to, że korzystać z Pura Kiki będziecie mogli przez lata. Dodatkowe akcesoria (ustniki, silikonowe nakładki, zapasowe zatyczki) kosztują 29 zł. Termobutelki i akcesoria Pura Kiki można kupić między innymi w sklepie mamagama.pl oraz babyandtravel.pl.

Termobutelka Pacific Baby Hot Tot

termobutelka pacific baby

O Pacific Baby słyszałam dużo, ale dopiero na potrzeby tego tekstu postanowiłam przyjrzeć się im z bliska i przetestować ich działanie. Na początku zaznaczę, że Pacific Baby ma w swojej ofercie dwie linie podobnie wyglądających produktów — termobutelkę Hot Tot i bidon stalowy GroGrow. Różnią się one jednak znacząco właściwościami — bidon GroGrow nie utrzymuje temperatury płynów, więc zwróćcie uwagę przy zakupie, czy na pewno jest to termobutelka Hot Tot!

Butelki Pacific Baby podobnie, jak Pura Kiki, wykonane są ze stali nierdzewnej, natomiast na górze butelki znajduje się plastikowy pierścień (BPA Free). Również nakładki — podstawa smoczka i zakrętki wykonane są z plastiku. Co prawda płyn nie ma kontaktu z plastikiem, ale jeśli ktoś szuka rozwiązania w 100% wolnego od plastiku, to Pacific Baby nie spełnia tych wymagań.

Termobutelki Hot Tot utrzymują temperaturę płynów w środku dokładnie tak samo dobrze, jak Pura Kiki. Wyniki były do siebie zbliżone, różniły się o maksymalnie 1ºC, więc jest to raczej nieistotne. Co prawda w przypadku Pacific Baby producent podaje, że butelki utrzymują temperaturę do 10h, no ale trzeba wziąć pod uwagę to, że to w dużej mierze zależy od tego, w jakiej temperaturze trzymamy butelkę :)

Podczas testowania butelki w temperaturze pokojowej (21ºC), woda, która początkowo miała 50ºC po dwóch godzinach miała 40ºC, po czterech godzinach było to 36ºC, a po 10 godzinach 30ºC. Przy wlaniu do butelki 100 ml temperatura spadała nieznacznie szybciej. A testy w lodówce (4ºC) pokazały, że 200 ml wody o temperaturze 50ºC schładza się znacznie szybciej. Po godzinie woda miała 42ºC, po dwóch godzinach 38ºC, a po trzech 35ºC.

Kolejna zaleta to możliwość używania termobutelek Pacific Baby przez wiele lat. Wynika to po pierwsze z faktu, że stal nierdzewna jest bardzo wytrzymałym materiałem, a po drugie do butelek można dokupić różne końcówki dostosowane do wieku dziecka — smoczki o różnych przepływach, niekapek, ustnik z rurką i ustnik sportowy.

Termobutelki Pacific Baby mają kilka pojemności — wersja ze smoczkiem ma 120 ml lub 200 ml, wersja ze słomką 265 ml. Aczkolwiek prawda jest taka, że butelki oznaczone jako 200 ml i 265 ml są takiej samej wielkości :) Butelki ze smoczkiem są kolorowe, bidon ze słomką jest stalowy z silikonową nakładką. Tak czy inaczej, zarówno do kolorowej butelki, jak i do stalowego bidonu pasują wszystkie końcówki. W środku butelek wytłoczona jest podziałka, z której można korzystać przy napełnianiu butelki. Termobutelkę można myć w zmywarce, ale nie można jej wyparzać! W instrukcji obsługi napisane jest, by nie wlewać do środka płynów o temperaturze wyższej niż 45º! Jak przystało na amerykański produkt ten zakaz związany jest z ryzykiem poparzenia…

Termobutelki Pacific Baby Hot Tot są nieco tańsze niż Pura Kiki. Kosztują 99 zł (mała butelka ze smoczkiem i bidon ze słomką) lub 109 zł (duża butelka ze smoczkiem). Dodatkowe końcówki smoczki (o wolnym i szybkim przepływie) kosztują 28 zł, ustnik niekapek kosztuje 30 zł, ustnik z rurką kosztuje 33 zł, a ustnik sportowy 25 zł. Wszystkie butelki oraz akcesoria dostępne są w sklepie mamagama.pl.


Część zawartych w tym wpisie linków, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

Przydał Ci się mój wpis? Poleć go znajomym :)

Artykuł Termobutelki na jesienne i zimowe spacery pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Kurtki i kombinezony, czyli jak kupować zimowe ciuchy dla dzieci?

0
0

Zakup zimowej odzieży dla dzieci to zazwyczaj dość duże wyzwanie dla rodzicielskiego portfela. Bo jakbyśmy nie szukali to takie zimowe zakupy nawet dla dwójki dzieci, dają w sumie pokaźną kwotę! Nic więc dziwnego, że szukamy oszczędności i staramy się nie przepłacać. Nie powinno jednak zdarzyć się tak, że nasza chęć zaoszczędzenia pieniędzy sprawi, że dziecko w zimie będzie marznąć, lub będzie musiało jakkolwiek ograniczać swoją aktywność na powietrzu. Kupowanie zimowych kurtek, spodni, czy kombinezonów wcale nie jest takie proste. Na szczęście mamy internet, więc wiedzę na temat tego, jakie parametry w zimowych ciuchach są istotne mamy na wyciągnięcie ręki :)

Co jest kluczowe przy wyborze zimowej odzieży dla dzieci?

Najważniejszą cechą zimowych ubrań jest ochrona przed zimnem. Problem jednak polega na tym, że tego nie jesteśmy w stanie sprawdzić, zanim dziecko nie założy tej kurtki i nie wyjdzie w niej na mróz. Nie ma też żadnego oficjalnego miernika ciepłoty, w tej kwestii musimy zdać się na zapewnienia producentów i nasze doświadczenie. Jedno warto wziąć pod uwagę — grubość kurtki nie musi mieć w przypadku odzieży zimowej żadnego znaczenia, zwłaszcza jeśli kupujecie droższe, funkcyjne kurtki. Oczywiście żadna babcia ani dziadek nie wierzą w te historie o nowoczesnych materiałach, więc jeśli zobaczą wasze dziecko w zimowej kurtce, która jest lekka i nie powala grubością, to zapewne będą lamentować i wciskać pod tę kurtkę wełniany kubrak! Sama, jako doświadczona narciarka, wiem jednak, że jest mi o wiele cieplej we współczesnych narciarskich kurtkach, niż w zimowych grubych potworach sprzed dwóch dekad :)

Skoro już wiemy, że przy właściwościach termicznych musimy zdać się na siebie i zapewnienia producentów to przejdźmy do tych cech, które da się zmierzyć!

Wodoodporność

Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że zimowa kurtka powinna być wodoodporna, zwłaszcza w naszym klimacie, gdzie zima potrafi znacznie częściej oznaczać deszcz niż śnieg. Wodoodporności nie musimy sprawdzać, wylewając szklankę wody na kurtkę, bo robią to zamiast nas specjaliści, którzy potem umieszczają na metkach liczby. Nam pozostaje jedynie poprawnie interpretowanie tych liczb.

Miarą wodoodporności jest wysokość słupa wody podana w milimetrach. Jeśli na kurtce znajdziemy napis „WP 5.000 mm”, oznacza to tyle, że materiał, z którego jest zrobiona, wytrzyma nacisk słupa wody o wysokości 5 metrów bez przemakania. Fajnie, co? Ja się świetnie bawiłam, oglądając, jak takie badanie wygląda, bo na serio mają do tego wysoki słup wody :D Pytanie tylko co to oznacza dla nas? Bo raczej ani na placach zabaw, ani na narciarskich stokach deszcz czy śnieg nie padają słupami ;)

Szukałam interpretacji tych oznaczeń i przyznam, że często producenci zupełnie inaczej objaśniają te wyniki. Ja powołuje się na to, co znalazłam na produktach marki Reima, bo dla mnie są to najwięksi specjaliści w kategorii dziecięcej odzieży outdoorowej.

Jeśli kurtka czy kombinezon, który chcemy kupić dziecku, ma wodoodporność powyżej 3.000 mm, oznacza to, że chroni ona przed umiarkowanym deszczem czy śniegiem. Wartość powyżej 5.000 mm to ochrona przed ulewnym deszczem. Oznaczenie ponad 8.000 mm to nie tylko ochrona przed ulewnym deszczem, ale takie ubranie nadaje się również do siedzenia w mokrym, a jeśli mamy powyżej 10.000 mm to jest to materiał idealny nawet w ekstremalnych warunkach, w takich ubraniach można wyrzucić dzieci na dwór na cały dzień nawet, jeśli przez cały dzień pada!

Dlatego podczas kupowania outdoorowych zimowych ubrań warto się zastanowić, w jakich warunkach będą one używane. Jeśli jesteśmy raczej mało aktywni, zimę spędzamy raczej w mieście, a w ulewny deszcz na pewno nie puścimy dziecka na dwór, to powinna wystarczyć wodoodporność na poziomie 3.000 mm, jeśli szukamy czegoś na zimowe szaleństwa, a deszcz i śnieg są nam niestraszne, to powinniśmy szukać czegoś o wodoodporności powyżej 5.000 mm, a nawet 8.000 mm. A jeśli razem z dziećmi uprawiamy sporty zimowe (ale nie barowe) i spędzamy na stoku cały dzień, bez względu na pogodę, to lepiej celować w stroje o wodoodporności min. 10.000 mm.

kurtka zimowa

Oddychalność

Kolejna ważna cecha strojów zimowych to oddychalność, którą też można zmierzyć i również podaje się ją w tysiącach. Oczywiście żaden materiał nie oddycha sam z siebie, więc jest to uproszczenie, ale ta oddychalność oznacza ile gramów pary wodnej, jest w stanie przeniknąć w ciągu 24h przez membranę o powierzchni 1 m². Mierzy się ją więc w g/m²/24h :D Przyznaję jednak szczerze, że samo oznaczenie „MVP 7.000 g/m²/24h” nadal niewiele mi mówi, większości z was zapewne też.

W praktyce oddychalność tkaniny to zdolność do transportowania wilgoci (która powstaje podczas wysiłku) na zewnątrz. Dzięki temu, kiedy dzieci biegają jak oszalałe, nie trzeba do nich krzyczeć: „Nie biegaj, bo się spocisz!”, bo nawet jeśli się spoci, to wilgoć zostanie odprowadzona na zewnątrz, a dziecko nie będzie marzło. Szach-mat dziadkowie!

Ponieważ oddychalność może być mierzona według różnych standardów, to ja znowu powołuje się na Reimę. Według nich stroje outdoorowe o oddychalności 3 000 g/m²/24h nadają się na codzienne wycieczki. Przy oddychalności 5 000 g/m²/24h kurtka czy kombinezon sprawdzą się bardzo dobrze podczas gier i zabaw na świeżym powietrzu, czyli wtedy, kiedy babcie zazwyczaj wołają:„Nie biegaj, bo się spocisz!”. Natomiast oddychalność powyżej 7 000 g/m²/24h charakteryzuje ubiór przeznaczony do aktywnego uprawiania sportu. Chociaż warto pamiętać, że aktywne uprawianie sportu w przypadku dzieci oznacza na przykład zjeżdżanie na nartach po stoku, a nie wchodzenie w skiturach na górskie szczyty. Takie aktywności wymagają znacznie lepszych parametrów!

kurtka zimowa kurtka zimowa

Jeszcze na koniec taka mała uwaga — parametry wodoodporności oraz oddychalności mogą się pogorszyć po praniu lub w trakcie użytkowania, dlatego ważna jest też jakość używanych materiałów. I z tego powodu oszczędzanie poprzez kupowanie najtańszych kurtek czy kombinezonów nie jest najlepszym pomysłem, bo może się okazać, że zaoszczędziliśmy tylko do pierwszego prania. Lepiej kupić produkt renomowanej marki, szukając korzystnych ofert i promocji.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

Co jeszcze jest ważne podczas poszukiwań zimowych kurtek i kombinezonów, które będą spełniać wszystkie wymagania aktywnego dziecka?

Jeśli kupujecie kurtkę zimową z założeniem, że dziecko będzie się bawiło w śniegu po pachy, to ważny jest fartuch przeciwśnieżny, czyli specjalny, doszyty pas wewnątrz kurtki, dzięki któremu śnieg nawet podczas najdzikszych zabaw nie dostanie się pod kurtkę (no, chyba że ktoś go wciśnie za kołnierz). W kombinezonach takiego fartucha oczywiście nie ma. Drugi ważny element to wewnętrzne mankiety z otworem na kciuk, dzięki czemu zimno i śnieg nie dostaną się do rękawa. Dobrze, jeśli w nogawkach spodni i kombinezonu jest podwójny mankiet albo gumka, bo dzięki temu śnieg ma mniejsze szanse na dostanie się do środka buta.

Z moich obserwacji wynika, że najbardziej niedocenianym, ale bardzo istotnym elementem są wzmocnienia na nogawkach oraz na pupie! Dzięki temu kombinezon czy spodnie są stanie przetrwać więcej niż jeden sezon, co jest istotne w sytuacji, kiedy macie więcej niż jedno dziecko i odzież zimową nosi się dłużej niż sezon.

Przy wyborze spodni polecam wybrać takie, które mają szelki. Może nie prezentują się tak atrakcyjnie, jak spodnie bez szelek, ale dają gwarancję, że spodnie będą zawsze na odpowiedniej wysokości. I to nie dotyczy tylko tych najmłodszych dzieci, również starszaki w czasie zimowych szaleństw nie mają głowy do tego, czy spodnie nie zjeżdżają im z pupy.

Bardzo ważne są ODBLASKI! Zimą szybko robi się ciemno i w zasadzie większość doby to albo szarówka, albo egipskie ciemności. Odblaski zwiększają widoczność dziecka, a tym samym jego bezpieczeństwo. Jeśli zdarzy się tak, że kurtka, którą kupujecie nie ma odblaskowych elementów to należy zakupić np. opaski odblaskowe i zakładać dzieciom na rękawy i nogawki :)

Warto też zwrócić uwagę na to, czy szwy są klejone, bo jeśli tak, to ma to pozytywny wpływ na wodoodporność. A jeśli nie są klejone, to niech będą zakryte, bo to też chroni przed dostaniem się pod spód wody.

Jeśli szykujecie się w zimie na narty to warto, żeby taki narciarski strój miał kieszeń na skipass oraz trochę innych kieszeni na wszystko to, czego dziecko nie powinno zgubić na stoku. Dużym ułatwieniem są też rozpinane nogawki, dzięki czemu łatwiej będzie włożyć na nogi buty narciarskie!

spodnie zimowe reima

Ważne jest też to, co jest pod spodem!

Gdy już znajdziecie wymarzony strój zimowy dla swojego dziecka, to warto pamiętać, że aktywne uprawianie w nich sportu, czy bardziej wyczerpujące zabawy wymagają również dobrej odzieży pod spodem. Jeśli założymy dziecku kombinezon o najlepszych parametrach, a pod spód założymy bawełniane rajstopy, to kombinezon kompletnie nie spełni swojej funkcji, bo wilgoć zostanie w rajstopach, nic nie będzie parować na zewnątrz i dziecko będzie spocone. Stare indiańskie przysłowie mówi: „Zimowa odzież Twojego dziecka jest tak dobra, jak jej najgorszy element” ;) Dlatego na zimowe szaleństwa warto zakupić bieliznę termiczną, dzięki której dziecku będzie ciepło i sucho bez względu na to, jak bardzo będzie szaleć.bielizna termiczna

Moje dzieci zawsze mają komplety takiej bielizny (spodnie i koszulka) i jeśli wybieramy się na sanki czy na narty, to pod kombinezon zakładają właśnie tę bieliznę. Jeśli jest bardzo zimno, to dodatkowo jeszcze jakiś polar. Dzięki temu mam pewność, że nie zmarzną, nie spocą się i nie zmokną!

Jak mierzyć kurtki i kombinezony, żeby wiedzieć, czy są dobre?

Zdradzę też wam, jak sprawdzać, czy kurtki, spodnie i kombinezony są odpowiedniej długości. Przyda się to zwłaszcza teraz, kiedy przed zimą wyciągacie zeszłoroczne kurtki. Są to sposoby, które pokazała mi koleżanka — właścicielka sklepu z dziecięcą odzieżą outdoorową :) Jest to o tyle istotne, że w takich zimowych ciuchach dzieci rzadko stoją na baczność, a my musimy mieć pewność, że w trakcie zimowych szaleństw śnieg nie wpadnie ani do butów, ani do rękawa, a równocześnie ubranie nie będzie krępować ruchów dziecka.

Jeśli chcemy sprawdzić, czy długość spodni jest odpowiednia, to po ich założeniu na pupę dziecka każmy mu usiąść na podłodze z wyprostowanymi nogami. Jeśli w takiej pozycji nogawki sięgają do kostek albo nieco powyżej, to znaczy, że jeszcze będą dobre :) Natomiast podczas mierzenia kurtki należy po jej zapięciu podnieść ręce do góry. Jeśli rękawy sięgają do nadgarstków to znaczy, że jest ok! Proste, prawda? Aczkolwiek wykonanie tych wszystkich czynności z trójką dzieci, które nie mają zamiaru na początku października zakładać zimowych kurtek i kombinezonów wcale proste nie jest ;)

Gdzie kupować, żeby nie zbankrutować?

Jeśli chcemy zaoszczędzić, a zależy nam na odzieży z wyższymi parametrami, uszytej z lepszych materiałów, a tym samym droższej to najlepiej się za takie zakupy zabrać na wiosnę! I ja wcale nie żartuję, bo robię tak bardzo często i wiele na tym zyskuję. Co prawda wymaga to nieco umiejętności wywróżenia, jak bardzo dzieci urosną przez pół roku, ale da się to zrobić.

Inna opcja to kupowanie tej odzieży przed sezonem, czyli teraz. Dla mnie najlepszym miejscem na takie odzieżowe polowanie jest Limango, gdzie znajdziemy kampanie dużych marek outdoorowych, takich jak Roxy, Quicksilver czy Helly Hansen (mają cudne dziecięce kolekcje i odzież z super parametrami). Można tam też znaleźć mniej popularną, ale wyspecjalizowaną w odzieży outdoorowej włoską markę CMP. Kampanie tych marek trwają właśnie teraz i można tam upolować naprawdę bardzo dobre zimowe okazje odzieżowe dla dzieci (i dorosłych również)!

Zawsze zaglądam również do Outletu Limango, gdzie można znaleźć m.in. zimowe ubrania Reimy. Można tam upolować rewelacyjne okazje, tylko trzeba trochę poszperać. Ja sama upolowałam tam mój fantastyczny narciarski strój marki Völkl. I zrobiłam to w kwietniu! Ale ja rosnę zdecydowanie wolniej niż dzieci, więc jest mi łatwiej ;)

Niech dodatkową zachętą dla was będzie to, że teraz na Limango trwa Tydzień Najlepszych Marek, co oznacza, że dostawa jest za darmo, a jeśli wasz koszyk zakupowy będzie wynosił minimum 500 zł, to dostaniecie bon na 100 zł do wydania na Limango. Regulamin promocji dostępny jest TUTAJ. Jeśli musicie w tym roku skompletować zimowe stroje dla dzieci to mobilizuję was do zajrzenia na Limango do końca tego tygodnia, żeby nie przepadła wam taka promocja :)

Wpis powstał przy współpracy z Limango.

Artykuł Kurtki i kombinezony, czyli jak kupować zimowe ciuchy dla dzieci? pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.


Termosy na jesienno-zimowe rodzinne wyprawy

0
0

Miesiąc temu pokazałam na blogu termobutelki, które świetnie sprawdzają się podczas spacerów z maluchami w chłodniejszych miesiącach, a dzisiaj mam dla was recenzję termosów na jedzenie i picie, które testowaliśmy przez ostatnie tygodnie. I przyznam się od razu, że przed zabraniem się za te rodzinne testy nie często korzystaliśmy z termosów, bo łatwiej było coś kupić do jedzenia i picia gdzieś po drodze. Ale ostatni weekend spędzony w Austrii, gdzie każdy posiłek i każda herbata kosztowała słono, przekonał mnie, że ciepłe jedzenie i picie brane na dłuższe wycieczki to świetny sposób na oszczędzanie pieniędzy oraz niemarnowanie żywności, bo dzieciom do termosów można zapakować rosół w ich ulubionym wydaniu. Unikniemy wtedy płaczu nad kupioną za ciężkie pieniądze austriacką zupą z papierka, której ani my, ani dziecko nie tknie ;)

Do naszych testów trafiły te termosy, które mamy w domu już od jakiegoś czasu i z których sporadycznie korzystaliśmy. Tak naprawdę każdy z nich wydawał mi się dobrym wyborem, ale kiedy postanowiłam je przetestować równocześnie i porównać, to okazało się, że da się zauważyć istotne różnice między nimi :) Dlatego, jeśli zastanawiacie się nad zakupem termosów, to polecam przeczytać ten tekst. Nawet jeśli nie skusicie się na te termosy, które my mamy w domu, to z całą pewnością będziecie wiedzieć czego szukać w sklepach.

Termosy na picie

Takich tradycyjnych termosów na ciepłą herbatę jest pewnie milion, ale dziwnym trafem my do niedawna nie mieliśmy w posiadaniu żadnego. Używaliśmy termicznych kubków, czy wspomnianych już termobutelek. Ale nadeszła starość, a wraz z nią klasyczny termos Twistshake w pięknym miętowym kolorze oraz super praktyczny termos, a w zasadzie bidon termiczny z rurką marki Zoli!

Termos Twistshake

Miętowy Twistshake ma pojemność 420 ml i wykonany jest ze stali nierdzewnej. Zewnętrzna ścianka pokryta jest przyjemnym w dotyku silikonem, więc nie wyślizguje się z rąk! Łatwo jest go umyć i bardzo dobrze trzyma temperaturę gorącego napoju. W niektórych sytuacjach trzyma ją nawet za dobrze i trzeba długo czekać zanim się z niego napijemy ;) Zresztą z piciem też nie jest łatwo, gdyż ten termos nie ma kubeczka, zakrętka jest po prostu zakrętką, więc jeśli nie mamy własnych kubeczków, to trzeba pić bezpośrednio z termosu, co może być problematyczne przy niezbyt uważnych dzieciach. Ponieważ termos nie ma innego zamknięcia poza zakrętką to również trzeba uważać, żeby dzieci przez przypadek nie wylały jego zawartości podczas postoju w trakcie wycieczki.

Jeśli postanowicie zaparzyć herbatę bezpośrednio w termosie Twistshake, to może się okazać, że dopiero po 4-5 godzinach będziecie mogli się z niego napić bez ryzyka oparzeń, chociaż to oczywiście w dużej mierze zależy od tego, czy zazwyczaj pijecie wrzątek, czy czekacie, aż herbata ostygnie :) Paradoksalnie, dla mnie ten długi czas utrzymywania wysokiej temperatury był sporą wadą. Ja po prostu nie lubię zbyt gorącej herbaty i nie lubię mieć poparzonego języka :)

Jeśli szukacie termosu, który utrzyma temperaturę nawet przez 10 godzin, to Twistshake spełni wasze oczekiwania :) W trakcie naszych testów wsadziłam Twistshake z wrzątkiem do lodówki (tuż przed zakręceniem termosu temperatura wody wynosiła 95°C) i po 3 godzinach woda miała 74°C, czyli była gorąca, ale możliwa do wypicia. Po 5 godzinach temperatura wynosiła 65°C (idealna temperatura dla mnie, między gorącą a ciepłą), a po 10 godzinach termometr oznajmił, że woda ma 50°C, czyli była nadal ciepła! Dlatego ja nauczona doświadczeniem staram się wlewać tam nieco ostudzoną herbatę, tak by po 2-3 godzinach móc bez problemu ją wypić. Oczywiście, jeśli mam na to czas, bo zazwyczaj szykuję picie tuż przed wyjściem i wtedy nie ma zmiłuj, do termosu leci wrzątek ;)

Jeśli chcecie kupić termos Twisthake to kosztuje on 97 zł, ale w tej chwili jest on niedostępny :( Jak już się znowu pojawi to na pewno znajdziecie go w Fabryce Wafelków.

Termos z rurką Zoli Pow Pip

Drugi termos, który mamy to bidon termiczny z rurką Zoli Pow Pip (co za nazwa!). Nie jest to klasyczny termos, ale u nas sprawdza się genialnie i w sumie polecam go każdemu, kto szuka termosu na rodzinne wycieczki, podczas których nie planuje wędrować w mrozie przez 10 godzin :) Termos ma pojemność 470 ml i wykonany jest ze stali nierdzewnej, a z zewnątrz pokryty jest taką matową powłoką, która sprawia, że łatwiej go trzymać w rękach (nawet tych niedużych). W zakrętce jest ukryty ustnik, dzięki czemu nie trzeba odkręcać termosu, by się z niego napić. Z tego też względu zalecam, aby przed podaniem tego termosu dziecku samemu sprawdzić temperaturę napoju w środku!

Nieco uciążliwe jest mycie termosu Zoli, bo o ile sam pojemnik myje się łatwo, o tyle rurkę i ustnik trzeba już dość dokładnie wyczyścić w zakamarkach, by nic się w środku nie zalęgło. Ale jeśli macie taki wycior do mycia smoczków czy rurek, to dobrze sobie poradzicie z tym zadaniem. Można też oczywiście taką mini szczotkę kupić za 39 zł (za 2 sztuki) o TUTAJ.

Termos Zoli nie trzyma temperatury tak dobrze, jak Twistshake, co dla mnie okazało się zaletą! Po prostu nam bardziej podpasował termos, z którego już po 2 godzinach można się spokojnie napić bez poparzenia sobie języka. Termos Zoli został poddany takiemu samemu doświadczeniu jak Twistshake. Po wlaniu do niego wrzątku wsadziłam go do lodówki (woda tuż przed zakręceniem termosu miała 95°C), po 2 godzinach temperatura wody wynosiła 70°C (gorąca, ale do wypicia), po 3 godzinach miała 63°C (ciepła, w sam raz do wypicia), a po 5 godzinach tylko 51°C (czyli jeszcze ciepła). Ewidentnie widać więc, że jest to termos, który znacznie krócej utrzymuje temperaturę napoju, co dla niektórych może być wadą.

Dużym plusem termosów Zoli jest to, że dzięki wygodnemu ustnikowi nasze dzieci będą chciały z niej korzystać cały rok! Może więc być to bidon na każdą okazję – do szkoły i na wędrówkę. Zoli Pow Pip kosztuje 129 zł, czyli porównywalnie do innych stalowych termobutelek, ale więcej od tradycyjnych termosów. Dostępne są w pięciu kolorach i można je kupić między innymi w sklepie Baby&Travel.

Porównanie termosów Twistshake i Zoli

Termosy obiadowe

Do termosów na jedzenie musieliśmy przekonywać się długo, bo w zasadzie niezbyt często zabieraliśmy ze sobą na wycieczki ciepłe jedzenie. Najczęściej bierzemy owoce, kanapki czy przekąski, a do nich nie są potrzebne termosy. Jednak teraz na samą myśl o tym, by na jesienno-zimowy spacer po lesie czy górach zabrać ze sobą ciepły posiłek, robi mi się miło :) Zaprawdę powiadam wam nie ma nic lepszego niż ciepła zupa czy fasolka po bretońsku zjedzona na zimnym kamieniu!

Termosów jedzeniowych mamy w sumie cztery i bardzo się między sobą różnią wielkością, funkcjonalnością no i oczywiście odpornością na niskie temperatury. I o ile w przypadku termosów na napoje wcale nie zależy mi na tym, by utrzymywały one bardzo wysokie temperatury przez bardzo długi czas, o tyle w przypadku termosów na jedzenie mam już inne zdanie. Warto pamiętać o tym, że jedzenie pakowane do termosów zazwyczaj nie ma więcej niż 90°C, jest to raczej bliżej 80°C, przez co jedzenie szybciej stygnie! No i polecam też zimą korzystać z rad producentów termosów — przed włożeniem jedzenia warto zalać termos wrzątkiem i zostawić na kilka minut, dzięki temu termos dłużej będzie trzymał ciepło.

Termos obiadowy Kiokids

To jest mój ulubieniec! Termos Kiokids jest duży, bo ma pojemność 500 ml i świetnie trzyma temperaturę jedzenia. Ja mieszczę w nim dwie porcje obiadu, więc jeśli nie jecie ogromnych ilości, to u was pewnie też będzie mógł służyć dwóm osobom. Minusem jest fakt, że należy jeść z tego termosu albo po kolei, albo równocześnie. Obie opcje mogą być dla niektórych uciążliwe, ale mi to zupełnie nie przeszkadza.

termos

Termos wykonany jest ze stali nierdzewnej i jest całkowicie szczelny, ale, tak czy inaczej, warto przenosić go w pozycji pionowej :) Zdecydowanie najlepiej się sprawdzał podczas testów terenowych, co w sumie potem potwierdziło się przy teście lodówkowym :)

Żeby porównać wszystkie termosy na jedzenie, napełniłam je wrzątkiem (95°C) i wsadziłam do lodówki, a następnie co kilka godzin sprawdzałam temperaturę wody. Oczywiście nie należy przywiązywać się do wartości liczbowych, bo raczej nigdy nie będziecie do termosu wlewać wrzątku i chodzić na spacer wyłącznie w temperaturze lodówkowej, ale te pomiary dają nam jakieś wyobrażenie o tym, jak długo w praktyce będziemy mogli cieszyć się ciepłym obiadem.

Po 3 godzinach temperatura wody w termosie Kiokids była nadal bardzo wysoka (prawie 70°C), a po pięciu godzinach wynosiła ponad 50°C, co oznacza, że jedzenie wciąż byłoby ciepłe.

Jeśli nie przypadła wam do gustu różowa wersja kolorystyczna, to melduję, że termos obiadowy Kiokids występuje również w wersji turkusowej. Obie wersje kosztują 89 zł. Można je kupić między innymi w sklepie Mama Gama.

Termos obiadowy Skip Hop

Miałam sporo wątpliwości, czy Skip Hop jest w stanie zrobić naprawdę dobry termos obiadowy, ale dość szybko okazało się, że rewelacyjnie trzyma on ciepło! Termos nie jest duży, bo jego pojemność wynosi 325 ml, ale spokojnie wystarczy na jedną porcję obiadu. Bardzo fajnym dodatkiem jest uchwyt na łyżeczkę oraz plastikowa łyżeczka w komplecie. No, chyba że tak jak my, będziecie zawsze o niej zapominać, wtedy ten dodatek nie ma znaczenia :)

Termos wykonany jest ze stali nierdzewnej, jest szczelny, ale ja mam czasami problem z nakrętką, która nie zawsze chce się gładko odkręcić. Być może jest to kwestia naszego, jednego egzemplarza, ale uprzedzam, że u nas czasem ciężko idzie odkręcanie.

Jeśli chodzi o kwestie trzymania ciepła, to Skip Hop wypadł równie dobrze co Kiokids. Mam pewność, że nawet spacery w dość niskich temperaturach nie zaszkodzą temperaturze obiadu i po trzech godzinach będziemy mogli zjeść bardzo ciepły posiłek. W testach lodówkowych po trzech godzinach od wlania wrzątku do termosu i zamknięciu termosu w lodówce temperatura wody wynosiła 65°C, co jest bardzo dobrym wynikiem!

Termosy obiadowe Skip Hop można kupić w różnych wersjach kolorystycznych ze zwierzątkami Skip Hopa (nasza wersja kolorystyczna jest już niedostępna). Kosztują 95 zł i można je kupić między innymi w sklepie Mama Gama.

Termosy obiadowe Zoli

Termosy Zoli są chyba najbardziej pomysłowe i zdecydowanie najbardziej przemawiają do mnie wizualnie, ale z drugiej strony najsłabiej trzymają ciepło. Co prawda na naszych kilkugodzinnych spacerach w chłodzie nigdy nie odczuliśmy jakoś specjalnie, że jedzenie w tych termosach szybciej stygnie, ale już po powrocie do domu zdarzało się, że jedzenie w innych termosach miało jeszcze całkiem przyzwoitą temperaturę, a jedzenie w termosach Zoli już nie. Na pewno przed zakupem warto się zastanowić, jak planujecie ich używać, czy raczej w zimnych temperaturach na świeżym powietrzu, czy jako termos z obiadem do szkoły. W tym drugim przypadku na pewno będziecie z Zoli zadowoleni, w tym pierwszym może być różnie.

termos

A co mnie zachwyca w tych termosach? To, że są dostępne nie tylko w wersji pojedynczej, ale również podwójnej — takiej, w której można zapakować do dwóch małych termosów dwa różne dania, a następnie skręcić je w jedną całość. Zoli w wersji pojedynczej ma 355 ml, czyli całkiem dużo. Natomiast wersja podwójna to 2 razy po 240 ml, idealna dla dwójki dzieci! Co więcej, wersja podwójna jest tak zaprojektowana, że można sobie do niej dokręcić kolejny termos, albo i dwa. Jeśli więc macie trójkę dzieci, to możecie skręcić jeden pojedynczy i jeden podwójny termos Zoli w jedną całość. Wyjdzie z tego całkiem pokaźna wieża, ale przynajmniej wszystko będzie w jednym miejscu. Jedynym minusem tego rozwiązania jest fakt, że po rozkręceniu spód górnego termosu ubrudzony jest jedzeniem z dolnej części, więc trzeba go wytrzeć chusteczką, zanim podamy go dziecku.

Jak już wspomniałam termosy Zoli wypadły znacznie słabiej, jeśli chodzi o trzymanie temperatury. W teście lodówkowym temperatura wody w termosach Zoli była o ok. 10°C niższa niż w Skip Hopie czy Kiokids. Aczkolwiek warto zauważyć, że po dwóch godzinach od włożenia termosu do lodówki woda była jeszcze gorąca, więc te termosy spokojnie dadzą sobie radę nawet w zimie, pod warunkiem, że nie będziecie zbyt długo zwlekać z jedzeniem ;)

Termosy Zoli są najdroższymi spośród tych, które mamy w domu. Wersja pojedyncza Zoli Pow Dine kosztuje 129 zł, natomiast wersja podwójna Zoli This&That aż 209 zł. Dostępne są w kilku różnych kolorach i można je kupić między innymi w sklepie Baby&Travel.

Porównanie termosów obiadowych Kiokids, Skip Hop i Zoli

termos obiadowy

 

Zdjęcia: Agnieszka Wanat


Część zawartych w tym wpisie linków, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

Przydał Ci się mój wpis? Poleć go znajomym :)

Artykuł Termosy na jesienno-zimowe rodzinne wyprawy pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Termosy obiadowe na rodzinne wyprawy

0
0

Termosy obiadowe na dobre zagościły w naszym domu rok temu. W trakcie krótkiego wypadu na narty do Austrii przekonałam się, że płacenie na stoku grubych pieniędzy za jedzenie, którego dzieci nie chcą tknąć, to nie jest coś, co lubię. Po pierwsze nas na to nie stać, po drugie nie lubię marnować jedzenia. Z dziećmi tak już jest, że mają swoje ulubione smaki i o ile mamy pewność, że domowy rosół zjedzą bez mrugnięcia okiem, to może się zdarzyć tak, że rosołu, za który zapłaciliśmy w restauracji kupę kasy, nie ruszą. Od czasu tej narciarskiej wycieczki termosy jeżdżą z nami częściej, zwłaszcza jeśli jesteśmy gdzieś, gdzie nie mamy sprawdzonego jedzenia, albo gdzie jest po prostu za drogo. Oczywiście zawsze możemy brać ze sobą na wycieczki kanapki czy owoce i wtedy termos obiadowy będzie zbędny, ale zaprawdę powiadam wam, nie ma nic lepszego niż ciepła zupa czy fasolka po bretońsku zjedzona na zimnym kamieniu!

Do naszych testów trafiły te termosy, które mamy w domu już od jakiegoś czasu i z których korzystamy. Większość z nich pokazywałam już rok temu, ale są dwie nowości – termos dla młodszych dzieci marki b.box i większy termos Nuvita. Tak naprawdę ze wszystkich termosów jesteśmy zadowoleni, ale każdy z nas ma swój ulubiony, bo jednak są między nimi różnice. Dlatego, jeśli zastanawiacie się nad zakupem termosów, to polecam przeczytać ten tekst. Nawet jeśli nie skusicie się na te termosy, które my mamy w domu, to z całą pewnością będziecie wiedzieć czego szukać w sklepach.

Termosów jedzeniowych mamy w sumie pięć (mieliśmy jeszcze jeden, ale gdzieś zaginął) i różnią się między sobą wielkością, funkcjonalnością no i odpornością na niskie temperatury. Oczywiście w termosach obiadowych najważniejsze jest to, by jedzenie po kilku godzinach nadal było ciepłe. Warto pamiętać, że poza wybraniem takiego termosu, który długo utrzymuje temperaturę, należy przed włożeniem jedzenia zalać termos wrzątkiem i zostawić na kilka minut. Dzięki temu nasz obiad dłużej będzie ciepły. Warto też wkładać do termosów gorące jedzenie – raczej nie będziecie go jeść zaraz na początku wycieczki, więc na pewno się nim nie poparzycie :)

Żeby porównać wszystkie termosy na jedzenie, napełniłam je wrzątkiem (95°C) i wsadziłam do lodówki (3°C), a następnie co kilka godzin sprawdzałam temperaturę wody. Oczywiście nie należy przywiązywać się do wartości liczbowych, bo raczej nigdy nie będziecie do termosu wlewać wrzątku i chodzić na spacer wyłącznie w temperaturze lodówkowej, ale te pomiary dają nam jakieś wyobrażenie o tym, jak długo w praktyce będziemy mogli cieszyć się ciepłym obiadem.

Termos obiadowy b.box

termos obiadowy

Termos obiadowy b.box to ulubieniec Lili i Heli, co niestety bywa źródłem konfliktów. Ale w ogóle się im nie dziwię, bo moim zdaniem to jest najlepszy termos dla dzieci! Jest pojemny, bo mieści się w nim 335 ml, a to dość dużo, jak na porcję dziecięcą. Zresztą nawet dla mnie taka porcja jest wystarczająca.

Termos b.box bardzo dobrze utrzymuje temperaturę posiłków. W trakcie naszych górskich wędrówek nie zauważyliśmy, by jedzenie w b.boxie było zimniejsze niż jedzenie w najlepszym pod tym kątem termosie Nuvita. W testach lodówkowych wypadł świetnie, po 5 godzinach woda miała 55°C!

Ma on bardzo wygodny uchwyt, dzięki czemu dzieciom jest łatwiej z niego jeść w warunkach turystycznych. Nie muszą obejmować ręką całego termosu, a jedynie rączkę. Silikonowa osłona na dole chroni termos przed obijaniem, a dodatkowo ma specjalny zaczep na małą plastikową łyżeczkę. Zarówno rączkę, jak i osłonkę można ściągnąć, dzięki czemu termos wygląda bardziej „dorośle”. To sprawia, że posłuży on przez wiele lat, nawet gdy zamiast dziecka będziemy mieć w domu nastolatka, który wyrósł z dodatkowych uchwytów i małych, plastikowych łyżeczek.

Bardzo lubię nakrętkę w tym termosie, bo dzięki uchwytowi jest znacznie łatwiej ją odkręcić i zakręcić niż w pozostałych termosach. Naprawdę b.box jest tak pomyślany, by nawet dzieci potrafiły sobie z nim poradzić!

Jedyna moja uwaga jest taka, że pod osłonkę i uchwyt lubi się dostawać jedzenie, więc podczas mycia warto całość rozkręcić, żeby termos umył się dokładnie. No i bonusik – ten termos można myć w zmywarce!

Termosy b.box niestety należą do tych droższych, bo kosztują 119 zł, ale szczerze mówiąc, gdybym miała kupić bidon dla dziecka, to mimo ceny bez wahania wybrałabym właśnie go! Występuje w czterech różnych wersjach kolorystycznych, wszystkie można kupić w sklepie Baby&Travel.

Termos obiadowy Skip Hop

termos obiadowy

Miałam sporo wątpliwości, czy Skip Hop jest w stanie zrobić naprawdę dobry termos obiadowy, ale dość szybko okazało się, że rewelacyjnie trzyma on ciepło! Termos nie jest duży, bo jego pojemność wynosi 325 ml, ale spokojnie wystarczy na jedną porcję obiadu. Bardzo fajnym dodatkiem jest uchwyt na łyżeczkę oraz plastikowa łyżeczka w komplecie. No, chyba że tak jak my, będziecie o niej zapominać, wtedy ten dodatek nie ma znaczenia :)

Termos wykonany jest ze stali nierdzewnej, jest szczelny, ale ja mam czasami problem z nakrętką, która nie zawsze chce się gładko odkręcić. Być może jest to kwestia naszego, jednego egzemplarza, ale uprzedzam, że u nas czasem ciężko idzie odkręcanie.

Jeśli chodzi o kwestie trzymania ciepła, to Skip Hop wypadł równie dobrze co b.box czy Kiokids. Mam pewność, że nawet spacery w zimie nie zaszkodzą temperaturze obiadu i po trzech godzinach będziemy mogli zjeść bardzo ciepły posiłek. W testach lodówkowych po trzech godzinach od wlania wrzątku do termosu i zamknięciu termosu w lodówce temperatura wody wynosiła 65°C, co jest bardzo dobrym wynikiem!

Termosy obiadowe Skip Hop można kupić w różnych wersjach kolorystycznych ze zwierzątkami Skip Hopa (nasza wersja kolorystyczna jest już niedostępna), polecam szczególnie przepiękną lamę!!! Kosztują 95 zł i można je kupić między innymi w sklepie Mama Gama.

Termos obiadowy Nuvita

termos obiadowy

Nuvita to mój tegoroczny ulubieniec w kategorii większych termosów. Ma pojemność 500 ml, więc jest wystarczająco duży nawet dla dorosłych, którzy dużo jedzą. Jeśli szukacie czegoś mniejszego, to można znaleźć także nieco mniejszy termos Nuvita o pojemności 350 ml.

Nuvita zdecydowanie najlepiej trzyma ciepło, co zauważyliśmy zarówno podczas używania termosu na wycieczkach, jak i w moim teście lodówkowym. Po 3 godzinach spędzonych w lodówce temperatura wody w Nuvicie wynosiła wciąż ponad 70°C, a po 5 godzinach 60°C, co było najlepszym wynikiem. Dlatego jeśli szukacie termosu, który przede wszystkim świetnie utrzymuje temperaturę jedzenia, to Nuvita będzie strzałem w dziesiątkę!

termos obiadowy

Termos jest całkowicie szczelny, wykonany ze stali nierdzewnej. Na nakrętce znajduje się cienki silikonowy pasek, który ułatwia zakręcanie i odkręcanie termosu.

Termosy Nuvita należą do tych tańszych, bo kosztują 89 zł. Można je kupić w kilku wersjach kolorystycznych między innymi w sklepie Baby&Travel.

Termos obiadowy Kiokids

termos obiadowy

To jest mój zeszłoroczny ulubieniec! Termos Kiokids jest duży, bo ma pojemność 500 ml i świetnie trzyma temperaturę jedzenia. Ja mieszczę w nim dwie porcje obiadu, więc jeśli nie jecie ogromnych ilości, to u was pewnie też będzie mógł służyć dwóm osobom. Minusem jest fakt, że wtedy należy jeść z tego termosu albo po kolei, albo równocześnie. Obie opcje mogą być dla niektórych uciążliwe, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Termos wykonany jest ze stali nierdzewnej i jest całkowicie szczelny, ale, tak czy inaczej, warto przenosić go w pozycji pionowej.

Bardzo długo utrzymuje ciepło. Po 3 godzinach temperatura wody w termosie Kiokids była nadal bardzo wysoka (prawie 70°C), a po pięciu godzinach wynosiła ponad 50°C, co oznacza, że jedzenie wciąż byłoby ciepłe. Niestety podczas ostatniego wyjazdu do Austrii zorientowałam się, że uszczelka jest uszkodzona i termos już tak ładnie temperatury nie trzyma.

Jeśli nie przypadła wam do gustu różowa wersja kolorystyczna, to melduję, że termos obiadowy Kiokids występuje również w wersji turkusowej. Obie wersje kosztują 89 zł, ale w sklepie Baby&Travel można teraz kupić wersję różową za 59 zł :)

Termosy obiadowe Zoli

termos obiadowy

Termosy Zoli są chyba najbardziej pomysłowe i zdecydowanie najbardziej przemawiają do mnie wizualnie, ale z drugiej strony najsłabiej trzymają ciepło. Co prawda na naszych kilkugodzinnych spacerach w chłodzie nigdy nie odczuliśmy jakoś specjalnie, że jedzenie w tych termosach szybciej stygnie, ale już po powrocie do domu zdarzało się, że jedzenie w innych termosach miało jeszcze całkiem przyzwoitą temperaturę, a jedzenie w termosach Zoli już nie. Na pewno przed zakupem warto się zastanowić, jak planujecie ich używać, czy raczej w zimnych temperaturach na świeżym powietrzu, czy jako termos z obiadem do szkoły. W tym drugim przypadku na pewno będziecie z Zoli zadowoleni, w tym pierwszym może być różnie.

termos obiadowy

A co mnie zachwyca w tych termosach? To, że są dostępne nie tylko w wersji pojedynczej, ale również podwójnej — takiej, w której można zapakować do dwóch małych termosów dwa różne dania, a następnie skręcić je w jedną całość. Zoli w wersji pojedynczej ma 355 ml, czyli całkiem dużo. Natomiast wersja podwójna to 2 razy po 240 ml, idealna dla dwójki dzieci! Co więcej, wersja podwójna jest tak zaprojektowana, że można sobie do niej dokręcić kolejny termos, albo i dwa. Jeśli więc macie trójkę dzieci, to możecie skręcić jeden pojedynczy i jeden podwójny termos Zoli w jedną całość. Wyjdzie z tego całkiem pokaźna wieża, ale przynajmniej wszystko będzie w jednym miejscu. Jedynym minusem tego rozwiązania jest fakt, że po rozkręceniu spód górnego termosu ubrudzony jest jedzeniem z dolnej części, więc trzeba go wytrzeć chusteczką, zanim podamy go dziecku.

Jak już wspomniałam termosy Zoli wypadły znacznie słabiej, jeśli chodzi o trzymanie temperatury. W teście lodówkowym temperatura wody w termosach Zoli była o ok. 10°C niższa niż w Skip Hopie czy Kiokids. Aczkolwiek warto zauważyć, że po dwóch godzinach od włożenia termosu do lodówki woda była jeszcze gorąca, więc te termosy spokojnie dadzą sobie radę nawet w zimie, pod warunkiem, że nie będziecie zbyt długo zwlekać z jedzeniem ;)

Termosy Zoli są najdroższymi spośród tych, które mamy w domu. Wersja pojedyncza Zoli Pow Dine kosztuje 129 zł, natomiast wersja podwójna Zoli This&That aż 209 zł. W tej chwili najłatwiej jest znaleźć pojedynczy różowy termos, ale być może pojawią się kolejne. Szukać ich należy w sklepie Baby&Travel.

PORÓWNANIE TERMOSÓW OBIADOWYCH

termos obiadowy

Zdjęcia: Agnieszka Wanat


Część zawartych w tym wpisie linków, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

Przydał Ci się mój wpis? Poleć go znajomym :)

Artykuł Termosy obiadowe na rodzinne wyprawy pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Termos na rodzinne wyprawy [PORÓWNANIE]

0
0

Tydzień temu pokazałam na blogu nasze termosy obiadowe, teraz czas na termosy na napoje, które świetnie sprawdzą się podczas rodzinnych wycieczek nie tylko jesienią i zimą. Takich tradycyjnych termosów na ciepłą herbatę jest pewnie milion, ale dziwnym trafem my do niedawna nie mieliśmy w posiadaniu żadnego. Używaliśmy termicznych kubków, ale nadeszła starość, a wraz z nią termos, a w zasadzie pięć – po jednym dla każdego :) Ta klęska urodzaju nie jest jednak taka zła, bo dzięki niej macie to porównianie.

Powiem szczerze, że osobno lubię każdy z tych termosów, ale jak przyszło do porównań, to okazało się, że jednak mam swoje preferencje (zresztą nie tylko ja!) i tylko część z nich trafiła do tych moich ulubionych. Od razu jednak uprzedzam, że każdy z naszych termosów jest godny polecenia – każdy jest dobrej jakości i sprawdza się podczas wyjazdów, ale warto przy zakupie wziąć pod uwagę różne cechy i wybrać taki termos, który będzie nam odpowiadał w największym stopniu!

termos

Termos Rex London z kubkiem

termos

Termos Rex London z kubkiem to nasz ulubieniec pod każdym (prawie) względem. Przede wszystkim ma kubeczek, dzięki któremu łatwiej jest z niego korzystać podczas wycieczek. Po drugie jest bardzo ładny (i to w każdej szacie graficznej) – nam najbardziej przypadła do gustu wersja z lisem, ale są też jednorożce, kaktusy, słoń, lama czy lew! Mógłby być nieco większy, bo mieści w sobie tylko 350 ml napoju, więc może się okazać, że każde dziecko powinno mieć własny termos, co w sumie nie jest złym pomysłem, bo przynajmniej unikamy kłótni i wyrywania sobie termosu.

Ten termos świetnie trzyma temperaturę. Po wlaniu do niego wrzątku i wsadzeniu termosu do lodówki (temperatura 3°C) dopiero po 5 godzinach można było się napić herbaty bez dmuchania w nią. Po 10 godzinach spędzonych w lodówce woda w termosie miała wciąż ponad 50°C – to jest najlepszy wynik spośród wszystkich naszych termosów! Dlatego jeśli zdecydujecie się na ten termos, to warto przed wycieczką zastanowić się, na jak długo wychodzicie i w zależności od tego albo nalać do niego wyłącznie wrzątek, albo wymieszać wrzątek z zimną wodą. Ja szczerze mówiąc wolę, żeby dzieci po 2-3 godzinach mogły się napić ciepłej wody (bez parzenia sobie ust), więc zazwyczaj dolewam do tego termosu trochę zimnej wody.

Termos ma tradycyjne zamknięcie – poza kubeczkiem jest jeszcze korek, który otwiera się poprzez wciśnięcie, to znacznie zmniejsza ryzyko wylania herbaty (i poparzenia się) przez nieuwagę :)

Wspaniałą zaletą tego termosu jest cena! Kosztuje on 55 zł, czyli jest sporo tańszy od większości testowanych przeze mnie termosów. Jak widać, nie trzeba płacić fortuny, by mieć termos, który dobrze trzyma temperaturę i jest bardzo praktyczny. Termosy Rex London możecie kupić w sklepie Baby&Travel.

Termos Rex London

termos

Ten model termosu Rex London nie przypadł nam do gustu tak bardzo, jak termos z kubkiem, ale może znajdzie swoich fanów. Jest to termos wykonany ze stali nierdzewnej, nieduży i poręczny. Ma kilka wersji kolorystycznych – my mamy pandę, ale dostępny jest też termos z królikiem, kotkiem i chmurką. Mieści w sobie 350 ml napoju, więc tyle, żeby wystarczyło picia na wycieczkę dla dziecka.

Całkiem dobrze trzyma temperaturę, po 3 godzinach spędzonych w lodówce, woda w tym termosie nadal była gorąca! Z moich obserwacji wynika, że ten termos utrzyma wysoką temperaturę wrzątku przez 5-8 godzin, czyli jest to raczej bardzo dobry wynik.

Największą wadą jest brak kubeczka. Po odkręceniu termosu albo możemy nalać herbatę do własnych kubeczków, albo pić bezpośrednio z niego, co może być ryzykowne przy małych dzieciach i gorącym napoju. Dlatego polecam albo zabieranie na wycieczkę dodatkowych kubeczków, albo dolewanie do wrzątku nieco zimnej wody. I warto uważać podczas korzystania z termosu, bo po odkręceniu zakrętki wystarczy chwila nieuwagi, by wylać jego zawartość.

Termos Rex London nie jest drogi, kosztuje 65 zł. Można go kupić między innymi w sklepie Baby&Travel.

Termos Twistshake

Miętowy Twistshake ma pojemność 420 ml i wykonany jest ze stali nierdzewnej. Zewnętrzna ścianka pokryta jest przyjemnym w dotyku silikonem, więc nie wyślizguje się z rąk! Łatwo jest go umyć i bardzo dobrze trzyma temperaturę gorącego napoju. W niektórych sytuacjach trzyma ją nawet za dobrze i trzeba długo czekać, zanim się z niego napijemy. Zresztą z piciem też nie jest łatwo, gdyż ten termos nie ma kubeczka, zakrętka jest po prostu zakrętką, więc jeśli nie mamy własnych kubeczków, to trzeba pić bezpośrednio z termosu, co może być problematyczne przy niezbyt uważnych dzieciach. Ponieważ termos nie ma innego zamknięcia poza zakrętką, to również trzeba uważać, żeby dzieci przez przypadek nie wylały jego zawartości podczas postoju w trakcie wycieczki.

Jeśli postanowicie zaparzyć herbatę bezpośrednio w termosie Twistshake, to może się okazać, że dopiero po 4-5 godzinach będziecie mogli się z niego napić bez ryzyka oparzeń, chociaż to oczywiście w dużej mierze zależy od tego, czy zazwyczaj pijecie wrzątek, czy czekacie, aż herbata ostygnie :) Paradoksalnie, dla mnie ten długi czas utrzymywania wysokiej temperatury bywa sporą wadą. Ja po prostu nie lubię zbyt gorącej herbaty i nie lubię mieć poparzonego języka :)

Jeśli szukacie termosu, który utrzyma temperaturę nawet przez 10 godzin, to Twistshake spełni wasze oczekiwania. W trakcie naszych testów wsadziłam Twistshake z wrzątkiem do lodówki (tuż przed zakręceniem termosu temperatura wody wynosiła 95°C) i po 3 godzinach woda miała 70°C, czyli była gorąca, ale możliwa do wypicia. Dlatego ja nauczona doświadczeniem staram się wlewać tam nieco ostudzoną herbatę, tak by po 2-3 godzinach móc bez problemu ją wypić. Oczywiście, jeśli mam na to czas, bo zazwyczaj szykuję picie tuż przed wyjściem i wtedy nie ma zmiłuj, do termosu leci wrzątek ;)

Jeśli chcecie kupić termos Twistshake, to kosztuje on około 99 zł. Najłatwiej znaleźć go na Ceneo.

Termos z rurką b.box

Termos z rurką b.box to ulubiony termos Heli. Oczywiście główną przyczyną tej miłości jest rurka, która ułatwia picie. Jest to naprawdę bardzo fajne rozwiązanie, bo nie trzeba się zastanawiać, do czego przelać herbatę, by można się było jej napić. Oczywiście niesie to za sobą inne wyzwania, jak na przykład ryzyko poparzenia się, jeśli herbata w termosie jest zbyt gorąca. Warto przed podaniem termosu dziecku sprawdzić, czy na pewno temperatura jest odpowiednia.

Termos nie trzyma temperatury tak dobrze, jak Rex London czy Twistshake, ale to akurat w przypadku tego termosu jest zaleta. Już po 2 godzinach od wlania wrzątku można się z niego napić bez ryzyka. Tak naprawdę termos ten najlepiej sprawdzi się na 2-3 godzinnych wycieczkach. Po 5 godzinach woda będzie wciąż ciepła (48°C), ale im dalej, tym gorzej z temperaturą. Dla młodszych dzieci ten termos zdecydowanie wystarczy, bo raczej nie zabieramy ich na całodniowe wycieczki, a pół dnia termos wytrzyma :)

termos

Pojemność termosu to 350 ml, czy w sam raz dla jednego dziecko. Ogromną zaletą jest to, że termos można myć w zmywarce! Bardzo jest to przydatne, szczególnie jeśli często z niego korzystamy. Ze względu na fakt, że jest to bidon z rurką, taki termos możemy z powodzeniem używać przez cały rok, zarówno do zimnych, jak i ciepłych napoi. Jest to więc idealny termos dla przedszkolaków i uczniów!

Niestety nie należy do najtańszych. Kosztuje 109 zł i można kupić go między innymi w sklepie Baby&Travel. Dostępny jest w 4 wersjach kolorystycznych.

Termos z rurką ZoLi Pow Pip

Kolejny termos, który mamy to bidon termiczny z rurką ZoLi Pow Pip. Nie jest to klasyczny termos, ale u nas sprawdza się genialnie i w sumie polecam go każdemu, kto szuka termosu na rodzinne wycieczki, podczas których nie planuje wędrować w mrozie przez 10 godzin. Termos ma pojemność 470 ml i wykonany jest ze stali nierdzewnej, a z zewnątrz pokryty jest taką matową powłoką, która sprawia, że łatwiej go trzymać w rękach (nawet tych niedużych). W zakrętce jest ukryty ustnik, dzięki czemu nie trzeba odkręcać termosu, by się z niego napić. Z tego też względu zalecam, aby przed podaniem tego termosu dziecku samemu sprawdzić temperaturę napoju w środku!

Nieco uciążliwe jest mycie termosu Zoli, bo o ile sam pojemnik myje się łatwo, o tyle rurkę i ustnik trzeba już dość dokładnie wyczyścić w zakamarkach, by nic się w środku nie zalęgło. Ale jeśli macie taki wycior do mycia smoczków czy rurek, to dobrze sobie poradzicie z tym zadaniem.

Termos Zoli nie trzyma temperatury tak dobrze, jak Twistshake czy Rex London, ale jak już pisałam, czasami jest to zaleta! Przy młodszych dzieciach lepiej sprawdza się termos, z którego już po 2 godzinach można się spokojnie napić bez poparzenia sobie języka. Termos Zoli został poddany takiemu samemu doświadczeniu jak pozostałe. Po wlaniu do niego wrzątku wsadziłam go do lodówki (woda tuż przed zakręceniem termosu miała 95°C), po 2 godzinach temperatura wody wynosiła 67°C (gorąca, ale do wypicia), po 3 godzinach miała 59°C (ciepła, w sam raz do wypicia), a po 5 godzinach tylko 47°C (czyli jeszcze ciepła). Ewidentnie widać więc, że jest to termos, który raczej krótko utrzymuje temperaturę napoju, co dla niektórych może być wadą.

Dużym plusem termosów Zoli jest to, że dzięki wygodnemu ustnikowi nasze dzieci będą chciały z niej korzystać cały rok! Może więc być to bidon na każdą okazję – do szkoły i na wędrówkę. Zoli Pow Pip kosztuje 125 zł, czyli porównywalnie do innych stalowych termobutelek, ale więcej od tradycyjnych termosów. Dostępne są w pięciu kolorach i można je kupić między innymi w Fabryce Wafelków.

A na koniec porównanie całej piątki:

Zdjęcia: Agnieszka Wanat


Część zawartych w tym wpisie linków, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

Przydał Ci się mój wpis? Poleć go znajomym :)

Artykuł Termos na rodzinne wyprawy [PORÓWNANIE] pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Moi ulubieńcy od Skip Hopa – 5 produktów dla dzieci i rodziców, które polecam!

0
0

Skip Hop to jedna z tych marek, które obecne są w Polsce od czasów, kiedy naprawdę niewiele fajnych rzeczy dla mamy i dziecka można było kupić. Ich torby do wózka to prawdziwa legenda, piankowe maty zrobiły niemałą rewolucję wśród mat edukacyjnych dla dzieci, a najcudowniejsze koce piknikowe to mój absolutny hit i wiele łez wylałam, kiedy okazało się, że już ich nie ma w sprzedaży!

W ciągu tych już prawie 11 lat bycia mamą widziałam tysiące rewelacyjnych produktów stworzonych z myślą o łatwiejszym rodzicielstwie i powiem szczerze, że wybór, który mamy teraz jest po prostu ogromny. Ale pomimo tego, że tak wiele się wśród tych dziecięcych gadżetów zmienia i co chwilę pojawia się coś nowego, to i tak wśród moich ulubionych produktów nadal znajdzie się sporo klasyków od Skip Hopa!

A piszę o tym Skip Hopie teraz nie bez przyczyny. Gdyż na Limango trwa właśnie Festiwal Najlepszych Okazji i w ramach tej akcji swoją kampanię ma Skip Hop, a to oznacza, że mnóstwo produktów tej marki można kupić znacznie taniej niż zazwyczaj! Z tego właśnie powodu przygotowałam listę moich ukochanych Skip Hopowych produktów, które polecam od zawsze, a które można teraz kupić w świetnej cenie.

Torba do wózka Skip Hop Duo

Torba Duo Skip Hop to jedna z bardziej kultowych toreb stworzonych z myślą o rodzicach. W sprzedaży jest już od co najmniej 10 lat (wiem, bo była niedoścignionym marzeniem w początkach mojego macierzyństwa) i od tego czasu jest stale ulepszana. Ja swoją torbę Duo (w wersji Special Edition) dostałam w ramach prezentu od teściów, gdy urodziłam Helenkę (tutaj można przeczytać moją recenzję sprzed kilku lat!) i do tej pory uważam, że jest to jedna z bardziej praktycznych i wygodnych toreb, które świetnie służą nie tylko mamom, ale i tatom! Jest tam miejsce na wszystko, czego potrzebuje dziecko i rodzic, jest milion przegródek i kieszeni, jest łatwy dostęp do części z nich, żeby to, co ma być w zasięgu jednego ruchu ręką, faktycznie było. Te torby można przyczepić do rączki wózka, można nosić na ramieniu, albo w ręku. Łatwo się je czyści i zawsze wyglądają jak nowe! No takie trochę ideały z nich.

Bardzo polecam! Zwłaszcza że obecnie na Limango można je kupić za 179,95 zł (model Signature) lub 189,95 zł (model Special Edition), a zazwyczaj ciężko jest kupić tę torbę za mniej niż 269 zł! Serio, korzystajcie z tej promocji, bo trwa tylko do 12.10.2020!

Mufka do wózka Skip Hop Stroll&Go

Jesienne i zimowe spacery to dość duże wyzwanie dla wózkowych rodziców, bo non stop mamy wtedy zimne ręce. Oczywiście zawsze można używać niezawodnych rękawiczek, ale kto, jak nie rodzic, rozumie, że rękawiczki często giną zwłaszcza przed wyjściem z domu. Dlatego jestem osobiście zakochana w mufkach, które przypina się do rączki wózka przy pierwszych chłodach, a odpina na wiosnę. Bez względu na to czy mamy rękawiczki, czy nie mamy, czy mamy tylko jedną i to w dodatku starszego dziecka, nasze ręce podczas spaceru zawsze będą otulone ciepłą mufką!

Mufek rzecz jasna jest wiele, ale moje serce najbardziej podbiła Stroll&Go marki Skip Hop – jest ciepła, uniwersalna, a co więcej, w górnej części ma specjalną kieszonkę z okienkiem i dziurką na słuchawki, do której można włożyć telefon. No i powiem wam, że ta możliwość wygodnego korzystania z telefonu, w czasie kiedy dziecko śpi była dla mnie bezcenna. Ileż to audiobooków i podcastów można posłuchać w tym czasie, a jak ktoś dzwoni, to nie trzeba nerwowo przeszukiwać kieszeni czy torebki, tylko człowiek po prostu patrzy sobie na telefon, ciesząc się tym, że dłonie ma ciągle ciepłe! Idealna!

Jeśli wiecie, że najbliższych kilka miesięcy spędzicie na spacerowaniu z wózkiem, to bardzo polecam wam ten nabytek. Regularna cena mufki wynosi 175 zł, oczywiście można znaleźć ją nieco taniej w różnych promocjach, ale tak tanio, jak teraz na Limango, to jednak nie. Do 12.10.2020 mufkę na Limango można kupić za 119,95 zł, więc wszystkich chętnych zapraszam TUTAJ!

Przenośny organizer samochodowy

Kwestia bezpieczeństwa dzieci w samochodach jest dla mnie bardzo ważna, więc zawsze zwracam uwagę, by wszelkie gadżety samochodowe nie tylko były praktyczne, ale również bezpieczne. Wiadomo, jak jest, kiedy wozi się samochodem małe dziecko – w aucie mamy miliony zabawek, chusteczki, butelki, zapasowe pieluchy, zaginione smoczki i ulubione książeczki. Dzięki temu jesteśmy w stanie dziecko zabawiać, uspokajać i szybko przewinąć na postojach, ale prawda jest taka, że jak te wszystkie gadżety walają się luzem między siedzeniem pasażera a tylną kanapą, to stwarzają zagrożenie, gdyż w czasie nagłego hamowania zaczną po samochodzie latać i z dużą siłą uderzać w to, co akurat znajdzie się im na drodze.

Dlatego powinniśmy nieco zadbać o ład w samochodzie, w tym celu świetnie sprawdzą się organizery. A ja wam polecam organizer samochodowy Skip Hop, gdyż po pierwsze jest naprawdę całkiem pojemny i ma mnóstwo przegródek, po drugie jest przenośny, więc możemy go w każdej chwili zabrać z samochodu, a po trzecie ten organizer przypina się do kanapy w samochodzie pasami, dzięki czemu ani on, ani jego zawartość nie zaczynają latać po samochodzie w trakcie gwałtownego hamowania. Same zalety!

Jeśli szukacie czegoś, co pomoże wam utrzymać porządek w samochodzie, będzie praktyczne i bezpieczne, to koniecznie zajrzyjcie na Limango, gdyż tam organizer Skip Hop do 12.10.2020 roku można kupić w super cenie, czyli 79,95 zł (zamiast regularnej ceny 119 zł)

Torba na śniadanie/lunch Skip Hop

skip hop

Lata mijają, dzieci testują dziesiątki pudełek śniadaniowych, ale i tak co jakiś czas wracają do miękkich śniadaniówek Skip Hopa! Te super wygodne torby termiczne są duże i nie mają sztywnych przegródek i wymiarów. Ile razy mieliśmy problem z tym, że chcieliśmy włożyć jabłko do plastikowej śniadaniówki, ale jabłko jak na złość miało większą średnicę niż śniadaniówka wysokość? Co prawda można mieć obawy, że na przykład delikatne przekąski w takiej miękkiej śniadaniówce się zgniotą, gdyż dziecko wciśnie ją na dno plecaka, ale i z tym sobie poradziliśmy. Po prostu delikatniejsze produkty, takie jak kanapki czy miękkie owoce pakujemy do sztywnych pudełek śniadaniowych, a pudełko razem z jabłkiem czy jogurtem pakujemy do torby lunchowej Skip Hopa i dopiero taki pakunek ląduje w plecaku. Sprawdza się to u nas od lat!

Zresztą te lunchówki są świetne nie tylko na przekąski do szkoły, czy na wycieczki, bo ja używałam ich do wielu innych nieśniadaniowych celów – na przykład jako podręczny organizer rzeczy Heli w czasach jej niemowlęctwa – do tej torby mieściły się 2 pieluchy, małe opakowanie chusteczek i kilka ciuszków na zmianę. Jest to więc taki gadżet, którego można używać latami, do bardzo różnych celów!

Standardowa cena tych lunchówek to 69 zł, ale na Limango dostępnych jest kilka wzorów, które do 12.10.2020 można kupić za jedyne 47,95 zł! Jeśli więc marzy się waszemu dziecku (lub wam) taka torba smok, małpka lub (moja ulubiona) sowa, to koniecznie zajrzyjcie TUTAJ.

Plecak dla maluchów Baby Zoo

skip hop

Bardzo lubię Skip Hopowe plecaki dziecięce Zoo. Są nie tylko wytrzymałe i praktyczne, ale przede wszystkim są zawsze w takie wzory, że ciężko wybrać ten jeden jedyny. I niby wiesz, że masz swojemu przedszkolakowi kupić plecak, ale nie jesteś w stanie wybrać czy jednak lis, kameleon, lama czy jednorożec. Na Limango co prawda nie ma akurat plecaków z serii Zoo, ale jest jeden plecak Baby Zoo, czyli taki mniejszy, dla maluchów tak od roku do 3-4 lat. Plecaki są niezwykle urocze, zmieści się do nich ulubiona przytulanka czy książeczka, a dodatkowo mają odczepianą „smycz”, z której możemy skorzystać, gdy idziemy z naszym uciekającym trzylatkiem w tłumie ludzi.

Jest to idealny pierwszy plecak dla malucha, który będzie wniebowzięty nie tylko dlatego, że ma swój pierwszy zupełnie własny plecak na własne skarby, ale również dlatego, że jest to plecak-jednorożec! Absolutnie przeuroczy i niepowtarzalny. Ten plecak kosztuje 80-100 zł, ale nie na Limango, gdyż tam do 12.10.2020 za ten plecak zapłacimy tylko 64,95 zł, więc jest to jedyna i niepowtarzalna okazja na zrobienie wspaniałego i niedrogiego prezentu małemu brzdącowi!

Oczywiście wybrane przeze mnie produkty, to nie wszystko, co można kupić w trakcie kampanii Skip Hop na Limango, jest tam znacznie więcej rzeczy, wszystkie znajdziecie TUTAJ. Kampania trwa do 12.10.2020, więc warto się pospieszyć z zakupami, bo jak wiadomo, najlepsze okazje najszybciej znikają!

Pamiętajcie, że kampanie na Limango rządzą się swoimi prawami i oprócz niskich cen jest tam również z góry ustalony termin dostawy (zakupy z kampanii Skip Hop zostaną dostarczone na przełomie października i listopada). Ale za to do 18 października obowiązuje darmowa dostawa!

Polecam!


Wpis powstał przy współpracy z Limango.

Artykuł Moi ulubieńcy od Skip Hopa – 5 produktów dla dzieci i rodziców, które polecam! pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Viewing all 32 articles
Browse latest View live