Quantcast
Channel: spacer – Mamy Gadżety
Viewing all 32 articles
Browse latest View live

Przewodnik „Spaceruj z dzieckiem” czyli Warszawiaku musisz to mieć!

0
0

Nadeszła wiekopomna chwila i udało nam się przetestować „Spaceruj z dzieckiem”, czyli 30 pomysłów na spacer po Warszawie z kilkuletnimi dziećmi (dokładnie według rekomendacji 3-8 latkami). Nie było łatwo, bo chciałam przetestować, co najmniej dwa spacery, a pogoda w ostatnie weekendy była raczej zmienna.

Ze względu na posiadanie psa i dwójki pełnych energii dzieci zawsze w weekendy chodzimy na kilkugodzinne spacery, które staramy się w miarę możliwości jakoś urozmaicać. Nie jest to łatwe, bo nie wiedzieć czemu ciągle do głowy przychodzą nam te same pomysły. Ten przewodnik okazał się dla nas wybawieniem i początkiem fantastycznej przygody. Zresztą wcale mnie to nie zdziwiło, bo to była miłość od pierwszego zobaczenia:)

„Spaceruj z dzieckiem” to mapa Warszawy i zestaw 30 kart z pomysłami na wycieczki rozsianymi po całej stolicy. Każdy spacer jest bardzo dokładnie opisany na karcie – znajdziemy tam podstawowe informacje: jak w dane miejsce dojechać komunikacją miejską, o jakiej porze roku warto się tam wybrać, czy wstęp jest płatny oraz ile mniej więcej czasu powinniśmy zaplanować na spacer (2-5h). Główną zawartością karty jest mapka okolicy, którą będziemy oglądać oraz opis ciekawych punktów znajdujących się na naszej trasie (maksymalnie 7 punktów na spacer).

Nasz spacer nr 1 Tak wygląda opis spaceru

My na pierwszy ogień wybraliśmy spacery po parku Żeromskiego i parku Skaryszewskim, i każda z tych wycieczek wyglądała inaczej. Na Żoliborzu zrobiliśmy Frankowi mini grę miejską (oczywiście na miarę jego wieku i możliwości) i wspólnie bawiliśmy się w detektywów szukając po kolei punktów zaznaczonych na mapie. Po odnalezieniu każdego z punktów czytaliśmy mu ciekawostki związane z tym miejscem. Wyprawę zakończyliśmy na odkrytym dzięki temu spacerowi fantastycznym placu zabaw.

Wycieczka do parku Skaryszewskiego wyglądała inaczej, bo po pierwsze nie mieliśmy 5 godzin, na które zaplanowany był spacer, a po drugie Franek szalał na rowerze, więc nie bardzo mógł się bawić w detektywa. Po prostu szliśmy razem mniej więcej wzdłuż zaplanowanej trasy i zatrzymywaliśmy się przy niektórych punktach. Pomimo że w parku Skaryszewskim jesteśmy stosunkowo często to tym razem po raz pierwszy byliśmy na przykład w przepięknym rosarium – wcześniej zawsze przechodziliśmy niedaleko, ale nie bardzo mieliśmy powód żeby zobaczyć co tam jest :)

Tajemniczy pomnik Pierwszy punkt odnaleziony!

To, co mi się w tym przewodniku bardzo podoba to fakt, że jest on stworzony specjalnie dla dzieci i wszelkie, nawet na pierwszy rzut oka nieciekawe informacje, napisane są tak, aby dzieci zaciekawiły się danym miejscem. A przy odrobinie zaangażowania rodzica, który wie, czym jego dzieci się interesują można uczynić te spacery fantastyczną przygodą. W przewodniku bardzo lubię też to, że spacery opisane są na 30 osobnych kartach, bo dzięki temu małe dziecko przez cały spacer może trzymać w ręku kartę i samodzielnie szukać miejsc pokazanych na mapie.

Franek zdążył polubić karty i często sam je przegląda wybierając kolejne cele naszych wypraw. Propozycje są bardzo różnorodne, bo możemy spacerować po parkach, muzeach, zabytkowych częściach miasta i niezabytkowych, ale ciekawych okolicach.

Zwiedzamy rosarium A to jest w środku

Cena jest bardzo przystępna, bo przewodnik kosztuje 34.90 zł, więc pewnie mniej niż większość posiadanych przez dzieci zabawek. Można go kupić w kilku sklepach internetowych i bezpośrednio na stronie www.spacerujzdzieckiem.pl.

Dla mnie jest to fantastyczna propozycja na spędzenie lata w mieście. Nie tylko wasze dzieci podejdą do takich wypraw z entuzjazmem, ale wszyscy na pewno dowiecie się wielu bardzo ciekawych rzeczy o Warszawie. A ponieważ propozycji jest aż 30, to spacerując nawet raz w tygodniu, macie zapewnione ponad pół roku rozrywki :) Jeśli mimo wszystko 30 spacerów to dla was za mało, to można znaleźć ich więcej tutaj. Mam nadzieje, że już niedługo w weekendy na trasach spacerowych będzie można spotkać mnóstwo rodzin z tym przewodnikiem :)

Post Przewodnik „Spaceruj z dzieckiem” czyli Warszawiaku musisz to mieć! pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.


Aktywny macierzyński cz. I

0
0

Urlop macierzyński wbrew pozorom może rozleniwiać. I nie chodzi mi o to, że jak się siedzi przez pół lub cały rok w domu, to nie robimy nic poza leżeniem na kanapie, bo raczej nie możemy narzekać na brak zajęć. Często tak bardzo jesteśmy skupione na dziecku, że ciężko myśleć nam o sobie. Tylko że całodobowa opieka nad dzieckiem, krótkie przerwy na odpoczynek fizyczny od dziecka i praktycznie brak odpoczynku psychicznego potrafi wykańczać. Jesteśmy całkowicie uzależnione od kochanego potomka, bez względu na to, jak bardzo staramy się tej myśli do siebie nie dopuścić.

A przecież urlop macierzyński to fantastyczny czas na to, żeby zrobić coś dla siebie. Mamy na głowie „jedynie” siebie, dom i dziecko, a kiedy wrócimy do pracy, dojdzie nam kolejny wielki obowiązek, który będzie wymagał poświęceń i zgadnijcie, co w takiej sytuacji poświęcimy najchętniej? Oczywiście siebie, bo tak już matki zostały stworzone, że bez względu na to, jak wielki był ich egoizm przed porodem, to po narodzinach dziecka zostało po nim jedynie wspomnienie.

Ja staram się ze wszystkich sił robić dla siebie dużo. Wtedy, kiedy muszę, robię to z dzieckiem na rękach, chociaż czasami uda mi się trochę pobyć sama za sobą. Oczywiście nie jest to łatwe, bo zmęczenie, pogoda i brak całkowitej swobody sprawia, że często myślę sobie, że bez sensu coś robić, że lepiej po prostu spać, albo chociaż się lenić. Odpoczynek jest ważny, ale podejrzewam, że gdybym po roku urlopu macierzyńskiego uświadomiła sobie, że każdą wolną chwilę przeleżałam, to czułabym się z tym bardzo źle. Bo przecież tak wiele ciekawych rzeczy mogłam w tym czasie zrobić, zwłaszcza że ja w zasadzie nie lubię siedzieć w miejscu i powtarzający się zbyt długo rytm dnia doprowadza mnie do frustracji.

Żeby uświadomić sobie, jak wiele mam możliwości zaczęłam wszystko spisywać — zarówno to, co robiłam sama, jak i to, co robiły koleżanki. I szczerze mówiąc, lista zrobiła się z tego tak długa, że nie jestem w stanie zmieścić jej w jednym wpisie. Na początku pokaże wam, w jaki sposób możemy zadbać o naszą aktywność fizyczną, mając przy sobie małe dziecko. W następnych wpisach będzie o zajęciach rozwojowych dla dzieci, a w kolejnym o tym, jak można rozwijać swoje pasje, zrobić się na bóstwo i zadbać o życie towarzyskie (a wszystko to, z dzieckiem na ręku). Zaczynam od sportu.

Ruch jest na macierzyńskim mega istotny. Po pierwsze pozwoli nam zgubić pociążowe kilogramy, po drugie polepszy naszą kondycję fizyczną, a po trzecie znacznie poprawi stan naszej psychiki. Jak sobie człowiek poskacze przez godzinę albo machnie sto brzuszków, to zazwyczaj mimo zmęczenia jest niesamowicie szczęśliwy. Nie wspominając o szczęściu na twarzy na widok spadających kilogramów :) Pomysłów na to, jak dbać o siebie na macierzyńskim jest mnóstwo:

1. Codzienne spacery z dzieckiem

mojefb

Niby banalne, ale ręka do góry, która z nas faktycznie wychodzi codziennie. Ja się staram, jak mogę, ale czasami łapię się na tym, że na takim normalnym spacerze nie byłam już kilka dni z rzędu. Bo niby idę z dzieckiem do lekarza, czy na spotkanie, ale to przecież ani dla mnie nie jest ruch, ani dla Heli przebywanie na świeżym powietrzu. Dużo łatwiej jest jak ma się w domu psa, bo z nim trzeba wyjść i to na długo, więc nie ma zmiłuj. Lecz jeśli psa nie ma, to też można sobie czas spacerów umilić tak, żeby chętniej się wychodziło. Można szukać ciekawych tras spacerowych, można w trakcie słuchać audiobooków czy muzyki, albo można na te spacery chodzić z koleżanką — najpierw godzina na świeżym powietrzu, a później godzina na kawie :)

2. Bieganie z dzieckiem

949x430_section_AWK

Jeśli lubimy biegać albo, patrząc na statusy znajomych na Facebooku, coraz częściej myślimy o tym, żeby zacząć, to spokojnie możemy robić to z dzieckiem. I nie będziemy mogli mieć wymówki: „nie mogę biegać, bo mam małe dziecko” . Dziecko w wózek i jazda. To, na co warto zwrócić jednak uwagę, to odpowiedni wiek dziecka — nie powinno się biegać z dzieckiem młodszym niż pół roku (ze względu na wstrząsy, co przy naszych polskich chodnikach powinno być zrozumiałe) i powinniśmy mieć do tego odpowiedni sprzęt. Jeśli uprawiamy tak zwany jogging (trucht), czyli nasza prędkość wynosi mniej niż 9 km/h, to wtedy wystarczy nam dobry trójkołowy wózek z możliwością blokowania przedniego koła (podczas biegu nie powinno skręcać). Jeśli biegamy (czyli nasza prędkość jest większa niż 10 km/h) to powinniśmy mieć specjalny wózek do biegania (trzy wielkie pompowane koła i przednie koło nieskrętne). Tak sobie to dzielą Amerykanie, którzy mają znacznie dłuższą tradycję biegania i wierzę, że się na tym znają. Powiem szczerze, że mnie to bieganie zaczyna kusić głównie ze względu na to, że mogę to robić z dzieckiem oraz fakt, że fajnie byłoby potestować wózki do biegania :)

3. Fitness dla mam

baletbaby

W każdym większym mieście na pewno znajdziemy co najmniej jeden klub fitness, który prowadzi zajęcia dla mam z dziećmi. Jest to o tyle fajne, że najczęściej te zajęcia prowadzone są w środku dnia, kiedy wejście jest najtańsze. Na zajęciach są same mamy z małymi dziećmi, które krzyczą, biegają i zabierają sobie zabawki. Gdybyśmy z naszym potomkiem poszli na normalne zajęcia, to z całą pewnością na drzwiach wejściowych dość szybko zawisłoby nasze zdjęcie z podpisem „tych klientów nie obsługujemy”. Ale my jesteśmy w miejscu, które pozwala dzieciom robić wszystko, byleby w tym czasie mamy mogły poćwiczyć. Ja sama chodzę z Helą na takie zajęcia i bardzo sobie je chwalę, chociaż oczywiście szukam wymówek („bo Hela właśnie zasnęła, nie chcę jej budzić”, „bo Hela na pewno chce trochę posiedzieć w domu”). Im większe miasto, tym większy mamy wybór, jeśli chodzi o zajęcia — może być to zwykły fitness, albo rzadziej spotykany pilates, joga czy nawet taniec z dzieckiem w chuście!

4. Wycieczki rowerowe

Thule_RideAlong_top_960x329px1

Do tego potrzebujemy dobrej pogody i odpowiedniego sprzętu. Jeśli lubimy jeździć na rowerze, ale dawno tego nie robiłyśmy, to letnie miesiące urlopu macierzyńskiego są najlepsze do odkrycia rowerów na nowo. Możemy zastąpić nasze codzienne piesze spacery wycieczką rowerową, co na pewno znacznie urozmaici nam czas. Jeśłi chodzi o sprzęt, to należy tylko pamiętać o tym, że w foteliku rowerowym nie można przewozić niemowlaków, tak naprawdę przygodę z fotelikiem powinno się zaczynać w wieku około 18 miesięcy, kiedy dziecko ma już dobrze wykształcone mechanizmy ruchowe i amortyzacyjne. Dużo lepsze dla maluchów będą przyczepki, do których możemy dokupić specjalne hamaki dla niemowlaków i specjalne wkładki do siedzenia dla nieco starszych, ale jeszcze niezbyt pewnie siedzących dzieci. Dodatkowo przyczepka świetnie się sprawdzi jako wózek do biegania.

5. Narciarstwo biegowe

thuleski

To moje tegoroczne odkrycie (co prawda jeszcze nie próbowałam, bo śniegu brak, ale może się uda), jeśli lubimy biegać na nartach, to możemy to robić z dzieckiem. Potrzebujemy do tego nart, kijków i przyczepki rowerowej, która ma opcję narciarską (czyli w której można, zamiast kółek zamontować płozy). To jest w ogóle tak dobry pomysł na zimowe spacery, że porządnie zaczęłam się zastanawiać nad kupnem przyczepki. Także kto wie, może jak sypnie śniegiem to wam zdam relacje ze wspólnych biegów z Helą :)

6. Ćwiczenia przed telewizorem

smiling teenage girl streching on floor at home

Opcja dla tych, które twierdzą, że nie mogą wyjść z dzieckiem, bo pogoda, obowiązki i inne wymówki. Do tego potrzebny jest jedynie Internet albo odtwarzacz płyt DVD i trochę miejsca przed ekranem komputera lub telewizora. Dziecko może mieć pół godziny drzemki, czy akurat zajmie się zjadaniem własnej skarpetki, a matka jedzie ze skalpelem czy killerem. Ja akurat bardzo nie lubię takich domowych ćwiczeń, nie potrafię się do nich zmotywować, dlatego jak mam wybrać Chodakowską albo spacer, to biorę wózek i wychodzę :)

 

Jeśli znacie jeszcze jakieś sporty/ćwiczenie, które można uprawiać mając przy sobie dziecko, to koniecznie dajcie znać w komentarzach!

 

Post Aktywny macierzyński cz. I pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Gadżety na wakacyjne wędrówki

0
0

Ostatnio przeczytałam, że wakacje z dzieckiem to koszmar, bo nie są takie jak wakacje bez dziecka. Bezsprzecznie zgadzam się z tym, że wakacje z dzieckiem i wakacje bez dziecka to dwie zupełnie odrębne rzeczy, ale wyjazd z dzieckiem nie musi być koszmarem, wystarczy tylko nieco zwolnić i za bardzo nie planować — wbrew pozorom planowanie każdego kroku podczas podróży z dzieckiem jest frustrujące, bo zazwyczaj połowę planów pokrzyżuje nam dziecko. Ale jeśli dostosuje się swoje tempo podróżowania i oczekiwania, do tempa i możliwości dziecka, to będzie to po prostu świetny wyjazd.

Sama do tej pory ze łzą w oku wspominam nasz prawie dwutygodniowy objazd po Europie z 3.5 letnim Frankiem i 15 miesięczną Lilą. Dwoje dorosłych, dwoje małych dzieci, jeden duży samochód i pół Europy — było naprawdę super, zachwyceni byliśmy zarówno my, jak i dzieci. A cała tajemnica tkwiła w tym, że wyjechaliśmy z domu bez szczegółowego planu — wiedzieliśmy, gdzie spędzimy pierwsze dwie noce, co mniej więcej chcemy przez te 10 dni zobaczyć i kiedy musimy wrócić. Cała reszta działa się na bieżąco. Noclegi ogarnialiśmy z 1-2 dniowym wyprzedzeniem i tyle. A pomiędzy noclegami głównie chodziliśmy, chociaż zdarzało nam się popływać w basenie i poleżeć na plaży.

Wakacje to naprawdę świetny moment na wspólne wędrówki — po górach, po lesie, czy po wsiach i miasteczkach. Bez względu na to, czy wyjeżdżacie na tydzień, czy tylko na weekend, to od waszego nastawienia będzie zależało, czy wszyscy będą zadowoleni. U nas świetnie sprawdza się takie planowanie tras, żeby zarówno dorośli, jak i dzieci mieli rozrywkę :) No i oczywiście nie zapominam o zabraniu ze sobą takich gadżetów, które ułatwią i umilą nam podróż. Poniżej znajdziecie 10 gadżetów, które mogą być przydatne podczas wspólnych wakacyjnych wędrówek.

Dla niemowlaka

Nosidło Tula

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
fot. M.Ferreira

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ja już sobie nie wyobrażam wyjazdu z niemowlakiem bez chusty lub nosidła. Osobiście preferuję chustę, bo jest wygodniejsza i bardziej uniwersalna, ale bardzo polecam też nosidło Tula, które w mojej ocenie jest najbardziej uniwersalne i najprostsze w obsłudze. Będziecie mogli nosić dziecko na plecach lub na brzuchu i nigdy nie założycie go źle, bo jest tak banalne w konstrukcji, że ciężko się w tym pogubić. Nosidło przyda się wszędzie tam, gdzie nie wjedziecie wózkiem. Tula nadaję się dla dzieci siedzących o wadze 7-20 kg, więcej na jej temat możecie przeczytać TUTAJ, w mojej starej recenzji.

Nosidło można kupić między innymi w sklepie babytula.pl w cenie od 465 do 505 zł.

Eko-materacyk do wózka Nati Naturali

wedrowanie-4 wedrowanie-5 wedrowanie-6 wedrowanie-7

wedrowanie-25

Komfort wózkowemu dziecku podczas długich wakacyjnych wędrówek może zapewnić ekologiczny materacyk do spacerówki — uszyty z naturalnej bawełny i wypełniony łuskami jęczmienia. Działa antyalergicznie i antypotnie, pasuje do każdej standardowej spacerówki. W sam raz na upalne lato.

Materacyk Nati Naturali można kupić między innymi w sklepie Mama Gama w cenie 189 zł.

Osłonka do wózka 40 settimane

wedrowanie wedrowanie-3 wedrowanie-2

Ten gadżety rozwiąże problem zbyt krótkich budek w gondolkach. Dzięki osłonce nie będziecie musieli zmieniać kierunku spaceru, tylko dlatego, że słońce jest za waszymi plecami. Montuje się ją bardzo prosto za pomocą magnesów (podobno niektóre wózki mają zbyt grube budki i magnes nie działa), sznureczkami można przywiązać osłonkę do rączki wózka, a rzepy umożliwiają zwijanie i odwijanie osłonki według potrzeb. Przy większych i ciekawskich niemowlakach może pojawić się problem ze zrywaniem osłonki w celach badawczych.

Osłonkę do wózka można kupić między innymi w sklepie Mama Gama w cenie 84 zł.

Butelka z pojemnikiem na mleko B.Box

wedrowanie-23 wedrowanie-24

Uwielbiam tę butelkę, bo jest jedną z niewielu, która ułatwia karmienie w podróży. Butelka B.Box ma specjalny pojemnik na mleko modyfikowane przyczepiony na dnie. Przed spacerem wlewamy do butelki gorącą wodę, a do pudełka wsypujemy mleko. Jeśli dziecko zgłodnieje, to wciskamy pudełko od spodu i mleko miesza się z wodą. Banalny sposób na przyrządzanie świeżej porcji mleka poza domem :) Zainteresowanych bardziej szczegółową opinią odsyłam do mojej starej RECENZJI.

Butelkę b.box można kupić między innymi w sklepie Mama Gama w cenie 89 zł.

Środki na komary Chicco

wedrowanie-12 wedrowanie-13

Żeby uchronić dzieci przed ugryzieniami komarów, trzeba je albo schować pod moskitierą, albo czymś nasmarować. Kremy, zele i spreje przeciw komarom są najczęściej przeznaczone dla dzieci powyżej 3 roku życia. Chicco ma za to super produkty antykomarowe dla dzieci powyżej 3 miesiąca życia, a żel na ukąszenia komarów oraz przenośnie ultradźwiękowe urządzenie odstraszające komary można używać również przy noworodkach.

Seria antykomarowa Chicco jest dostępna w sieci Rossmann w cenie od 15 do 25 zł (teraz jest PROMOCJA!).

Dla starszaka

Nosidło turystyczne LittleLife Ranger S3

wedrowanie-21 wedrowanie-22

Starsze dzieci, które nie koniecznie będą chciały być noszone w chuście, lub nosidle ergonomicznym, można z powodzeniem nosić w nosidłach turystycznych. Takie nosidła sprawdzą się zarówno na trekkingach, jak i podczas długiego zwiedzania. Trzeba tylko pamiętać, że na poważne trekkingi zabieramy poważne nosidła (czyli takie, które kosztują ok. 1000 zł). Nosidło, które ja polecam, jest bardzo podstawowe (przez co nie kosztuje majątku), ale wystarczy dla każdego nieekstremalnego rodzica. LitteLife Ranger S3 jest najlżejszym nosidłem turystycznym, bo waży tylko 1.7 kg. W wyposażeniu podstawowym nie ma w sumie nic poza nosidłem, ale wszystko można do niego dokupić (osłony przeciwdeszczowe i przeciwsłoneczne, strzemiona, dodatkową torbę na bagaż). LittleLife Ranger S3 nadaje się dla dzieci od 6 miesiąca do 3 roku życia, aczkolwiek z mojego doświadczenia wynika, że dopiero dzieci bardzo stabilnie siedzące (czyli minimum roczne) mają w nim wygodnie — mniejsze dzieci lepiej siedzą w chuście, czy nosidle ergonomicznym. Maksymalna dopuszczalna waga dziecka to 20 kg. Lila, która ma 3.5 roku i 95 cm wzrostu bardzo lubi to nosidło, więc na pewno posłuży nam jeszcze przez jakiś czas.

Nosidło LittleLife Ranger S3 można kupić między innymi w sklepie Mama Gama w cenie 439 zł.

Szelki bezpieczeństwa LittleLife

wedrowanie-17 wedrowanie-16 wedrowanie-15

Z szelek można się śmiać, ale to super gadżet dla małych sprinterów, których rodzice zabierają w zatłoczone miejsca. Ja swego czasu żałowałam, że nie miałam szelek na placu Świętego Marka w Wenecji — był tam taki tłok, że gdyby dziecko wyrwało się z mojej reki, to pewnie długo bym go szukała. Szelki LittleLife bardzo nam się spodobały, głównie dzięki przyjaznemu wyglądowi. Lila, która jest już na szelki za duża, przestała mieć opory przed założeniem ich do zdjęć, kiedy tylko zobaczyła, że to są szelki różowej sowy :) Poza tym szelki mają pełną regulację szerokości i wielkości, więc łatwo można je dostosować do gabarytów dziecka.

Szelki można kupić między innymi w sklepie coocoo.pl za 89 zł.

Uchwyt „trzecia ręka” Skip Hop

wedrowanie-14 wedrowanie-20

A to jeden z moich prywatnych faworytów, bo moje starsze dzieci mają tendencję do wieszania się na wózku. Dzięki „trzeciej ręce” jestem w stanie po pierwsze kontrolować dzieci, co jest szczególnie istotne na ulicach obcych miast, a po drugie redukuję wieszanie się na wózku do jednego miejsca. Nikt więc już się nie czepia kół ani siedziska, ani Heli, tylko „trzeciej ręki”. Naprawdę pomysłowe i praktyczne.

Uchwyt „Trzecia ręka” można kupić między innymi w sklepie coocoo.pl w cenie 35 zł.

Plecak Animal Pack LittleLife

wedrowanie-8 wedrowanie-9

W pewnym momencie życia dziecko zażąda własnego plecaka. Plusem tej sytuacji jest pozbycie się z własnej torby miliona dziwnych przedmiotów, ale minusem jest najczęściej zgoda na kupienie czegoś, co nigdy nawet nie leżało koło ładnej rzeczy — bo te bazarowe, różowe plecaki z księżniczkami najczęściej są po prostu brzydkie. Plecaki Animal Pack wypadają na tym tle po prostu przepięknie — nie dość, że duże i ładnie wykonane, to jeszcze w pomysłowy sposób zmieniają nam dziecko w jakieś zwierzę. Lila została pszczółką, ale są też biedronki, dinozaury, żyrafy, Myszki Minnie czy Spidermeny. Plecak jest pojemny, bo udało nam się zmieścić do niego pół piaskownicy! Podczas wakacji taki plecak doskonale sprawdzi się jako pojemnik na bidon z wodą, pudełko śniadaniowe i skarby!

Plecak Animal Pack można kupić między innymi w sklepie coocoo.pl w cenie 109-169 zł.

Bidon i pudełko śniadaniowe Skip Hop

wedrowanie-11

Podczas wspólnych wakacyjnych wędrówek warto mieć dla dzieci bidon z wodą i pudełko z przekąskami. My zdecydowanie polecamy tani i piękny zestaw marki Skip Hop. Bidon z rurką ma zamknięcie, dzięki czemu nie leje się z niego woda, oraz specjalny troczek na rzepy, żeby można było bidon przyczepić i nie zgubić, a pudełko śniadaniowe ma w środku mniejsze szczelne pudełko, do którego możemy wlać sos i w ten sposób zabrać ze sobą na wycieczkę ukochaną potrawę dzieci, czyli ketchup.

Pudełko i bidon można kupić między innymi w sklepie coocoo.pl w cenie 29 zł (BIDON) oraz 49 zł (ŚNIADANIÓWKA).

 


Jeśli chcecie wiedzieć, co jeszcze polecam zabrać na wakacje i jak się na nie pakować, to zapraszam do przeczytania pozostałych wpisów z PORADNIKA WAKACYJNEGO.

poradnikwakacyjnymamygadzety

Post Gadżety na wakacyjne wędrówki pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Morini – stylowe torby dla rodziców

0
0

Kiedy zostajemy rodzicami, to okazuje się, że kopertówka i kieszenie to za mało, żeby pomieścić wszystkie nowe skarby. Pieluchy, chusteczki, zapasowe ubrania, butelki, termosy, śliniaki i słoiki trzeba gdzieś schować. Kiedy dziecko wyrasta z pieluch i karmienia, to pojemność torby nadal jest kluczowa, bo gdzieś trzeba schować resoraki, lalki i kamienie, które nie są zwyczajne, tylko bardzo magiczne i koniecznie musimy je ze sobą zabrać do domu. Inwestujemy więc w duże torby na pieluchy, które są pojemne, wygodne i łatwo montowane na rączce wózka. Problem z nimi jest taki, że wyglądają jak torby na pieluchy, a nie jak torby dla dorosłej kobiety. Dlatego, kiedy zobaczyłam torby Morini, to od razu pomyślałam, że muszę je zobaczyć z bliska, bo wydają się idealnym substytutem takiej tradycyjnej torby na pieluchy.

Jako matka trójki na dłuższe wyjścia z dziećmi zawsze biorę bardzo dużo rzeczy, bo nigdy nie wiem, kto wyleje na siebie sok, a kto wpadnie do fontanny. Wiem za to bardzo dobrze, komu będę musiała zmienić pieluchę. Dlatego w zasadzie od wielu lat używam tylko i wyłącznie bardzo dużych toreb (małe zarezerwowane są na wyjścia indywidualne lub w parze z mężem). To, co dla mnie w torbie jest najważniejsze, to żeby była ładna, pojemna, nieinfantylna i miała dużo kieszeni w środku. Zwykłe torby zazwyczaj mają 2 kieszenie, torby na pieluchy rzadko kiedy wyglądają fajnie (czyli jak normalna torba). Torby Morini urzekły mnie tym, że oprócz fajnego wyglądu mają bardzo dużo kieszeni w środku, a dzięki dodatkowym paskom można je zaczepić na wózku. A jeśli wybierzecie model unisex, to bez problemu będziecie mogli wspólnie z drugim rodzicem z niej korzystać.

IMG_5802_awanat copy

Zresztą, od kiedy łażę po mieście z torbami Morini (w sensie z jedną na raz, ale często je zmieniam), to zauważyłam zwiększone zainteresowanie moją osobą. O torby pytały mnie znajome i nieznajome mamy oraz koleżanki, które dzieci nie mają. Ogólnie rzecz biorąc każdy, kto lubi duże torby, lub kto z racji swojego zawodu/stylu życia dużą torbę musi mieć. W ofercie Morini toreb jest sporo, ja testowałam 3 różne i wszystkie polecam — wybierzcie taką, która najbardziej pasuje do was.

BELVEDERE

Najbardziej przyciąga uwagę innych osób — przepiękna, skórzana i bardzo duża. A jej różowa wersja jest taka letnia :) Jej wielkość sprawia, że spokojnie mogę tam spakować się na weekend, chociaż głównie służy całej rodzinie podczas całodniowych wycieczek. W środku ma 8 kieszeni (jedna duża zapinana jest na zamek), a po bokach są 2 zewnętrzne. Paski mają idealną długość, żeby zarzucić torbę na ramię, ale w komplecie jest też długi pasek, lub specjalne krótkie paski, którymi przyczepia się torbę do wózka. Zdecydowanie moja ulubiona, chociaż jej wielkość bywa zdradliwa. Muszę pamiętać, że to, co wkładam do środka, będę musiała dźwigać na własnym ramieniu :)

Cenowo zabójcza (800 zł), ale jakościowo rewelacyjna, więc warta grzechu. Torba Belvedere występuje w 7 wersjach kolorystycznych. Jej bliźniacza, materiałowa wersja to model Praha w bardziej przystępnej cenie.

IMG_5717_awanat copy IMG_5713_awanat copy IMG_5773_awanat copy IMG_5704_awanat copy IMG_5707_awanat copy

MOCO

Moco jest nieco mniejsza, ale również bardzo pojemna. Wykonana w całości ze skóry. W środku znajduje się 6 kieszeni (największa jest zapinana na zamek). Paski mają długość odpowiednią do noszenia jej na ramieniu, ale również ten model ma dodatkowy długi pasek i dwa krótkie do zaczepienia na wózku. Ta torba jest idealna nie tylko jako torba na spacery z dziećmi, ale również do biura. Bez problemu zmieścimy do niej laptop czy dokumenty. Bardzo stylowa. Zdecydowanie najczęściej z niej korzystam, bo jest najbardziej uniwersalna. Dostępna jest w 8 różnych kolorach.

Kosztuje tyle, ile model Belvedere (800 zł), ale jest dostępna też w nieco tańszej materiałowej wersji, o której przeczytacie nieco niżej.

IMG_5731_awanat copy IMG_5742_awanat copy

SASCA

Sasca to moja wakacyjna torba nr 1. Sprawdzi się nie tylko na spacerze po mieście, ale również jako torba na plażę. Dzięki materiałom, z których jest wykonana jest zdecydowanie bardziej casualowa od poprzedniczek. Rączki i suwaki są wykończone skórą, a podszewka ma jasny, srebrny kolor, dzięki czemu bardzo łatwo można w niej wszystko znaleźć. W środku jest 6 kieszeni (jedna zapinana na zamek). Paski tak, jak w poprzednich modelach mają różne długości i różne przeznaczenie. Dostępna jest w 8 różnych wersjach kolorystycznych.

Model Sasca kosztuje 300 zł.

IMG_5627_awanat copy IMG_5660_awanat copy IMG_5663_awanat copy

 

KONKURS

Żebym nie tylko ja mogła się cieszyć takimi mega fajnymi torbami razem z Morini przygotowałam dla was konkurs! Konkurs jest prosty, fotograficzny, a co za tym idzie instagramowy!

Co można wygrać?

Do wygrania są 3 torby o wartości 800 zł lub 300 zł (sami wybieracie model) oraz 10 kodów rabatowych na zakup jednej dowolnie wybranej torby Morini (-50% ceny sklepowej!)

Jak wziąć udział w konkursie?

Ponieważ torby Morini są mega pojemne, to chciałabym zobaczyć, co włożylibyście do środka, gdybyście je mieli. Oczywiście liczą się ładne zdjęcia i niebanalne pomysły, ale zanim poniesie was fantazja pamiętajcie, że Morini to torby dla rodziców, takich rodziców, którzy lubią ładne rzeczy :)

Zdjęcie opublikujcie na swoim koncie Instagramowym używając następujących hashtagów: #mamygadzety #morinibags oraz jednego hashtaga oznaczającego model torby, który chcecie wygrać (#belvedere, #praha, #sasca lub #moco). Kolor torby zwycięzcy wybiorą sami :)

Konkurs rozpoczyna się już teraz i trwa do północy 26.08.2015 roku. Zdjęcia konkursowe muszą zostać opublikowane na publicznym koncie w trakcie trwania konkursu i muszą być podpisane odpowiednimi hashtagami.

Zwycięzcy zostaną wyłonieni przeze mnie do dnia 28.08.2015 roku, a wyniki konkursu zostaną opublikowane pod tym wpisem. Ze szczęśliwcami skontaktuję się przez Instagram. Wysyłka toreb realizowana jest tylko na terenie Polski.

 

Dla inspiracji poniżej moja prywatna zawartość torby Morini.

IMG_5675_awanat copy

Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przez Agnieszkę Wanat.

 

WYNIKI KONKURSU

Bardzo dziękuję za możliwość zajrzenia do zawartości 115 toreb, jestem teraz bogatsza o nowe doświadczenie :) Nie było łatwo wybrać 13 najlepszych zdjęć, ale w końcu po całonocnym przeglądaniu Instagrama udało mi się je wyłonić :)

Mam też dobrą wiadomość, dla wszystkich fanów Saskiej Kępy. Morini postanowiło ufundować 2 nagrody specjalne w postaci czarnych toreb Sasca :)

A WSZYSCY, którzy wzięli udział w konkursie otrzymują specjalną 15% zniżkę na zakup toreb Morini.

Poniżej znajdziecie nagrodzone zdjęcia:

3 nagrody główne w postaci wybranej przez czytelnika/czytelniczkę torby otrzymują autorzy poniższych zdjęć:

#mamygadzety #morinibags #belvedere

A photo posted by @galaleksandra on

#mamygadzety #morinibags #belvedere #praha

A photo posted by Aga Kaszubowska (@agakasz) on

jak wyprawa z tatą, to tylko z #morinibags #belvedere #mamygadzety

A photo posted by Magdalena Lipczyńska (@magdanaka) on

2 nagrody specjalne w postaci czarnej torby Sasca otrzymują autorzy poniższych zdjęć:

A photo posted by @s00hy on

10 zniżek (50%) na zakup wybranej torby Morini otrzymują autorzy poniższych zdjęć:

A photo posted by @nashnan on

A photo posted by Kasia S. (@kasch071) on

A photo posted by @justyna_kan on

A photo posted by @olga.szyler on

A photo posted by @lastminuteprojects on

A photo posted by @mihalkov1 on

A photo posted by @pompulinka on

A photo posted by @jojankapl on

Gratuluję! Ze zwycięzcami skontaktuję się przez Instagram :) Osoby, które nie wygrały, ale brały udział w konkursie i chciałyby skorzystać z 15% zniżki proszone są o kontakt na info@morini.pl :)

Post Morini – stylowe torby dla rodziców pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Lodger Explorer –śpiworek na srogie zimy i chłodne lata

0
0

Zimy u nas ostatnio łagodne, ale wszystko się może zdarzyć, może nas jeszcze przecież zasypać, na co osobiście czekam, bo zimę lubię śnieżną i mroźną. Z myślą o mojej wymarzonej zimie testowałam Explorera — najnowszy śpiworek do wózka marki Lodger, który został stworzony po to, żeby sprawdzał się w każdych warunkach tych bardziej śnieżnych i bardziej deszczowych, bardzo mroźnych, ale też zwyczajnie chłodnych. Lodger Explorer może być super rozwiązaniem i dla tych, którzy żyją na kole podbiegunowym, i dla tych, którzy szukają dobrego całorocznego śpiwora, łatwo dostosowującego się do zmieniającej się temperatury.

To jest zdecydowanie najbardziej rozbudowany śpiwór do wózka, jaki wpadł w moje ręce. Ma wersje wiosenną, letnią, jesienną i zimową. Każda z nich jest dostosowana do innych warunków pogodowych, co czyni ten śpiwór bardzo uniwersalnym. Żebyście łatwiej zobaczyli, czy tak naprawdę jest Lodger Explorer pokażę go w 4 wersjach, od najmniej, do najbardziej rozbudowanej.

Wersja letnia

To nie do końca jest wersja letnia, bo przy upałach będzie zbędna, ale chłodnym latem Lodger Explorer będzie nam służył po prostu jako wkładka do wózka, dzięki temu dziecku będzie miękko i przytulnie. Gdy nadejdą upały, to i tak wyciągniemy dziecko z wózka i włożymy je do basenu :)

Wkładkę montuje się bardzo prosto, wystarczy przełożyć pasy przez duże zapinane na rzepy otwory i tyle. Dużym plusem jest to, że dolna część wkładki zrobiona jest z materiału, do którego nie przyczepia się piach i błoto z butów dziecka :)

lodgerexplorer-7 lodgerexplorer-8

Wersja wiosenna

Wiosną będziemy potrzebować letniej wkładki, do której dopina się specjalny ochraniacz, który ogrzeje głowę i tułów dziecka. Nogi będą mogły sobie swobodnie wierzgać, a błoto z butów będzie ściekało na łatwozmywalną część wkładki :)

Wiosenny ochraniacz przypina się do wkładki za pomocą zamka, kapturek można ściągnąć specjalnym czerwonym sznurkiem, tak żeby ciasno osłaniał głowę, a poły śpiworka sczepia się za pomocą dwóch dużych rzepów. Wierzchnia część jest wodoodporna.

lodgerexplorer-9 lodgerexplorer-11 lodgerexplorer-10

Wersja jesienna

Śpiworek w wersji jesiennej jest gruby i ciepły, od wewnątrz polarowy, od zewnątrz częściowo polarowy, a częściowo wykonany z wodoodpornego taslonu. Pasy wózka przekłada się bardzo prosto, bo w śpiworku są duże spinane rzepami otwory na pasy. Kapturek można ściągnąć sznurkiem, tak żeby ciasno otulał głowę dziecka. Poły śpiworka zapinane są na zamek oraz dodatkowo na rzepy. Szczelnie otulają dziecko, tak że wystają tylko stopy. Dół śpiworka jest dopinany, więc jeśli pogoda nie sprzyja można ten dół przypiąć i wtedy dziecko w całości schowane jest w śpiworku.

Bardzo podoba mi się to, że od zewnętrznej strony śpiworka, na wysokości pupy dziecka, wszyty jest kawałek antypoślizgowego materiału. Dzięki temu śpiworek nie ma szans się ześlizgnąć z wózka. Dodatkowym zabezpieczeniem są dwa czerwone troczki doszyte do kawałka materiału na plecach śpiworka. Można je przywiązać do wózka, dzięki czemu nie będzie żadnej możliwości, żeby śpiworek spadł, zsunął się czy został ściągnięty, bez rozwiązania sznureczków.

lodgerexplorer-3 lodgerexplorer-4 lodgerexplorer-5 lodgerexplorer-6

Wersja zimowa lub polarna

Gdy nadejdzie prawdziwa zima lub gdy pojedziemy tam, gdzie zima taka jest, to wystarczy połączyć wszystkie trzy wersje. Wersję wiosenną, przypinamy w środku wersji jesiennej i gotowe. Otrzymujemy bardzo ciepły, podwójny śpiworek, który ogrzewa całe dziecko (z wyjątkiem nosa). Spokojnie możemy tak spacerować w bardzo niskich temperaturach. Ja próbowałam robić zdjęcia Heli w wersji zimowej przy temperaturze +5°C i było ciężko, bo Hela bardzo protestowała, było jej za gorąco pomimo tego, że nie była bardzo ciepło ubrana — rajstopki, body plus jesienna kurtka. Taki zestaw w połączeniu z podwójnym śpiworkiem to była istna sauna :)

lodgerexplorer-2 lodgerexplorer-12

lodgerexplorer-13

Lodger Explorer ma dwie wersje kolorystyczne warstwy zewnętrznej i cztery wersje kolorystyczne warstwy wewnętrznej, czyli łącznie jest osiem wersji do wyboru.

explorerall

Oczywiście ten śpiworek nie jest tani, bo po pierwsze jest świetnej jakości, a po drugie jest stworzony raczej z myślą o bardziej ekstremalnych warunkach niż „jesień w Warszawie”. Za Lodger Explorer trzeba zapłacić 699 zł. Jeśli nie planujecie przebywać zimą gdzieś, gdzie jest naprawdę zimno, to spokojnie wystarczą tańsze śpiworki :) Ale jeśli mieszkacie gdzieś w pobliżu Alaski, lub szukacie czegoś, co sprawdzi się zawsze i wszędzie, to kupujcie. Możecie to zrobić między innymi w sklepie Muppetshop.

Jeśli szukacie czegoś mniej ekstremalnego, to BARDZO polecam śpiworek Lodger Bunker, którego sama używam już kilka lat.

 

Wpis powstał przy współpracy z muppetshop

Post Lodger Explorer – śpiworek na srogie zimy i chłodne lata pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Sensor Acti, czyli jak ubrać dziecko odpowiednio do pogody

0
0

Któż z nas, rodziców, nie stoczył choć raz boju o to, że nasze dziecko, wbrew opinii drugiej strony sporu, nie jest ani zmarznięte, ani przegrzane? Podejrzewam, że ma to za sobą każdy rodzic już w pierwszym tygodniu po narodzinach dziecka. Ten temat potrafi na lata skłócić całe rodziny i sprawić, że zanim opuścimy z dzieckiem nasze mieszkanie, to 3 razy sprawdzimy, czy wszystkie sąsiadki są zajęte czymś innym niż obserwacją korytarza. Mam wrażenie, że niektórzy zaglądają do dziecięcych wózków tylko po to, żeby ocenić, czy dziecko nie jest za cienko ubrane i głośno wyrazić swoją obawę o jego zdrowie (a nawet i życie!).

Z drugiej strony sami często mamy wątpliwości czy dziecko się nie przegrzewa lub nie marznie i w kółko pytamy innych rodziców ile i jakie warstwy materiału zakładają dziecku w domu, na noc, na spacer, gdy wieje, na spacer, gdy jest zimno, na spacer, gdy pada. Fakt, że z czasem człowiek się jakoś w tym wprawia, ale początki bywają trudne. Pamiętam, gdy pojechałam z miesięcznym Frankiem w wózku na spacer i na zakupy. Był styczeń, więc był ubrany „zimowo” i jakoś do mnie nie dotarło, że +10º powinno być dla mnie sygnałem, że nie jest to zimowa temperatura. Od połowy drogi Franek darł się w tym wózku tak, jakby go obdzierali ze skóry, a ja w ogóle nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi. Kiedy w domu wyciągnęłam go spod kocyków i kombinezonów, to okazało się, że mój syn jest cały czerwony, mokry i okropnie wściekły. Cóż, nikt nie rodzi się matką idealną ;)

acti-5

Przy starszakach jest nieco łatwiej, bo w końcu zaczynają sami ogarniać czy jest im zimno, czy ciepło, ale i tutaj bywa trudno, szczególnie jeśli świetnie się bawią na sankach. Choćby byli cali sini z zimna, to będą uparcie twierdzić, że nie jest im zimno w nadziei, że jeszcze trochę pozjeżdżają z górki. Zresztą tak samo jest latem, kiedy są w wodzie, nie ważne, że to Bałtyk i, że jest 20 stopni, cały czas twierdzą, że jest im wręcz gorąco.

acti-4

Na szczęście w dzisiejszych czasach każdy nasz problem może być rozwiązany za pomocą technologii, która jest zdecydowanie lepsza w określaniu stopnia zziębnięcia czy przegrzania dziecka, niż nasza sąsiadka spod piątki :) Od tygodnia jestem posiadaczką małego urządzenia ACTI, który w połączeniu z telefonem (iOS, Android) podpowiada mi czy dziecku nie jest za zimno lub za gorąco. Urządzenie to malutki czujnik i dwa magnesy obszyte materiałem, które przyczepia się dziecku do ubrania w okolicy karku. Najpierw trzeba skalibrować ACTI zakładając je dziecku w normalnych domowych warunkach, tak żeby było wiadomo jaka temperatura jest optymalna. Później ustawia się o ile ta temperatura może się wahać (oczywiście aplikacja nam podpowiada zakres temperatur, ale możemy je zmieniać) i tyle. Urządzenie łączy się z telefonem za pomocą Bluetootha i jeśli temperatura mierzona przez czujnik wyjdzie poza nasze ustawienia, to dostajemy powiadomienie, że dziecku jest za ciepło lub za zimno. ACTI mierzy również wilgotność, więc bez macania dziecka dostajemy informację czy nie jest ono za bardzo spocone. Absolutnie genialne!

acti

Moim zdaniem ACTI jest dużym ułatwieniem szczególnie dla świeżo upieczonych rodziców, którzy nie mają jeszcze doświadczenia i nie są pewni, czy ubierają dziecko odpowiednio. ACTI można używać podczas spacerów w wózku, podczas podróży samochodem, czy nawet w nocy podczas snu. Biorąc pod uwagę, ze większość z nas ma tendencję do przegrzewania, to ACTI może być bardzo przydatne. Będzie też świetnym urządzeniem rozstrzygającym wszelkie spory z dziadkami i sąsiadkami, bo w końcu będziemy mieć namacalny dowód na to, że z naszym dzieckiem wszystko jest w najlepszym porządku i nie potrzebuje ani czapeczki, ani dodatkowego kocyka ;)

Nasze testy ACTI przypadły na czas długich podróży samochodem i testowania nowego fotelika. Ponieważ małe dzieci często się pocą w foteliku, to ACTI pomógł nam określić, jak ciepło powinna być ubrana Hela i czy nie powinniśmy zrobić przerwy na przewietrzenie Heli i fotelika :) Naprawdę jest to bardzo pomocne szczególnie wtedy, kiedy dziecko podróżuje samo z tyłu i nie możemy sami za często sprawdzać temperatury. ACTI bardzo fajnie sprawdził się również podczas wyjść na sanki ze starszakami, bo mogłam skonfrontować informacje otrzymane od Franka i te otrzymane od czujnika :)

I wbrew moim obawom ACTI wcale nie przeszkadza dziecku, nawet leżącemu, bo można je przyczepić zarówno na karku, jak i pod szyją w zależności od sytuacji :)

acti-2

Sama aplikacja jest bardzo prosta w obsłudze, więc poradzi sobie z nią każdy. Zresztą po skonfigurowaniu jej na początku nic więcej nie trzeba z nią robić, chyba że chcemy sami włączać ją do pomiarów, a nie pozwalać na ciągłe mierzenie temperatury i wilgotności. Jedyny minus – ACTI może być skonfigurowane tylko pod jedno dziecko — jeśli chcemy zakładać je różnym dzieciom, to najlepiej jest za każdym razem konfigurować urządzenie od początku (na iPhonie trzeba odinstalować aplikację i zainstalować ją jeszcze raz). Posiadanie większej ilości urządzeń nie rozwiąże naszego problemu, bo aplikacja obsługuje tylko jeden czujnik.

actiapp

ACTI jest wyjątkowym urządzeniem, bo nie można go kupić, ale z to można go wygrać :) Wystarczy wziąć udział w loterii Actimela — na stronie actimel.pl należy wpisać kod z kartonowego opakowania Actimela. Co 20 minut rozdawane jest jedno urządzenie :) Nie wiem, czy macie szczęście w grach, ale moim zdaniem ACTI warte jest wzięcia udziału w tej loterii (macie czas do 21 lutego) :)

Szczegółowe informacje o loterii oraz regulamin znajdziecie na stronie actimel.pl.

 

Wpis powstał przy współpracy z marką Actimel

Post Sensor Acti, czyli jak ubrać dziecko odpowiednio do pogody pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Torba dla mamy – mój subiektywny przegląd

0
0

Kiedy w naszym życiu pojawia się dziecko, to zmienia się wszystko — poród to tylko preludium do bolących piersi, nieprzespanych nocy, wymiany pieluch kilkanaście razy na dobę, przygotowań do wyjścia z dzieckiem, jakby była to, co najmniej wyprawa na biegun północny, przeczesywania Internetu w poszukiwaniu informacji, czy ta czerwona kropka na policzku, to na pewno tylko czerwona kropka. Absolutnie NIC nie jest takie jak wcześniej, bo nigdy wcześniej nie mieliśmy pod opieką pomarszczonego, krzyczącego i kompletnie niesamodzielnego ludzkiego szczeniaka, który zupełnie niespodziewanie stał się najważniejszą istotą, z jaką kiedykolwiek mieliśmy do czynienia.

Zmiany dotyczą również damskiej torebki, która przez najbliższych kilkanaście miesięcy nie będzie w niczym przypominała tej zwykłej kobiecej torby, w której nosimy pół wszechświata, i w której nigdy nic nie możemy znaleźć :) Od dnia narodzin naszego potomka, nasza torba będzie nosić drugie pół wszechświata i nadal ciężko będzie nam w niej coś znaleźć, ale jej rozmiary będą musiały znacząco wzrosnąć!

Oczywiście można się upierać, że co jak co, ale nie ulegniemy terrorowi niemowlęcia i nie oddamy mu naszej torby, będziemy używać nadal tych samych torebek, a rzeczy dla dziecka będziemy nosić między szminką a tuszem do rzęs. Sama przywitałam pierworodnego bez „specjalistycznej” torby w wyprawce, ale po dwóch miesiącach udałam się do sklepu w celu zakupu takowej, gdyż moje zwykłe torebki nie były w stanie pomieścić całego niezbędnego osprzętu niemowlęcego. Od tego czasu zauważyłam, że nawet jeśli aktualnie nie korzystam z typowych toreb „dla mam”, to rozmiary moich torebek znacznie urosły — po prostu nic w normalnych rozmiarach nie jest w stanie pomieścić resoraków, kamieni, szyszek, magicznego patyka i ubrań na wypadek wpadnięcia do fontanny :)

Jeśli już pogodzimy się z tym, że nasze małe torebki zupełnie nie sprawdzą się jako torebka młodej mamy, to możemy, zupełnie legalnie, bez szukania wymówek kupić sobie NOWĄ torbę! Ich ogromny wybór sprawia, że torba, w której będziemy nosić pieluchy, butelki, smoczki i brudne ciuchy z zewnątrz nie musi się wiele różnić od tych toreb, które nosiłyśmy również wtedy, gdy nie wiedziałyśmy, co to znaczy mieć dziecko :) Moje „dzieciowe” torby w większości wyglądają tak, jak torebki, które każda „nie-mama” nosi do pracy, czy na spacer. Przedstawiam mój subiektywny wybór najfajniejszych toreb, którym miałam okazję przyjrzeć się z bliska przez ostatnich kilka lat.

Kolejność jest nieprzypadkowa, zaczynam od tych najtańszych.

Skip Hop Duo Special Edition

Skip Hop Duo to chyba najpopularniejsza torba, kupowana z myślą o noszeniu ekwipunku dziecięcego. Jest dobrze przemyślana, bardzo dobrej jakości i w cenie niepowalającej z nóg. Kupiłam ją dopiero przy trzecim dziecku, bo wcześniej byłam zajęta testowaniem innych toreb, ale przez pierwsze pół roku towarzyszyła mi podczas każdego wyjścia z dzieckiem i była jednym z bardziej trafionych prezentów!

To jest torba, która jest chyba najbardziej unisexowa ze wszystkich w tym zestawieniu i jeśli wybierzemy taką wersję kolorystyczną, która podpasuje również ojcu dziecka, to będzie mogła bez problemu być używana również przez ojców, wujków i dziadków, którzy zabiorą naszego potomka na spacer :) Z drugiej strony najmniej przypomina normalne, damskie torebki, więc raczej nie będziemy jej wykorzystywać, gdy minie już okres taszczenia tony rzeczy dla dzieci, co dla mnie osobiście jest wadą.

To, co lubię w niej najbardziej to duża liczba kieszeni (9), dzięki czemu można sobie całkiem sprytnie posegregować cały ekwipunek. Jeśli jest się mną, to oczywiście w żadnym wypadku nie uchroni to przed bałaganem w torbie, ale przynajmniej raz na jakiś czas będziemy mieć poczucie, że wiemy gdzie, co jest.

Mam też wrażenie, że Skip Hop Duo są niezniszczalne — używałam jej przez pół roku non-stop, a przez kolejny rok używałam jej sporadycznie i po wypraniu torba wygląda jak nowa. W zasadzie zdradza ją tylko odcięta metka. Materiał, z którego jest wykonana jest wszystkoodporny (matriał pokryty jest laminatem i jest taki śliski), ale nie wygląda tandetnie. Dzięki różnym uchwytom przymocowanym do torby wygodnie nosi się ją w ręku, na ramieniu i łatwo przyczepia się do wózka. W zestawie z torbą dostajemy też miękki składany przewijak.

Model Special Edition kosztuje 279 zł i można go kupić między innymi w sklepie Mama Gama, ale jest jeszcze (nieco inny) tańszy model Signature, za który trzeba zapłacić 239 zł (również dostępny w Mama Gama).

aztec-duo-luxe-012

torby-4

Mamas & Papas Parker

Torba Mamas&Papas Parker wpadła mi w oko głównie przez te grochy, bo wydawały mi się takie wakacyjne. Ale kiedy zobaczyłam ją w innych odsłonach, to okazało się, że potrafi być bardzo elegancka. Ze wszystkich moich toreb jest chyba najmniej pojemna i ma najmniejszą liczbę kieszeni (6), ale w zupełności wystarcza na zabranie matczynego ekwipunku. Jakość jest bardzo dobra — po ponad 2 latach używania jedynym mankamentem jest przybrudzenie jasnej tkaniny na zewnątrz, poza tym wszystko idealne :)

Niestety materiał jest dość trudny w czyszczeniu (nie można prać jej w pralce), więc warto dobrze zastanowić się nad kolorem, żeby później nie szorować jej zbyt często mokrą ściereczką. W zestawie do torby dodana jest mała torba izolacyjna na butelkę, przewijak oraz długi pasek, gdyby ktoś potrzebował, żeby powiesić torbę na rączce wózka.

Zdecydowaną zaletą tej torby jest to, że po wyciągnięciu ze środka pokrowca na butelkę i składanej maty do przewijania, mamy normalną, bardzo ładną torebkę, która będzie dobrze wyglądać, nawet jeśli w naszej okolicy nie będzie żadnych dzieci :) Ten model dostępny jest również w przepięknych limitowanych edycjach, które dla Mamas & Papas projektuje obecnie Donna Wilson.

Mamas & Papas Parker kosztuje 399 zł i można kupić ją TUTAJ, ale cenę można sobie łatwo wytłumaczyć tym, że nie jest to torba tylko na „pieluchy” ale super się sprawdzi również po powrocie do pracy :)

porter

torby-2

mara mea

Torba marki mara mea jest jedyną w zestawieniu, której nie miałam okazji sama używać, ale bardzo chciałam wam ją pokazać, od kiedy zobaczyłam ją na targach w Kolonii. Mara mea to mała berlińska marka stworzona przez dwie młode dziewczyny. W swojej ofercie oprócz toreb mają ubrania ciążowe oraz różne macierzyńskie akcesoria. Wszystko jest absolutnie przepięknie wykonane i spodoba się szczególnie miłośniczkom haftów :)

Torba mara mea zachwyciła mnie swoją funkcjonalnością i tym, że potrafi się dostosować do zmieniających się potrzeb kobiety — może być zwykłą shopperką, torbą na ramię, torbą do wózka i plecakiem. Wszystkie te kombinacje otrzymuje się poprzez odpowiednie przepięcie (lub odpięcie) paska.

W środku torby znajduje się 10 różnych kieszeni, z czego jedna jest wodoodporna (w sam raz na mokre ubranka). Cały środek, w którym znajdują się kieszenie na dziecięce skarby, można odpiąć i wyciągnąć, dzięki czemu zostajemy z dużą torbą z dwoma zapinanymi kieszeniami (w jednej zmieści się 13″ laptop). Idealna dla mam, które szukają torby-kameleona, która świetnie sprawdzi się zarówno na spacerze z dzieckiem, jak i w pracy.

W zestawie z torbą dostaniemy wszystkie potrzebne paski oraz materiałowy przewijak. Cały komplet kosztuje 179 €, czyli ponad 700 zł. Wszystkie produkty mara mea można zamówić TUTAJ.

mood_new_moon_high_res_2

diaper_bag_new_moon_inside-581

Morini Moco

O torbach Morini pisałam już osobną długą recenzję. Mam je już prawie rok, w związku z czym mogę przyznać, że to model Moco jest moim ulubieńcem — bardzo pojemny i bardzo elegancki :) To nie jest żadna specjalna torba dla rodziców, tylko po prostu duża, pojemna torba z dużą ilością dużych kieszeni (6), w których zmieści nam się absolutnie wszystko. W zestawie nie ma ani przewijaka, ani termoizolacyjnego opakowania na butelki, ale mamy dodatkowe paski, dzięki którym możemy wygodnie zaczepić torbę na wózku.

Całość wykonana jest z bardzo dobrych materiałów, dzięki czemu po miesiącach ciągania torby po piaskownicach, kawiarniach i poczekalniach nadal wygląda świetnie. Zresztą skórzane torby dla rodziców, to naprawdę idealne rozwiązanie — da się z łatwością zmyć z nich zaschnięte mleko, błoto i sok :)

Jedyny minus to fakt, że jest tak pojemna, że czasami nie mam nad sobą litości i pakuję ją ponad możliwości mojego kręgosłupa, co niestety nie jest najlepsze. Cena (800 zł) też niestety do najniższych nie zależy, ale nie bardzo można zapłacić mniej za dużą, skórzaną torbę, zwłaszcza że posłuży nam nawet wtedy, gdy nasze dzieci wyrosną z pieluch :) Torby Morini dostępne są TUTAJ.

IMG_5742_awanat copy

torby-5

Bugaboo + Storksak

Nie byłam fanką toreb Bugaboo, ale kiedy zobaczyłam, że pracują oni nad torbą razem z marką Storksak, to wiedziałam, że nastąpi duża zmiana. I miałam rację. Torba Bugaboo + Storksak to zupełnie coś innego niż dotychczasowe torby Bugaboo. Została zaprojektowana tak, żeby wyglądała, jak elegancka, klasyczna torba damska, która nie krzyczy z daleka: „Mam w środku pieluchy i mleko!”, nie jest też żadną „torbą do wózka”, ale można ją oczywiście na wózku powiesić.

Mnie urzekł przepiękny niebieski kolor podszewki, dzięki któremu łatwo jest w środku coś znaleźć, no i zachwyciła mnie ilość kieszonek i schowków — patrząc na torebkę z zewnątrz ciężko przewidzieć, że w środku jest 9 kieszeni (z czego jedna termoizolacyjna na butelkę). A mimo to, jeśli wyciągniemy ze środka wszystkie dziecięce rzeczy, to ciężko będzie nam przypuszczać, że jest to torba na pieluchy :) Zostaniemy z bardzo elegancką, skórzaną i pojemną torebką, która będzie nam służyć przez kolejne bezpieluchowe lata :)

W zestawie z torbą dostajemy długi pasek oraz rozkładany przewijak zgrany kolorystycznie z torebką. Oprócz wersji skórzanej jest również nieco tańsza wersja nylonowa. Jedynym minusem, na który zwróciłam uwagę, są uszy krótsze niż w moich pozostałych torebkach, musiałam się do tego przyzwyczaić, bo dużo bardziej wolę uszy dłuższe (takie jak w torbach Morini) :)

Cena jest oczywiście bardzo bugaboowska ;) Torba w wersji skórzanej kosztuje 1399 zł, a w wersji Nylon 729 zł. Torby można kupić między innymi TUTAJ.

storksak-bugaboo-black-leather-diaper-bag-7

torby-3

Mam nadzieję, że torebkowy przegląd wam się spodobał na tyle, że ucieszycie się na wieść o tym, że szykuję drugą część, tym razem o pieluchowych kopertówkach ;)

Post Torba dla mamy – mój subiektywny przegląd pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Poradnik wiosenny, czyli jak przetrwać wiosnę

0
0

Przyszła wiosna, w zasadzie była przez chwilę i poszła, ale można zakładać, że za chwilę znowu wróci. Wiosna jest wśród rodziców chyba najbardziej wyczekiwaną porą roku, bo po kilku miesiącach, które spędziliśmy razem z naszymi dziećmi w zamknięciu, mamy dosyć i liczymy na to, że wiosną trochę odsapniemy, uwolnimy się od tej ciągłej obecności dzieci i rozkwitniemy na nowo. Dzieci gdzieś się wypuszczą, a my zalegniemy na trawnikach i wyciągniemy twarze ku słońcu.

Mam wrażenie, że późna, mokra jesień i szara bezśnieżna zima idealizuje nadchodzące ciepłe miesiące, nie pamiętamy już, jak zmęczony może być rodzic na wiosnę i jak często wiosna może nas po prostu wkurzać. Żebyście mieli świadomość, czego tak bardzo wyczekujecie, chciałam wam przypomnieć, co takiego w zeszłym roku doprowadzało was do szału. Żeby nie było, że wiosna jest taka cudowna i wspaniała.

1. Dłuższe dni

Niby tak bardzo denerwuje nas to, że zimą słońce zachodzi o 16, a później jest zimno i ciemno, a o 22 to już wszyscy czytają książki przed rozpalonym kominkiem, żadnych wieczornych imprez, wariactw i innych takich. Tylko że zimą o 18.00 spokojnie można zacząć przekonywać dziecko, że nadchodzi wieczór, o 19.00 można zaśpiewać kołysanki, do 20.00 ogarnąć bajzel, a po 20.00 MAMY CZAS DLA SIEBIE!!!!! Wiosną jest tak, że o 19.00 to się schodzi z placu zabaw, o 20.00 dziecko zjada kolację i kiedy przed 21.00 uda nam się położyć dzieci, to nie mamy siły nawet nastawić prania, nie wspominając już o czasie dla siebie — 1:0 dla zimy!

2. Wyjścia na plac zabaw

Tak, to prawdziwa zmora rodziców. Niby place zabaw wymyślono po to, żeby dzieci miały się gdzie bawić, ale prawdziwy cel ich powstania jest zupełnie inny. Każdy, kto widział kiedyś, jak dziecko reaguje na mamine „Dziecko, wracamy do domu!” wie, o czym mówię. To jest prawdziwa tortura psychiczna dla rodziców, przyspieszony kurs negocjacji i wybieranie jednej spośród najbardziej skutecznych metod wychowawczych: zastraszanie, szantażu lub fałszywej alternatywy, wtedy też uczymy się tego, że w powiedzeniu „nie negocjuję z terrorystami” jest wiele prawdy! Nawet jedno wyjście na plac zabaw (a w zasadzie próba wyjścia z niego) może być fatalne w skutkach dla psychiki rodzica! I co, tak źle wam było przed tym kominkiem??

3. Zmienna pogoda

Jednego dnia wychodzicie w podkoszulku po to, żeby następnego dnia szukać zimowych kurtek. Nie wiadomo, czy rano do przedszkola trzeba założyć sandałki, kalosze czy śniegowce. W szatni zostawiasz dziecko w grubym swetrze, po to, żeby odebrać je po południu w samej koszulce. Ubierasz je rano w wiosenną cienką kurteczkę, tylko po to, żeby przez kolejne kilka godzin zastanawiać się, czy nie jest mu za zimno, skoro okazało się, że na dworze jest tylko +2°C. Dziecko wraca z gilem do pasa, a Ty bierzesz zwolnienie w pracy. Wiosno, jesteś taka wspaniała!

4. Brudne dzieci

Naprawdę źle nam było zimą, kiedy dzieci się nie brudziły, kiedy ich rączki lśniły czystością, a we włosach nie było nawet ziarenka piasku? Tak, zimą mogliśmy urządzać „dzień dziecka” i nie szorować ich gąbką od stóp do głów, ale wiosna to zupełnie inna bajka. Piasek pod paznokciami, piasek w uszach, piasek we włosach, brudna szyja. Nie dość, że dzieci później chodzą spać, to jeszcze dłużej trzeba je myć. W sumie świetnie i tak nie lubiłam tego wieczornego CZASU DLA MNIE!!!!

5. Brudne ubrania

Te króciutkie wiosenne wieczory moglibyśmy spędzić w ogródku lub na balkonie ciesząc się coraz cieplejszym powietrzem i nadchodzącym latem. Niestety, skoro mamy dzieci i jest wiosna, i te dzieci ciągle się bawią w ziemi, to znaczy, że wieczory spędzimy na naszym ulubionym zajęciu, czyli praniu! Zimą, nasze mniej brudzące się dzieci mogły spokojnie włożyć te same spodnie dwa dni z rzędu. Wiosną możemy o tym zapomnieć. Spodnie, które były na pupie dziecka dłużej niż 6 godzin nadają się tylko do odplamiania, gotowania i próby odzyskania ich pierwotnego koloru. Pierzemy KAŻDĄ rzecz po JEDNYM dniu noszenia, więc wiosną prania nam zawsze przybywa, nawet jeśli liczba dzieci jest bez zmian. Po prostu już nie mogę się doczekać, przecież uwielbiam spędzać długie godziny przed moją pralką!

I co, nadal tęsknicie? Ja bardzo, tak bardzo, że na przekór kapryśnej wiośnie przygotowałam dla was Poradnik Wiosenny, w którym będzie można znaleźć mnóstwo informacji o tym, jak aktywnie (i rodzinnie) spędzić wiosnę — będą rowery, hulajnogi, rolki i spacery na nogach, wszystko to, co sprawi, że wszyscy razem będziecie mogli wyjść z domu i cieszyć się tym, że jest coraz cieplej i coraz bardziej zielono!

Ponieważ taki Poradnik to BARDZO dużo pracy, to będziecie musieli zachowywać się cierpliwie — codziennie (od jutra) będę publikować jeden temat! Wszystko zamknę w 3 długich notkach, które pomogą wam ogarnąć wiosnę gadżetowo :) Na razie jeszcze poniższe bannery nie działają, ale od jutra będę je kolejno aktywować!

Post Poradnik wiosenny, czyli jak przetrwać wiosnę pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.


Poradnik wiosenny – Rodzina na rowerach

0
0

Wiosna to absolutnie najlepszy moment na rozpoczęcie przygody z rowerem, bo dzieciaki mają wtedy co najmniej pół roku na oswojenie się z rowerem i zdobycie nowych rowerowych umiejętności, więc jeśli wasz ostatni sezon nie był jeszcze za bardzo rowerowy, to macie przed sobą kolejną szansę na start :) Jazda na rowerze to dla dzieci mega frajda, bez względu na to, czy jadą na rowerku biegowym, na zwykłym rowerze czy na rowerze rodzica — w każdym z tych przypadków jest super. U nas, zanim dzieciaki odkryły hulajnogi, rowery towarzyszyły nam podczas każdego wyjścia z domu, teraz jest to pół na pół, ale i tak każde „Idziemy na rowery?” witane jest entuzjastycznym okrzykiem :)

Kilka rodzinnych rowerowych sezonów dało mi całkiem sporo doświadczenia, którym chętnie się z wami podzielę i podpowiem, na co zwrócić uwagę przy wybieraniu rowerowego sprzętu. Oczywiście żadnej Ameryki tutaj nie odkryję i nie zagłębię się w żadne szczegóły techniczne — od tego mamy kompetentnych sprzedawców w sklepach rowerowych, którzy są w stanie pochylić się nad każdym indywidualnym przypadkiem :)

Przyczepki rowerowe

Przyczepki nie są jeszcze bardzo popularne w naszym kraju, ale na pewno zna je każdy, kto dużo jeździ na rowerze. Jest to sprzęt, który pozwala na najwcześniejsze rozpoczęcie rodzinnej rowerowej przygody. O ile w fotelikach rowerowych zaleca się przewożenie dzieci powyżej 12/18 miesiąca życia, to wśród przyczepek możemy znaleźć takie, którymi będziemy mogli jeździć z niemowlakami. Przyczepki są też często najlepszą (a czasem jedyną) opcją do przewożenia rodzeństwa, więc każdy, kto ma więcej niż jedno małe dziecko, na pewno będzie myślał o zakupie przyczepki.

thule-001

Przyczepka to spory wydatek (te dobre zaczynają się od ok. 2000 zł) i pomimo tego, że część z nich ma dużo więcej zastosowań (niektóre mogą służyć na przykład jako zwykły wózek), to nie każdemu taki zakup będzie się opłacał. Jeśli nie planujemy zbyt częstych rowerowych wycieczek z maluchami, to być może dużo bardziej opłacalne będzie wypożyczenie przyczepki — zwłaszcza że wtedy za stosunkowo nieduże pieniądze możemy wypożyczyć przyczepki najlepszych firm z bardzo bogatym wyposażeniem, co więcej, jeśli nie spodoba nam się dany model, to następnym razem wypożyczymy coś innego, no i nie musimy się też wtedy zastanawiać, gdzie taką przyczepkę będziemy przechowywać :)

Przed zakupem warto sprawdzić amortyzację przyczepki — na naszych polskich drogach dzieci w przyczepce będą narażone na ciągłe wstrząsy, dla starszaków jest to nieprzyjemne, dla maluchów może być niebezpieczne. Jeśli w przyczepce chcemy wozić niemowlę, to musi ono jeździć w specjalnie przystosowanym do tego celu hamaku, który dodatkowo redukuje wstrząsy. I nawet jeśli mamy najlepiej amortyzowane przyczepki, to jadąc z maluchami, powinniśmy wybierać mimo wszystko płaskie trasy, na których nie ma zbyt dużo wybojów (wiem, w Polsce jest to trudne).

Przyczepki są bezpieczniejsze od fotelików, to znaczy wypadek z przyczepką będzie mniej groźny w skutkach niż wypadek z fotelikiem — po pierwsze „upadek” jest wtedy z niższej wysokości, po drugie, dzięki kulowemu zaczepowi, wywrócenie się roweru nie oznacza wywrócenia się przyczepki. Przewrócenie się roweru z fotelikiem, oznacza upadek dziecka.

Przyczepki są dużo wygodniejsze na długich trasach — jeśli marzy się nam dłuższy rowerowy wypad z małymi dzieciakami, to mamy szansę, że upłynie on w lepszej atmosferze — dzieci w przyczepce mają większą swobodę, mogą się bawić, wozić swoje zabawki czy się przespać. Przyczepce niestraszne są też gorsze warunki atmosferyczne — w przypadku deszczu po prostu osłania się przyczepkę i dzieciakom deszcz ujdzie na sucho :)

Ale jeśli ktoś planuje zakup przyczepki tylko po to, żeby wozić dzieci do przedszkola, to mocno bym się nad tym zastanowiła. Jazda z przyczepką po mieście wcale nie jest przyjemna (chyba że mamy w okolicy dużo ścieżek rowerowych), lawirowanie między samochodami czy wciskanie się na wąskie chodniki to męczarnia psychiczna i fizyczna dla rodziców. Na krótkich, wąskich i zakorkowanych odcinkach foteliki będą bardziej praktyczne (jeśli mamy oczywiście możliwość przewiezienia wszystkich dzieci w fotelikach). My zdecydowanie bardziej wolimy zawozić dzieci do przedszkola w fotelikach niż w przyczepce.

Jeśli ktoś chciałby mieć przyczepkę, ale chce oszczędzić, kupując coś taniego, to odradzam. My mieliśmy wątpliwą przyjemność korzystania z takiej przyczepki i o ile przy naszych (starszych) dzieciach i na naszych (krótkich) trasach dało się z tego korzystać, to na dłuższe wycieczki bym jej nie zabrała — brak amortyzacji, wątpliwej jakości pasy, konieczność siedzenia prosto, mało miejsca na nogi i wystająca głowa Franka (miał wtedy ok. 110 cm wzrostu) nie przekonały mnie do zabierania takiej przyczepki w trasy.

Przyczepki godne polecenia, to na przykład te marki Thule czy Croozery.

Foteliki rowerowe

Foteliki są świetne, jeśli chcemy wozić na rowerze maluchy powyżej 12/18 miesiąca (w zależności od tego, kogo pytamy, my uznajemy tę górną granicę) i jeśli nie mamy w zwyczaju jeżdżenia w długie rowerowe trasy. Super sprawdzają się w mieście i moim zdaniem są zdecydowanie najfajniejszym sposobem na dowożenie dzieci do żłobka czy przedszkola (no, chyba że dzieci jeżdżą już same). Ale wybranie fotelika rowerowego wcale nie jest proste — nam to zajęło kilka lat, w których trakcie pożyczaliśmy różne foteliki od znajomych, aż w końcu okazało się, że trzeba je oddać i kupić własne :D

rowery-3

Decydując się na zakup fotelika, szukałam takiego, z którego będzie mogła korzystać i Lila, i Hela (możliwość regulacji długości oparcia na nogi, łatwa regulacja pasów), który pozwoli na szybkie przemontowanie między rowerami i który będzie wygodny zarówno dla małego, jak i starszego dziecka (opcja odchylenia do drzemki, wycięcie w oparciu na kask). Chciałam też, żeby fotelik był montowany z tyłu na ramie (bo montaż na ramie zapewnia dobrą amortyzację). Padło na fotelik Hamax Siesta, który spełniał wszystkie moje wymagania i nie był szaleńczo drogi (zapłaciliśmy za niego chyba 350 zł).

Ponieważ człowiek uczy się każdego dnia, to po zakupie okazało się, że zamontowanie fotelika na rowerze wcale nie jest takie oczywiste i, że nie zawsze standardowe systemy mocujące pasują do naszego całkiem zwykłego roweru. Gdybym miała kupować fotelik po raz drugi, to pewnie wybrałabym ten sam model, ale zakupu dokonałabym w sklepie rowerowym, w którym miła obsługa od razu zamontowałaby mi fotelik na rowerze, usuwając wszelkie problemy. I spokojnie mogłabym w takiej sytuacji zapłacić za fotelik nieco więcej.

Poza naszym fotelikiem istnieje jeszcze tysiąc innych, spośród których możemy wybierać. Przede wszystkim mamy zupełnie inne foteliki montowane z przodu — bardzo interesujące rozwiązanie (znam takich rodziców, którzy je chwalą i takich, którzy narzekają), ale nie zdecydowałam się na nie z powodu własnej raczej wątłej budowy ciała i niskiej wagi — dla mnie wożenie dziecka z tyłu jest już nie lada wyczynem — przy mojej wadze rower, fotelik i dziecko to całkiem sporo do ciągnięcia, więc wiedziałam, że wożenie dziecka z przodu będzie dla mnie jeszcze większym wyzwaniem. Drugą wadą takich fotelików jest ograniczenie wagowe — są przeznaczone dla dzieci do 15 kg, więc Lila i tak by się na nie nie łapała. Bezsprzeczną zaletą fotelika montowanego z przodu jest świetny kontakt z dzieckiem — widzimy je cały czas, możemy z nim rozmawiać, razem obserwować zmieniający się krajobraz. Fotelik montowany z tyłu nie daje niestety takich możliwości. Mnie to przeszkadza, bo czasami chciałabym wiedzieć, czy dziecku w ogóle się podoba jazda na wycieczce, czy obchodzi go to, co mówię, czy mnie słyszy i czy przypadkiem nie zasnęło. Ale niestety nie można mieć wszystkiego.

rowery-8

To, co jest bardzo istotne podczas poszukiwania fotelika, to maksymalne dopuszczalne obciążenie — część fotelików przeznaczona jest dla dzieci do 15 kg, część do 22 kg, są też takie do 36 kg (to takie nakładki do siedzenia na bagażniku dla starszych dzieci). Jeśli ktoś ma duże i ciężkie dziecko albo planuje długo wozić dziecko w foteliku, to powinien raczej zdecydować się na zakup fotelika z ograniczeniem wagowym 22 kg.

Powinniśmy też sprawdzić, czy fotelik można zamontować na naszym rowerze — jeśli kupujemy fotelik renomowanej marki, to nie powinniśmy mieć z tym żadnego problemu, bo tacy producencie najczęściej mają w sprzedaży zamienne akcesoria, które pozwalają na zamontowanie fotelika na bardziej „problematycznym” rowerze (sprawdziłam na własnej skórze). Warto wtedy przed zakupem przestudiować dokładnie instrukcję montażu i sprawdzić, jakie problemu możemy napotkać, ale najlepiej udać się z rowerem do dobrego sklepu, w którym kompetentni sprzedawcy na miejscy dopasują nam fotelik do roweru.

Jeśli chcemy używać fotelika na kilku rowerach, to też nie powinniśmy mieć problemu ze znalezieniem odpowiedniego fotelika — ale wtedy najlepiej dokupić sobie drugi system mocujący i między rowerami przekładać fotelik z metalowym stelażem, będziemy mogli wtedy wypinać i wpinać fotelik jednym kliknięciem (tak jest między innymi w fotelikach Hamax).

rowery-5

Odchylanie się fotelika do tyłu było dla mnie ważne, bo wiem, że Hela jest na tyle mała, że może jej się zdarzyć zasnąć w foteliku. Wolę, żeby miała wtedy, choć minimalny komfort, choć warto pamiętać, że spanie na jadącym rowerze nie jest najwygodniejsze, nie należy więc traktować wycieczki rowerowej jako czasu na drzemkę, ale można jakoś przygotować się na taką sytuację możliwością odchylenia fotelika do tyłu, lub stabilnym podtrzymaniem głowy dziecka (o tym niżej!).

O takich oczywistościach jak pasy nie muszę chyba pisać? Mogą być trzy lub pięciopunktowe, mogą mieć różne systemy zapinania, najczęściej rozpięcie pasów wymaga dość dużej sprawności manualnej i siły w rękach — my się trochę musimy namęczyć, ale mam pewność, że dziecko samo się nie rozepnie :) Stopy dziecka również powinny mieć ograniczoną możliwość ruchów — w naszym foteliku są to plastikowe zapięcia, które lekko przytrzymują stopę w foteliku. Dzięki temu noga dziecka na pewno nie znajdzie się między szprychami.

Rowerki biegowe

Przygodę z własnym rowerkiem moje dzieci zaczynały od rowerka biegowego, który znają chyba wszyscy rodzice — jest to normalny dwukołowy rowerek, który został pozbawiony pedałów. Dziecko porusza się, odpychając się od ziemi nogami. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy oglądaliśmy dzieciaki na takich rowerkach, to nie mogłam uwierzyć, że 2-3 latki mogą jeździć tak szybko i pewnie, co więcej część z nich nie miała żadnego problemu z utrzymaniem równowagi, kiedy ich nogi były w górze. Coś, co my musieliśmy wymęczyć, rozpędzając się z górki na naszych normalnych rowerkach, oni wyćwiczyli bez problemu na rowerkach biegowych. Bajka!

rowery

Franek zaczął jeździć na rowerze, gdy miał 1.5 roku i zrobił to bez żadnego przymuszania. Najpierw robił to ostrożnie i powoli próbując zrozumieć, jak to działa, a gdy miał niecałe 2 lata śmigał już jak opętany. Pół roku później częściej miał nogi w górze niż na ziemi, a jako 3.5 latek zaczął samodzielnie jeździć na normalnym rowerze z pedałami. Myślałam, że tak mają wszystkie dzieci i wkrótce rowerki biegowe sprawią, że już początkujące przedszkolaki będą umiały jeździć na rowerze. Okazało się, że nie. Lila wcale się na rowerek nie pchała i potrzebowała dużo więcej czasu, żeby zacząć jeździć szybko i pewnie, jako 4.5 latka oswaja się z normalnym rowerkiem i kto wie, być może w tym roku zacznie jeździć samodzielnie.

Uważam, że rowerki biegowe są absolutnie genialnym wynalazkiem, bo dają dziecku możliwość dużo łatwiejszej jazdy i dużo łagodniejszej nauki jeżdżenia na zwykłym rowerku. Mogą być one pierwszym i ostatnim rowerkiem przed zakupem zwykłego rowerka dziecięcego. U nas od ponad 5 lat sprawdza się ciągle ten sam rowerek – Early Rider Classic, który Franek dostał w prezencie od dziadków — drogi, ale świetnej jakości — wiele przeszedł z naszym ekstremalnym rowerzystą i jego siostrą, i przez ten czas musieliśmy jedynie pompować koła i regulować siodełko i kierownicę. Posłuży jeszcze Heli, więc po przeliczeniu ceny zakupu na lata używania i brak kosztów napraw, to był naprawdę świetny wybór!

rowery-10

Z mojej perspektywy w rowerku biegowym (poza jakością) najważniejsza jest jego waga (nie może być zbyt duża), dobre, wytrzymałe koła (te piankowe mogą nie wytrzymać wieloletniej służby w wielodzietnych rodzinach, są też mniej przyczepne, co ma znaczenie przy dużych prędkościach), dobrze wyprofilowane miękkie siodełko (dziecku musi być wygodnie, inaczej nie będzie chciało jeździć), możliwość regulacji siodełka (bo taki rowerek będzie służył przez kilka lat) oraz możliwość ograniczenia skrętu kierownicy (bardzo fajny patent, bo kiedy wsadzamy na rowerek nowicjusza, to możemy mu nieco ułatwić jeżdżenie). Oczywiście przed zakupem warto przymierzyć dziecko do rowerka, bo oczywiście ono do niego i tak kiedyś dorośnie, ale chyba dużo fajniej, jeśli dziecko może zacząć korzystać z rowerka wtedy, kiedy poczuje się gotowe, a nie wtedy, kiedy dorośnie?

Jeśli kogoś interesuje bardziej szczegółowa recenzja naszego rowerka Early Rider Classic, to zapraszam TU, a jeśli ktoś rozważa zakup, to TUTAJ może poszukać najkorzystniejszych ofert.

Rowerki dziecięce

Kiedy nasze dziecko będzie gotowe na rozpoczęcie przygody ze zwykłym rowerem, to na pewno spędzimy trochę czasu w sklepach rowerowych. Wybranie dobrego roweru dla dziecka jest czasochłonne, a ponieważ mamy wtedy do czynienia z dzieckiem, które ma już jakieś oczekiwania w stosunku do roweru, to może być to również wydarzenie nerwowe.

Najlepiej zacząć od zorientowania się jakie rowerki możemy kupić w naszej okolicy. Kupowanie rowerka dziecięcego przez internet jest moim zdaniem niezbyt dobrym pomysłem, bo może się okazać, że rower, który nam przywieźli, jest za ciężki, za duży i zbyt trudny w obsłudze dla dziecka. Zabranie dziecka na rekonesans do sklepów rowerowych prawdopodobnie nadwyręży nieco naszą cierpliwość, ale pozwoli dopasować wielkość rowerka i wybrać taki, którym dziecko porusza się z łatwością.

Jeśli zależy nam na tym, aby dziecko szybko nauczyło się samodzielnej jazdy, to powinniśmy wystrzegać się rowerków zbyt dużych, takich, do których dziecko ma dorosnąć. Jeśli usiądzie na rowerze, a jego stopy nie będą miały stabilnego kontaktu z ziemią, to skończy się to tym, że albo dziecko będzie długo jeździło z bocznymi kółkami, albo będziemy musieli pomagać mu ruszyć, a potem łapać je, zanim się zatrzyma.

rowery-11
Franek na swoim pierwszym „normalnym” rowerze.

Czy dziecko potrzebuje dodatkowych, bocznych kółek? Nie koniecznie — jeśli świetnie porusza się na rowerku biegowym, trzyma równowagę i balansuje ciałem, to może się okazać, że ogarnie samodzielną jazdę po kilku godzinach nauki, podczas której rodzic trzyma rower na kijku, a dziecko uczy się pedałowania. Ale są też dzieci, które pomimo świetnej jazdy na rowerku biegowym będą potrzebowały więcej czasu i więcej stabilności podczas nauki pedałowania, wtedy najlepiej założyć dodatkowe kółka, dać się dziecku nauczyć obsługiwania pedałów a później kółka zdjąć i cieszyć się samodzielną jazdą :) Sama przekonałam się, że nie każde moje dziecko musi jeździć samodzielnie w wieku 3.5 lat ;)

Zakup rowerka w sklepie z kompetentną i skupioną na nas obsługą jest naprawdę nie do przecenienia. Mamy wtedy pewność, że nikt nas nie spławi, ale poświęci czas na znalezienie takiego roweru, który będzie spełniał wszystkie oczekiwania — nasze i dziecka. Mam doświadczenie w kupowaniu roweru w supermarkecie i nie jest ono najlepsze — niestety obsługa sklepu nie miała wiedzy na temat tego, co sprzedaje i nie była mi stanie w żaden sposób pomóc, ani przed zakupem, ani po. Nie mówiąc już o tym, że nie było tam za bardzo miejsca na wypróbowanie nowego pojazdu naszego dziecka.

Kaski rowerowe

To, że dzieci jeżdżą na rowerach w kasku, powinno być dla nas oczywistością, wszelkie argumenty w stylu „jak byliśmy mali, to nie jeździliśmy w kaskach i żyjemy” przestają do nas trafiać, gdy nasze dziecko w trakcie wiosennej wycieczki rowerowej przewraca się i uderza głową o ziemię. Nasza cała trójka jeździ w kaskach od początku, aczkolwiek zdarzały się okresy większej i mniejszej miłości do kasków (co widać na zdjęciu powyżej). Od zawsze wybór kasku był sporym problemem, głównie ze względu na to, że wchodząc do sklepu rowerowego, mieliśmy przed sobą minimum kilkanaście różnych modeli i ciężko było się połapać w tym, co będzie najlepsze dla naszego dziecka. Poniżej znajdziecie kilka rad, które ułatwią wam choć trochę patrzenie się na sklepową półkę z kaskami.

rowery-2

Kształt kasku

Jest kilka rodzajów kasków, które rozróżnić można po ich kształcie. Wśród kasków dziecięcych coraz popularniejszy staje się tzw. orzeszek, który lepiej chroni potylicę (jest bardziej zabudowany z tyłu) niż klasyczne kaski dziecięce. Jest to ważne wtedy, kiedy dziecko jeździ nie tylko na rowerze, ale również na hulajnodze czy rolkach, bo w tych sportach upadki do tyłu nie są rzadkością — jeśli wasze dzieciaki mają zajawkę na te bardziej „wywrotowe” sporty, to lepiej jest im kupić właśnie „orzeszka” – będzie bardziej uniwersalny.

„Orzeszek” sprawdzi się też lepiej, jeśli wozimy dziecko w foteliku rowerowym — dziecku będzie po prostu wygodniej się w nim oprzeć.

rowery-7

Rozmiar kasku

To jest zdecydowanie najważniejszy parametr — kask musi pasować na dziecko, nie może być ani za luźny, ani za ciasny, bo wtedy nie będzie spełniał swojej funkcji. Przed zakupem kasku należy zmierzyć dziecku obwód głowy, a w trakcie wizyty w sklepie przymierzyć kilka różnych kasków, żeby mieć pewność, że kupicie na pewno dobry.

Kaski dziecięce mają regulację obwodu, dzięki czemu jest szansa, że dłużej będą służyły potomkowi. Do tej pory spotkałam się z dwoma rodzajami regulacji. Ten bardziej popularny to pokrętło, którym dopasowuje się obwód wewnętrznej wkładki kasku do głowy, plusem jest łatwość regulacji, minusem to, że przy skręceniu kasku do minimalnego obwodu zewnętrzna skorupa nie przylega do głowy — tutaj moim zdaniem trzeba wykazać się rozsądkiem i jeśli nasze dziecko ma jeździć w maksymalnie skręconej wkładce i kasku, który ma 5 cm szerszy obwód niż ta wkładka, to nie jest to raczej najlepszy wybór.

rowery-13

Kaski marki TSG, które testujemy od kilku tygodni, mają zupełnie inny sposób na regulację wielkości — w środku kasku znajdują się gąbki przyczepione na rzepy do skorupy i te gąbki występują w różnych grubościach — w zależności od tego, czy obwód głowy naszego dziecka jest w dolnej, czy górnej granicy obwodu kasku przyczepiamy cieńsze lub grubsze gąbki. Dopasowanie kasku zajmuje trochę czasu, ale wiem, że teraz kaski są naprawdę dobrze dopasowane i nie muszę już nic regulować :)

Jeśli macie obawy o to, że będziecie musieli często zmieniać kaski, bo przecież głowa dziecku rośnie, to nie martwcie się na zapas. Obwód głowy dziecka między 3 a 15 rokiem życie rośnie średnio o 5.5 cm, kask, który mają moje dzieci, ma 2-3 cm zapasu, więc spokojnie wystarczą na 4-6 lat. Zakup kasku można więc potraktować jak inwestycję długoterminową.

Waga kasku

Waga jest bardzo ważna, bo trzymanie kasku na głowie nie powinno być wysiłkiem dla dziecka. Kask znajduje się na głowie, która jest w ruchu, która się podnosi, przekręca, schyla — każdy ciężki kask będzie obciążeniem. Jest to szczególnie istotne przy wybieraniu kasku dla malucha (np. półtorarocznego dziecka, które będziemy wozić na foteliku rowerowym). Po szybkim przejrzeniu kasków różnych marek widzę, że z pozoru niczym nieróżniące się kaski mogą mieć bardzo dużą różnicę w wadze — najlżejsze ważą mniej niż 200 g, najcięższe niecałe 500 g.

Zazwyczaj kaski typu „orzeszek” są cięższe, bo są bardziej zabudowane, ale okazuje się, że „orzeszki” też mogą być lekkie. Testowane przez nas kaski TSG są jednymi z najlżejszych kasków, jakie znalazłam — kask Heli waży 195 g, kask Franka 250 g, czyli 200 g mniej niż jego stary kask — różnicę czuć nawet trzymając kask w ręku.

Wentylacja

Bardzo istotna jest wentylacja — kaski dziecięce (i nie tylko) powinny mieć otwory na górze, z przodu i z tyłu kasku, dzięki temu głowa dziecka nie będzie się pocić jak mops w trakcie upałów oraz dłuższych wycieczek. Oczywiście pocenia nie da się w ogóle uniknąć, ale mimo wszystko warto ulżyć nieco dziecku.

rowery-6

Zapięcie

Tutaj Ameryki nie odkryję — zapięcie pod brodą musi być regulowane, bo nie może być ani za ciasno, ani za luźno zapięte. No i musi być zapięte — zawsze!

Atesty

Kask, który kupujemy, powinien mieć odpowiednie atesty, informacje na ten temat można znaleźć wewnątrz kasku na naklejce. Jeśli mamy tam oznaczenie CE oraz EN 1078, oznacza to, że kask spełnia wymagania europejskich dyrektyw bezpieczeństwa oraz standardów ustawy EN 1078 dotyczącej kasków dla rowerzystów.

rowery-9

Wygląd

Oczywiście wygląd nie ma znaczenia — do momentu. Może się okazać, że wasze dziecko wcale kasku nie będzie chciało nosić, że będzie krzyczeć, protestować, odmawiać i ściągać go z głowy. Jeśli ta niechęć związana jest z tym, że dziecko kasku nie lubi (a nie jest mu w nim za luźno, za ciasno, za gorąco), to zawsze pomaga samodzielne wybranie wzoru na kasku. W takiej sytuacji warto dać dziecku do wyboru kilka różnych motywów (spośród kasków, które spełniają wszystkie inne wymagania), samodzielnie wybrany kask zawsze chętniej wkłada się na głowę niż coś, co w ogóle nam się nie podoba :)

rowery-12

Czy trudno jest kupić dobry kask dla dziecka? Im więcej nad tym myślimy, tym trudniej. Nie od dziś wiadomo, że ignorancja ułatwia życie ;) Warto jednak zainwestować trochę czasu w poszukiwania, bo jeśli wybierzemy dobrze, to będzie to inwestycja na kilka lat!

Jeśli podobają wam się nasze kaski, to można je obejrzeć i kupić TUTAJ.

Poduszka stabilizująca Sleepfix

Poduszkę Sleepfix testujemy głównie w samochodzie, gdzie przymocowana do fotelika Lili stabilizuje jej głowę podczas snu. Ale ponieważ można jej używać również w fotelikach rowerowych, to postanowiłam ją przetestować i pokazać w Poradniku, bo może być to ciekawe rozwiązanie dla tych rodziców, których dzieci zapadają w drzemki w fotelikach, których nie można odchylić do pozycji półleżącej.

rowery-4

Poduszkę montuje się bardzo łatwo — najpierw przewlekamy dwa paski przez otwory na pasy naramienne w fotelik, a później na każdym z pasków montujemy pół poduszki i zapinamy całość. Kiedy dziecko zaśnie, to poduszkę sczepiamy pod brodą dziecka za pomocą dwóch rzepów (szyja jest przed rzepami zasłonięta, więc nic dziecka w trakcie drzemki drapać nie będzie) i gotowe. Szyja dziecka jest unieruchomiona i nie ma ryzyka, że głowa zacznie opadać. Działa bardzo dobrze zarówno w foteliku samochodowym, jak i rowerowym. Jeśli poduszki nie używamy, to można ją przesunąć na tył fotelika, tak żeby nie przeszkadzała! Warto przemyśleć taki zakup, jeśli borykamy się z opadającą głową śpiącego dziecka, zwłaszcza że poduszkę będzie można użyć też przy foteliku samochodowym.

Sleepfix można kupić na przykład TUTAJ za 169 zł.

Pluszowe plasterki Trostisie

Na koniec coś, co nieco osłodzi ewentualne porażki rowerowe w postaci stłuczeń i zadrapań, które przydarzyć mogą się każdemu początkującemu rowerzyście, ale nie powinny zniechęcać do nauki. Trostisie to pluszowe plasterki, które rozchmurzą każdą smutną buzię po rowerowym wypadku. Jeśli zdarzy się dziecku jakieś skaleczenie, to najpierw nakleja się zwykły plaster z opatrunkiem (może być taki z opakowania Trostisiów i taki zupełnie zwyczajny), a dopiero na to nakleja się pluszowego Trostisia. Efekt fantastyczny — Lila, której pokazałam plastry i dałam jej nakleić jeden na próbę, była zachwycona. Niestety spodobało jej się na tyle, że zaczęła rozmyślać, kiedy może jej się przydarzyć kolejna kontuzja :)

Trostisie dostępne są w trzech wariantach — zwierzątka, świecące zwierzątka i Angry Birds (na szczęście Franek ich nie widział). W jednym opakowaniu znajduje się 6 malutkich plastrów medycznych (czyli z opatrunkiem) i 6 plastrów pluszowych. Biorąc pod uwagę cenę opakowania (15.90 zł), nie jest to raczej produkt do masowego obklejania całego ciała z powodu chęci ponoszenia pluszowego plastra :) Można kupić je między innymi w Mama Gama.

rowery-16

Uff! To chyba najdłuższy wpis na blogu! Jutro część dalsza Poradnika – zostały jeszcze rolki, hulajnogi i nogi :)

Post Poradnik wiosenny – Rodzina na rowerach pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Poradnik wiosenny – hulajnogi i rolki

0
0

Moje dzieciństwo przypadało na drugą połowę lat 80. i początek lat 90., i nie było zbyt kolorowe pod względem dostępnych gadżetów (może dlatego teraz takie rzeczy mnie cieszą). Rowery mieliśmy, bo to nawet wtedy była podstawa udanego dzieciństwa, hulajnogę widziałam kilka razy z daleka, bo dużo starszy kolega z osiedla miał (chyba jako jedyny) i dzięki temu dowiedziałam się, jak takie coś wygląda. A rolki pojawiły się w Polsce na tyle późno, że już się nie bardzo w nie wkręciłam — jeździłam na rolkach kuzynki, ale własnych jakoś nie pragnęłam.

Teraz czasy są inne, kiedy przechodzę wiosną pod naszą podstawówką, to widzę dziesiątki przyczepionych do ogrodzenia hulajnóg, nie ma dnia, żebym nie spotkała dzieciaka próbującego swoich sił na rolkach. W dzisiejszych czasach, kiedy robimy się coraz bardziej statyczni, uczenie dzieci miłości do ruchu (i sportu) jest bardzo ważne. To super, jeśli dziecko na krótki spacer do sklepu chce zabrać ze sobą hulajnogę i marzy o tym, żeby po powrocie z przedszkola móc pojeździć na rolkach dookoła bloku. Byłoby jeszcze fajniej, gdybyśmy my sami chcieli się do dzieci przyłączyć. Nie tylko będziemy mogli robić to, czego w dzieciństwie nie mogliśmy spróbować (lub o czym już dawno zapomnieliśmy), ale być może tak to polubimy, że wszystkie nasze krótkie wycieczki będziemy odbywać rodzinnie na hulajnogach, a jeżdżenie na rolkach dookoła bloków stanie się naszą cotygodniową rozrywką :)

Przed wami kilka praktycznych porad oraz polecanych przeze mnie produktów, do udanego śmigania na hulajnogach i rolkach.

HULAJNOGI

PIERWSZA HULAJNOGA – TRÓJKOŁOWA

Jeśli przygodę z hulajnogą ma zacząć małe dziecko (u nas najwcześniej zaczynała Lila w wieku 2.5 lat), to warto na początek kupić hulajnogę trójkołową, na której każde dziecko bardzo szybko nauczy się jeździć. Takie hulajnogi występują w dwóch konfiguracjach — klasycznej (jedno koło z przodu i dwa z tyłu) i zupełnie nieklasycznej (czyli dwa koła z przodu i jedno z tyłu). Dla dzieci, które dopiero uczą się łapania równowagi i poruszanie się na hulajnodze dużo wygodniejsza i bezpieczniejsza będzie opcja z dwoma kołami z przodu — zresztą takie są chyba obecnie najbardziej popularne.

hulajrolki-11
Pierwsze spacery z hulajnogą

Byłoby super, gdyby taka hulajnoga miała również możliwość regulacji wysokości kierownicy — wiadomo, dzieci rosną i fajnie by było, żeby hulajnoga była wygodna nie tylko w tym sezonie, ale również w kolejnym. Bardzo cieszy mnie to, że obecnie nawet najtańsze hulajnogi w Decathlonie mają tę regulację, bo to oznacza, że jeśli ktoś ma ograniczony budżet, to też kupi funkcjonalny sprzęt :) Oczywiście przed zakupem warto się upewnić, w jakim zakresie reguluje się kierownicę i czy na pewno nasze dziecko pod tę regulację się łapie (najczęściej trójkołówki są odpowiednie dla dzieci o wzroście ok. 90 – 120 cm).

Kolejną istotną cechą takiej pierwszej hulajnogi jest jej waga — dziecko nie może mieć problemów z utrzymaniem jej w rękach, a rodzic musi mieć siłę, żeby przez połowę spaceru nieść ją w rękach :) Ale raczej nie powinniśmy mieć problemu ze znalezieniem hulajnogi ważącej mniej niż 2 kg :)

hulajrolki-13

Jeśli już wiemy, ile kół ma być z której strony, jak ma wyglądać kierownica i ile ma pokazywać waga, to możemy zacząć wybierać wymarzoną hulajnogę dla naszego dziecka. Opcji jest wiele, ale ja wrzucę je do dwóch worków — opcja ekonomiczna i opcja na bogato, obie są w sumie równie dobre :)

W pierwszej opcji za naprawdę całkiem dobrą trójkołową hulajnogę płacimy w sklepie sportowym ok. 90 zł. Hulajnoga na pewno przetrwa dwa lata (na tyle jest gwarancja), choć u nas jeździ już trzecie sezon i nadal działa. Po takim czasie możemy kupić dziecku nową dwukołową już hulajnogę.

My kupowaliśmy dwie hulajnogi naraz, które w założeniu miały być na próbę (bo przecież nie wiadomo, czy dziecku w ogóle będzie odpowiadać taka aktywność) i było mi bardzo na rękę zapłacenie za dwie hulajnogi 150 zł zamiast 600 zł. Zwłaszcza że te hulajnogi sprawdziły się świetnie na początek — dzieciaki szybko nauczyły się na nich jeździć i nie czułam żalu, kiedy widziałam, jak te hulajnogi upadają, są przecierane czy ciągnięte po ziemi. Do tego były lekkie i łatwo składane, więc mogłam je w trakcie spaceru po prostu wrzucić pod wózek.

Ale nie powiem, marzyła mi się cudowna hulajnoga Mini Micro (za 299 zł), którą zachwalały wszystkie znajome mamy. Mini Micro jest hulajnogą świetnej jakości, lekką, z regulowaną kierownicą i możliwością dostosowania jej do potrzeb znacznie młodszych dzieci niż te, które zazwyczaj zaczynają jazdę na hulajnodze. Mini Micro może stać się jeździkiem i pchaczem dla 18 miesięcznego szkraba i z powodzeniem urozmaicać wspólne wyjścia i ćwiczenie chodzenia na spacery bez wózka. To wszystko daje nam Mini Micro Baby Seat, które po tym, gdy przestanie być jeździkiem stanie się trójkołową, bardzo porządną hulajnogą. Świetne rozwiązanie dla rodziców, którzy szukają czegoś dla takiego brzdąca i, którzy liczą na długoletnią inwestycję. Niestety wydanie 429 zł na taki super zestaw nie jest łatwą decyzją, choć ja się waham, bo marzy mi się taki zakup dla Heli (hmmm, chyba właśnie znalazłam pomysł na składkowy prezent na drugie urodziny :D).

HULAJNOGA DWUKOŁOWA

Kiedy dziecko zaczyna śmigać na trójkołówce jak opętane, to znak, że pewnie sobie poradzi na hulajnodze dwukołowej. U nas Franek (lat wtedy 5,5) po prostu pewnego dnia przyszedł i powiedział, że jego koledzy mają hulajnogi na dwóch kółkach i on już nie chce jeździć na takiej dziecięcej. A że zbliżał się Dzień Dziecka, to hulajnoga wydała się wymarzonym prezentem.

hulajrolki-9

Przy drugiej hulajnodze nie chciałam już oszczędzać, bo wyszłam z założenia, że Franek ma zajawkę na hulajnogę, więc nie kupuję czegoś na próbę, ani na leżenie w garażu, no i nie miała być to hulajnoga na 2 lata tylko na wszystkie pozostałe lata, do czasu aż Franek nie znajdzie jakiejś porządnej pracy! Tym razem moja uwaga skierowała się w stronę hulajnóg Micro i nasz wspólny wybór padł na Micro Sprite — niewielką, składaną hulajnogę, na której może jeździć również dorosła osoba i która przeznaczona jest do jeżdżenia raczej po gładkich nawierzchniach. Cena była przystępna (399 zł), w związku z czym Franek rozpoczyna właśnie drugi sezon na hulajnodze Sprite. Jedna wada, którą udało nam się znaleźć to niszczenie gąbki pokrywającej rączki, ale na to jest sposób — wystarczy kupić neoprenowe osłony na rączkę :)

Nasza hulajnoga dwukołowa to raczej średnia półka, możemy kupić dziecku zarówno coś znacznie tańszego (polecam przejrzeć ofertę Decathlonu), jak i coś znacznie droższego (np. hulajnoga Micro Speed+). Nie powinniście mieć więc problemu z dobranie czegoś, do własnych oczekiwań :)

MAMABOARD

No dobra, dzieci już śmigają na swoich nowych hulajnogach wokół matki, a matka, zamiast jechać razem z nimi z rozwianym włosem i uśmiechem na twarzy, prowadzi wózek z najmłodszą latoroślą. Znam to bardzo dobrze, bo choć od dawna mam już własną, prześliczną terenową hulajnogę (o TUTAJ możecie o niej poczytać), to na spacerach jestem tą, która prowadzi wózek z Helą.

Wielka była więc moja radość, kiedy na Targach Kids’ Time zobaczyłam Mamaboard, czyli deskorolkę doczepianą do wózka biegowego. Mamaboard stworzona została z myślą o wózkach biegowych TFK, ale okazało się, że do mojego Bugaboo Runnera też można ją doczepić! I już od paru tygodni od czasu do czasu zawożę Helę do żłobka właśnie na Mamaboardzie przyczepionym do Bugaboo Runnera. Takiej furory na naszym osiedlu nie było od czasu, kiedy szpanujący szybką jazdą dostawczak zarysował nasz samochód.

hulajrolki-3

Na serio Mamaboard sprawia, że poznaję nowych sąsiadów, bo każdy chce mi coś powiedzieć, kiedy widzi mnie na hulajwózku :) No i mamy już jedną deklarację od geodetów, że mamaboard przekonał ich do posiadania potomstwa (działa lepiej niż program 500+, co nie?).

Poza tym, że Mamaboard zwiększa rozpoznawalność i popularność na osiedlu, jest bardzo fajnym sposobem na spacery z dzieckiem. Teraz wszyscy możemy wyjść na wycieczkę na hulajnogach, nikt nie jest odrzucony (nawet Hela). To, co w tej desce przeszkadza, to bliska odległość między osobą jadącą na desce a rączką wózka, ale to może wynikać z tego, że mamaboard nie został stworzony dla Runnera tylko zupełnie innych wózków biegowych (grunt, że pasuje).

hulajrolki-2

Cena Mamaboard nie jest bardzo wysoka (ok. 360 zł), ale trzeba mieć też wózek biegowy (kompatybilny z tą deską). Instalacja deski na zwykłym wózku raczej nie będzie możliwa (bo zwykłe wózki nie mają tak wielkich kół, jak biegowe), no i będzie niebezpieczna. Jeśli ktoś z was zastanawia się nad zakupem deski, ale nie jest pewien czy będzie pasować do wózka, to pamiętajcie, że towar zamówiony przez Internet można zwrócić, jeśli okaże się, że nie pasuje. Dla mnie Mamaboard jest zdecydowanie najfajniejszym wiosennym gadżetem :)

ROLKI

Przygodę z rolkami dopiero zaczynamy i tak, jak w przypadku hulajnogi postawiłam na opcję „kup najtańsze, bo może się okazać, że wcale nie będą chcieli na tym jeździć”. Wybrałam więc decathlonowskie rolki Oxelo Play 3 za 79,99 zł z regulacją wielkości kapcia o 3 rozmiary (moim zdaniem działa to tak sobie, ale nie będę się czepiać, skoro wzięłam najtańsze) i z możliwością ustawienia opcji stabilizującej w rolkach Lili (zamiast trzech kół jedno za drugim można ustawić dwa z tyłu i jedno z przodu), dzięki czemu najmłodsze dzieci mogą nieco milej rozpocząć przygodę z rolkami.

hulajrolki-6

Oczywiście rolki można kupić za znacznie większe kwoty, pytanie tylko czy początkujące dziecko faktycznie skorzysta z bardziej profesjonalnych rolek, no i duża kwota może być bolesna, jeśli dziecko powie nam po pierwszych próbach, że tego sportu to ono na pewno uprawiać nie będzie.

Rolki okazały się chyba najbardziej wywrotowym sportem, na który się zdecydowaliśmy, serio są gorsze niż łyżwy, bo na łyżwach dzieci są chociaż grubo ubrane i nie trą o asfalt :) Zrozumiałam dlaczego we wszystkich szkołach rolkarskich napisane jest: „Dzieci poniżej 12 roku życia nie będą wpuszczane na zajęcie bez kasku i kompletu ochraniaczy”. No i bardzo szybko dałam się przekonać, że wysłanie dzieci do szkółki rolkarskiej to wcale nie jest głupi pomysł, instruktorzy nauczą ich jeździć na rolkach dużo lepiej niż zrobiłabym to ja :)

KASKI

O kaskach dużo pisałam we wpisie rowerowym, więc nie chcę się powtarzać. Przeczytajcie wszystko, co tam jest. Najważniejszą rzeczą, o której trzeba pamiętać w przypadku kasku na rolki (oraz bardziej wyczynowe jeżdżenie na hulajnodze) jest jego kształt, powinien być to „orzeszek”, który chroni potylicę dziecka, co jest niezbędne przy upadkach do tyłu.

hulajrolki-8

OCHRANIACZE

Moje dzieci nie korzystały z ochraniaczy ani podczas nauki jazdy na rowerze, ani na hulajnodze. Nie zdarzały im się tak spektakularne upadki, żeby konieczne były ochraniacze, ale rolki to jednak jest zupełnie inna bajka. Na początku dziecko non stop leży — na kolanach, na łokciach i na rękach. Wiadomo, od zdartej skóry nie umrze, ale ochraniacze nie chronią tylko przed zdartą skórą, ale również przed kontuzjami, dają też dziecku wsparcie psychologiczne — nawet jeśli 100 razy upadnie, to nic mu nie jest, więc się nie zniechęca.

hulajrolki-4

Obecnie testujemy ochraniacze marki TSG, które są nie tylko bardzo wytrzymałe, ale również łatwe w obsłudze — nakolanniki i nałokietniki wsuwa się na rękę lub nogę i dodatkowo przypina na rzepy. Jeśli ochraniacze zakładamy na spodnie i bluzę, to nie musimy zakładać ich na nogi i ręce, tylko przypiąć samymi rzepami. Kiedy na początku założyliśmy cały komplet, to miałam wrażenie, że dziecka pod tymi ochraniaczami prawie nie widać i że to chyba jest jednak lekka przesad, a później zobaczyłam, jak wygląda praktyka i zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno wszystkie newralgiczne miejsca są zasłonięte :) Po pierwszych jazdach z ochraniaczami jestem nimi zachwycona, bo Franek leżał na asfalcie już tysiąc razy, ale ani razu nie narzekał :)

Plusem dobrych ochraniaczy jest na pewno ich wytrzymałość, na pewno posłużą Frankowi przez najbliższe lata (obstawiam minimum 5 lat). Jeśli komuś podobają się nasze ochraniacze, to można kupić je między innymi TUTAJ (są też w innych kolorach).

hulajrolki-5

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO JESZCZE POLECAM KUPIĆ NA WIOSNĘ, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WIOSENNEGO.

poradnikwiosenny cover

Post Poradnik wiosenny – hulajnogi i rolki pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Poradnik wiosenny – piesze wyprawy

0
0

Kiedy na dworze robi się cieplutko, to wychodzimy ze swoich norek, jak małe robaczki, które stęskniły się za widokiem słońca. Jest nas wtedy więcej — w parkach, na placach zabaw, w lasach, na plażach i w górach. Wiemy, że słońce i ciepło mamy tylko przez kilka miesięcy, więc musimy się nim nacieszyć, zanim znowu zapadniemy w zimowy sen, a miejski krajobraz przykryje się brudnym, rozjechanym przez samochody śniegiem. Uśmiecham się na samą myśl o wycieczce do lasu w ciepły dzień i choć teraz jeszcze pogoda lubi być kapryśna, to uciekam na długie spacery, gdy tylko pokazuje się trochę słońca, a wiatr robi się ciepły, a że jakoś tak się w życiu porobiło, że mam trójkę dzieci, to rzadko te ucieczki są samotne :)

Chciałam się z wami podzielić kilkoma radami na temat tego, jak się zorganizować podczas pieszych wycieczek z maluchami i pokazać wam, co może wam się w trakcie wypraw przydać — będzie więc o wózkach, chustach, nosidłach i kilku innych niezbędnych gadżetach.

PIESZE WYCIECZKI Z MALUCHEM (ok. 0-2 lata)

WÓZKI

dsc_1698-001

Wózki są chyba najpopularniejszym środkiem transportu maluchów. Nic w tym dziwnego — zazwyczaj łatwiej się pcha, niż nosi, chociaż jest bardzo dużo czynników, które mogą zniechęcać do wędrowania z wózkiem. Jeśli nasze dziecko lubi jeździć wózkiem, jest mu wygodnie i może przybrać w nim najlepszą dla siebie pozycję, to super, jeśli do tego wózek nadaję się do jazdy w wybranym przez nas terenie i nie jest koszmarnie ciężki, to prawdopodobnie będziemy zachwyceni wspólną wędrówką z wózkiem.

Ale może zdarzyć się tak, że wózek popsuje nam i dziecku wycieczkę. Mnie zdarzały się takie pomyłki — zabierałam wózek, na pozornie niezbyt trudną wycieczkę, po czym okazywało się, że w połowie trasy klęłam na wózek jak najęta. Na szczęście możecie uniknąć moich błędów:

  • Dokładnie przeanalizujmy trasę, żeby nie rozpaczać nad własną głupotą

Ja wiem, że jak się w Zakopanem zapytamy o to, czy na Giewont, Rysy i Kasprowy Wierch da się wjechać wózkiem, to zawsze usłyszymy „Tak!”, no bo na pewno się da, pytanie tylko czy MY chcemy to robić :) Niejednokrotnie widziałam, jak na popularnych górskich szlakach okazywało się, że wózek trzeba jednak przez jakąś część trasy nieść, przenosić, przepychać lub wpychać. Chodząc z dziećmi po górach, nauczyłam się jednego — na górskie trasy (nawet takie płaskie) zabrać można wózek terenowy (taki naprawdę terenowy, a nie parasolkę o nazwie „Terrain”), każdy inny prędzej czy później stanie się ciężarem. Oczywiście dacie radę, bo ostatecznie jeden rodzic może na rękach nieść dziecko, a drugi wózek, ale nie o takiej wycieczce myśleliśmy :)

  • Przypatrzmy się wózkowi przez kilka minut, zanim zabierzemy go ze sobą

Jeśli jeździmy wózkiem tylko po mieście, to nie mamy wyobrażenia, jak jeździ się nim po lesie, po plaży, czy w górach. Dlatego warto szczególnie długo badać jego koła i amortyzację — bo blokujące się na korzeniach małe (i nie daj Boże podwójne) koła będą doprowadzać nas do obłędu, a brak dobrej amortyzacji sprawi, że nasze niemowlę nauczy się mówić „ra-a-a-a-tu-u-u-u-n-k-u-u-u-u!”. Nie chcecie takiej wycieczki!

  • Nie traktujmy wózka jak wielbłąda, bo ostatecznie to my nim zostaniemy

Jupi! Mamy super terenowy, duży wózek, z dużymi pompowanymi kołami, z amortyzacją i do tego jego waga jest świetna — tylko 10 kg! A najlepszy jest ten OGROMNY kosz pod wózkiem. Ale super! Zmieszczą się tam nasze kurtki i prowiant, i jeszcze butelki z wodą wpakujemy, do tego wszystkiego dojdzie tam nasze kochane 10 kilo dziecka i wio! A w zasadzie prr… Państwo tego nie popchną! To znaczy na początku tak, będzie świetnie, tylko potem się okaże, że pchanie załadowanego wózka, to pchanie wózka (10 kg i więcej), dziecka (minimum 3 kg i w górę!) i całej reszty (tyle ile się zmieści w koszu). Jak do tego dojdzie wyboista droga, może jakieś wzniesienie i żar lejący się z nieba, to zdechniemy! Mamy świetny, terenowy, ale niezbyt lekki wózek i dziecko. Całą resztę lepiej wrzucić sobie do plecaka, wtedy już po pierwszych metrach okaże się, że połowa plecaka jest zbędna i lepiej od razu zostawić to w domu.

  • Zanim weźmiemy wózek, zastanówmy się 10 razy, czy na pewno będzie lepszy od chusty/nosidła

To jest bardzo dobre ćwiczenie. Wózki są naprawdę wygodne, ale często mają bardziej ograniczone możliwości niż nasze nogi — my wejdziemy prawie wszędzie, wózek nie. Wózek zajmuje ręce, a być może wolne ręce będą konieczne podczas tej wycieczki. Kilka dni spędzonych w Wenecji tylko z chustą i nosidłem dało się mojemu kręgosłupowi we znaki, ale i tak nie żałuje — wiem, że tam każdy, nawet najmniejszy i najlżejszy wózek były kosmicznie niewygodny i, że mój kręgosłup bardziej by się nacierpiał od ciągłego schylania się po wózek i wnoszenia go po schodach.

Miałam całkiem sporo wózków, którymi mogłabym wjechać na Rysy, ale te, które oceniam najlepiej w kategorii „terenowość” to Bumbleride Indie :)

CHUSTY

chustonosidła

Chusty tkane są zdecydowanie najbardziej uniwersalnym gadżetem do noszenia dzieci — można w nich bardzo bezpiecznie nosić noworodka, ale trzylatka też bez problemów poniesiemy, można je zamotać z przodu i z tyłu, może nosić je filigranowa mama i bardzo duży tata, zawsze będą pasować do naszych wymagań. Jest tylko jeden malutki problem — trzeba umieć je motać i to dobrze, bo tylko dobrze zamotana chusta daje komfort i odpowiednią pozycję maluchowi i rodzicowi. Nasza pozycja jest równie ważna, co pozycja dziecka, bo jeśli nadmiernie się przeciążamy nieumiejętnym motaniem, to po kilku godzinach chodzenia padniemy z bólu i niewygody.

Jeśli motanie ogarnęliśmy w stopniu wystarczającym, to możemy zacząć nosić! Aaaaa, jednak nie! Najpierw musimy kupić chustę, a przed dokonaniem zakupu skończyć Wyższą Szkołę Korzystania z Forów Chustowych i Rozpoznawania Chust na Zdjęciach — na serio, dla mnie kupowanie chusty to jest jakiś dramat. Mimo że jako Doradca Noszenia całą teorię mam w małym palcu, to jednak każdy zakup konsultuję z Zamotaną Martą.

Chust na rynku jest milion, dosłownie milion chust w tysiącach rodzajów i nawet ja, patronka matek gadżeciar nie objęłam ich swym umysłem :D Mimo to, podejmuję się zadania wyjaśnienia wam, jaką chustę kupić (jeśli chcecie motać) :)

Po pierwsze odradzam chusty elastyczne — sama od takiej zaczynałam i nie byłam z niej zadowolona — jest łatwiejsza w obsłudze niż chusta tkana, ale ma bardzo ograniczone możliwości, jeśli chodzi o motanie — nie nadaje się do noszenia ciężkich dzieci, wiąże się ją tylko z przodu i bardzo kiepsko się ją dociąga. Szczerze mówiąc, jeśli ktoś koniecznie chce nosić w teoretycznie prostszej do zamotania chuście elastycznej, to lepiej, żeby kupił nosidło Close Caboo, które uszyte jest właśnie z chusty elastycznej, ale daje znacznie lepszą możliwość dociągnięcia chusty i korygowania pozycji dziecka.

close
Hela w nosidle Close Caboo
Najlepsze do noszenia są chusty tkane, ale żeby nie było łatwo — nie każda chusta tkana jest dobra. Musi być to chusta o splocie skośno-krzyżowym, bo taki splot sprawia, że chusta „pracuje”, czyli wyciąga się po skosie, ale nie zmienia swojej długości, trzyma napięcie, ale nie pozwala na zbyt mocne dociągnięcie. W kontrze do takich chust są tzw. pościelówy, czyli chusty o splocie prostym. Miałam wątpliwą przyjemność motania czegoś takiego i odradzam, niech cena was nie kusi. Jeśli jednak trudno wam się oprzeć, to przed zakupem spróbujcie zamotać dziecko w prześcieradło — efekt będzie taki sam.

fot. Zamotani
fot. Zamotani
Ważny jest materiał, z jakiego wykonana jest chusta — może być to sama bawełna lub bawełna z domieszką (np. lnu, jedwabiu, bambusa). Te domieszki dają różne efekty — jedne się trudniej dociągają, inne się ślizgają. Ogólnie rzecz biorąc, różnie może z nimi być, stuprocentowa bawełna jest stuprocentową bawełną, i jest całkowicie przewidywalna. Na początek najlepiej jest mieć chustę bez domieszek, bo będzie nam łatwiej się na niej wprawiać.

Jeśli chodzi o wzory na chustach, to najłatwiej jest się uczyć na chustach w paski i od takich dobrze zacząć, ale jeśli nie planujemy kupować więcej niż jednej chusty, a chcielibyśmy mieć coś bardziej spektakularnego wizualnie, to możemy zaszaleć i zrezygnować z pasków — ważne, żeby krawędzie miały różne kolory i żeby oznaczony był środek chusty — resztę się ogarnie :)

Ważna jest długość chusty, bo za długa będzie nas wkurzać, za krótka nie pozwoli motać „chustochłonnych” wiązań. Długość zależy nie tylko od tego, jak chcemy dziecko motać (chusta na kieszonkę musi być dłuższa niż chusta na kangurka), ale też od gabarytów rodzica. Ja (mam 168 cm i jestem raczej drobna) mam chustę o długości 3.6 (na kangurka i plecak prosty) i 4.6 (na kieszonkę). Jeśli nie planujemy mieć więcej niż jednej chusty, to lepiej kupić dłuższą — zamotamy z niej wszystko, a wiszące końce ogarniemy inaczej :)

Wszyscy w Internecie piszą, że najlepiej kupić chusty używane, bo takie są już „złamane” – czyli są bardziej miękkie i łatwiej jest w nich motać, ale moim zdaniem, jeśli na chustach się kompletnie nie znamy, to jednak lepiej kupić nową i maltretować ją, żeby się szybko złamała. Kompletnie zielona młoda mama po prostu nie będzie wiedziała, czy to, co kupuje, jest dobre, nie zrozumie połowy wyrazów, które znajdują się w ogłoszeniu i nie będzie wiedziała, czy to jest prawda, czy nie. Ale jeśli ktoś wam może w zakupie pomóc, to super, rozglądajcie się wtedy za używanymi :)

Ja w moim rosnącym stosie chust mam tak naprawdę głównie chusty używane, które bardzo lubię, ale muszę przyznać, że żadna z nich nie dała mi takiej radości z posiadania, jak pachnącą nowością, zapakowana w pudełko chusta Hoppediz (ta szara na zdjęciu ze spaceru). Faktycznie, jako nieużywana chusta, nie nosi się (jeszcze) tak dobrze, jak te starsze, ale i tak polubiłam ją od pierwszego zamotania!

Na koniec napiszę jeszcze krótko o chuście kółkowej, która jest bardzo ciekawą chustą, ale nie nadaje się na długie spacery z małym dzieckiem. Jest to kawałek chusty tkanej zszyty z jednej strony z dwoma dużymi (najczęściej) metalowymi kółkami, przez które przeciągamy koniec chusty. W takiej chuście rodzic obciąża tylko jedno ramię, co bywa bardzo niewygodne. Plusem jest to, że motanie takiej chusty jest dużo szybsze, więc jest to świetne rozwiązanie na szybkie wypady. Mnie osobiście chusta kółkowa spodobała się dopiero, gdy Hela skończyła rok, przy tak ruchliwym dziecku szybkie motanie okazało się zbawienne, a ja przestałam wtedy zwracać uwagę na tę asymetryczność.

NOSIDŁA

chustonosidła-5

„Droga Marysiu! Nie ważne ile napiszesz wpisów o chustach i ile wrzucisz zdjęć w chuście, to i tak będę oporna i Ci nie ulegnę! Napisz tu coś o nosidłach, bo nosić będę, ale po mojemu!” Jeśli ktoś z was czytając poprzedni punkt, układał sobie w myślach tę wiadomość, to mam dobrą nowinę. Teraz będzie o nosidłach.

Nosidła są bardzo fajnym gadżetem do noszenia siedzących dzieci, niestety nie wszystkie nosidła są fajne, więc przed zakupem trzeba się co nieco zainteresować tematem, żeby wiedzieć, co wybrać. Czy można nosić w nich dzieci, które jeszcze nie siedzą? Oczywiście, że można, nie jest to zabronione, aczkolwiek trzeba wiedzieć, że nie jest to dla dzieci najlepsze, bo dziecko w nosidle jest spionizowane (czyli jego kręgosłup nie ma wtedy pozycji naturalnej dla tego etapu rozwoju).

MPierwsza rzecz, którą trzeba przed zakupem nosidła ogarnąć, to zrozumienie jak wygląda dobre nosidło — dobre nosidło to takie, w którym dziecko nie wisi, tylko siedzi. W wisiadłach panel (czyli ten materiał, na którym opiera się pupa dziecka) jest wąski, co Międzynarodowy Instytut ds. Dysplazji Bioder uznał za potencjalnie szkodliwe dla rozwoju stawów biodrowych niemowląt. W nosidłach panel jest szeroki, daje dziecku lepsze podparcie, a stawom biodrowym mniejsze obciążenie. Co ważne — panel powinien sięgać dziecku od jednego do drugiego dołu podkolanowego — jeśli jest węższy, to nogi lecą w dół, zwiększa się siła działająca na staw biodrowy, prostuje się kręgosłup. Jeśli panel jest za szeroki, to dziecko robi szpagat i zmuszone jest odchylić się do tyłu. Są nosidła, w których szerokość panelu można regulować, co oznacza, że starczy ono na dłużej.

Kolejny ważny element to miękkość panelu, żeby był on wygodny i dobrze przytrzymywał plecy dziecka, to musi być miękki — w dobrych nosidłach panele są uszyte najczęściej z kawałka materiału (czasem jest to jedna, czasem kilka warstw). Panel na całej długości kręgosłupa musi przyklejać dziecko do rodzica, co jest szczególnie istotne, gdy dziecko zasypia w nosidle, wtedy jego mięśnie puszczają i tylko panel trzyma je w pionie — jeśli będzie sztywny, nieprzylegający do dziecka na całej długości pleców, to nie będzie dobrze stabilizował pozycji dziecka.

Przy wyborze nosidła musimy zwrócić też uwagę na wysokość panelu — czyli jak wysoko sięga dziecku nosidło, gdzie kończy się materiał. Jeśli nosimy malucha, który w nosidle zasypia, to panel powinien sięgać karku, wtedy mamy pewność, że nawet podczas snu dziecko będzie ustabilizowane. Jeśli nosimy starszaki, które w nosidle nie śpią, to panel może kończyć się na wysokości pach — takie dzieci ręce będą wyciągać na zewnątrz nosidła i sterować rodzicem przez ciągnięcie za włosy :D

Jeśli wiemy już, na co zwrócić uwagę, to pora dowiedzieć się, co możemy wybrać. Ponieważ interesują nas tylko nosidła o szerokim i miękkim panelu, to szukać powinniśmy wśród nosideł ergonomicznych, których w Polsce jest od groma. Niestety nie ma takiego jednego, idealnego, które pasować będzie wszystkim.

Mei-Tai

Pierwsza grupa nosideł, które warto polecić to nosidła Mei-Tai, brzmią bardzo orientalnie i mogą wydawać się skomplikowane w zakładaniu — ale jeśli ktoś choć raz spróbuje zamotać chustę, to Mei-Tai będzie dla niego banalnie prosty :) Mei Tai to uszyty panel, którego pas biodrowy i pasy naramienne są całkowicie wiązane. Zawiązujemy na sobie najpierw pas biodrowy, przytulamy dziecko, przykrywamy je panelem i wiążemy pasy naramienne, umiemy zawiązać Mei-Tai już po pierwszej przymiarce :) W Mei-Tai można nosić zarówno z przodu, jak i z tyłu. Można kupić gotowe nosidło lub uszyć na zamówienie, tak, żeby było idealnie dopasowane do dziecka, te nosidła nie mają regulacji szerokości panelu, więc trzeba zwrócić uwagę, czy szerokość panelu będzie odpowiednia dla naszego dziecka.

Nosidło Mei-Tai doux-doux

Nosidło hybrydowe

Hybryda to nosidło, którego pas biodrowy zapinany jest na klamrę (lub na rzep), ale pasy naramienne są wiązane. Wyglądają mniej skomplikowanie od Mei-Tai, ale są chyba bardziej popularne. Można w nich nosić na przodzie i na plecach. Część nosideł hybrydowych ma możliwość regulacji szerokości panelu — tak jest na przykład w Bondolino czy Storchenwiege. Bondolino to jest nosidło, które mam od niedawna i naprawdę szczerzę żałuję, że nie wpadło w moje ręce wcześniej, bo panel sięga Heli tylko do pach, więc długie, usypiające wędrówki w Bondolino odpadają, a szkoda, bo jest to bardzo wygodne nosidło!

chustonosidła-8
Hela w Bondolino

Nosidło klamrowe

Chyba najbardziej popularny rodzaj nosidła, bo to właśnie w tej grupie znajduje się Tula i Manduca. Kiedyś uważałam, że nie ma nic lepszego od nosidła klamrowego, ale kurs Doradcy Noszenia nieco zmienił moje nastawienie do niego.

Nosidło klamrowe to nosidło, którego pas biodrowy i pasy naramienne zapinane są na klamrę. W tych nosidłach pasy naramienne mają nieco inny przebieg niż w hybrydach i Mei-Tai, bo dolna część pasa naramiennego zszyta jest z panelem mniej więcej w jego połowie — dociągnięcie pasów naramiennych powoduje więc ucisk w połowie pleców dziecka, co automatycznie wymusza wyprost kręgosłupa. Maluchy, które jeszcze nie stoją, mają naturalnie zaokrąglony kręgosłup i nie powinniśmy na siłę go prostować.

Hela w Tuli
Hela w Tuli
Z nosideł klamrowych polecam Tulę, chociaż przed zakupem należy koniecznie przymierzyć się do niego, żeby mieć pewność, że szerokość panelu jest odpowiednia dla naszego dziecka. Jeśli marzy nam się coś ekstra i możemy sobie pozwolić na większy wydatek, to warto pomyśleć o uszyciu nosidła na miarę (naszą i dziecka). W tym miejscu muszę polecić polskie szyte na miarę nosidła Madame Googoo, które są małymi dziełami sztuki — przepiękne, świetnie uszyte i przyciągające uwagę. Od roku powstrzymuje się przed uszyciem takiego dla Heli, naprawdę nie jest łatwo!

googoo
Szyte na zamówienie nosidła Madame Googoo
To, co? Wiecie już czego szukać? Gdybyście chcieli być idealnymi rodzicami niechustowymi, to zaczynajcie noszenie od Mei-Tai i nosideł hybrydowych, a na klamrowe decydujcie się, dopiero gdy dziecko samo stanie :) Ale, że idealni być nie musicie, to możecie wybrać zupełnie inaczej — ważne, żeby nosidło było prawdziwym nosidłem ergonomicznym i, żeby nie było na dziecko ani za małe, ani za duże. Na pewno będzie wam świetnie służyć podczas wypraw po bezdrożach :)

PIESZE WYCIECZKI ZE STARSZAKIEM (2+)

NOSIDŁA TURYSTYCZNE

wedrowanie-22

Jeśli chodzimy na wyprawy ze starszakiem, to dochodzi nam możliwość niesienia go w nosidle turystycznym — to coś, co wygląda jak górski plecak, z którego wystaje głowa dziecka :D Możecie się zapytać, dlaczego polecam coś takiego dla starszaka, skoro producenci piszą, że można w nim nosić dzieci dziewięciomiesięczne (czasem nawet półroczne). Nosidło turystyczne to takie miękkie krzesło z pasami, dziecko w nim siedzi dokładnie tak samo, jak w krzesełku do karmienia. Czy jest to pozycja, w której zabralibyście ledwo siedzące dziecko na długą wędrówkę? Raczej nie. Ale dla starszaka, który sam biega i potrzebuje od czasu do czasu odsapnąć w pozycji siedzącej, będzie to bardzo dobre rozwiązanie.

Ja bardzo lubię takie nosidła właśnie dla 2-3 latków, które część trasy pokonują samodzielnie i potrzebują wsparcia po dłuższym czasie spędzonym na własnych nogach. Zresztą Lila była w naszym nosidle turystycznym noszona również w wieku 4 lat, bo jest wyjątkowym maruderem na szlaku :) Na co warto zwrócić uwagę przy zakupie takiego nosidła?

  • wygoda dziecka – to jest szczególnie istotne, jeśli chcemy nosić mniejsze dzieci (czyli takie, które same nie pójdą za daleko), jeśli dziecku nie będzie wygodnie, nie będzie mogło się wygodnie oprzeć, to nie będzie chciało tam siedzieć. Przy starszaku poradzimy sobie, każąc mu iść na nogach, ale przy maluchu to raczej nie działa. Warto przed zakupem przymierzyć do nosidła dziecko, zobaczyć, czy w ogóle takie coś mu odpowiada
  • wygoda noszącego – jeśli nosidło nie będzie dla nas wygodne, to nie będziemy w nim nosić, dlatego ważne jest, żeby pas biodrowy był wygodny i regulowany, żeby szelki były szerokie (wąskie będą się wrzynać w nasze ramiona) i żeby pas piersiowy nas nie uciskał
  • waga nosidła – w nosidle będziemy nosić raczej ciężkie dziecko, do tego dziecko będzie miało sporą swobodę ruchów, co dodatkowo zmniejszy przyjemność noszenia, więc tylko naprawdę lekkie nosidło nie doprowadzi nas do rozpaczy. Moje nosidło waży niecałe 2 kg, ale są też takie ważące dwa razy więcej — zanim na któreś się zdecydujemy, pomyślmy, ile sami jesteśmy w stanie unieść
  • maksymalne obciążenie – są nosidła, w których możemy nosić 15 kilowe dziecko i takie, do którego wsadzimy 20 kilowego potomka. Zdecydujmy, jak długo chcemy używać nosidła, czy wystarczy nam 15 kg, czy lepiej jest kupić coś na dłużej
  • pozycja dziecka – większość nosideł ma możliwość zmiany wysokości siedziska — dzięki czemu jesteśmy w stanie dopasować nosidło do wzrostu naszego dziecka, które będzie mogło w nim wygodnie siedzieć bez względu na to, czy ma 80, czy 110 cm wzrostu
  • podparcie głowy – jeśli nasze dziecko część trasy spędza na nogach, to mamy dużą szansę, że po włożeniu do nosidła padnie — fajnie by było, gdyby wtedy jego głowa swobodnie spoczęła na miękkim podparciu
  • podparcie nóg – chyba nie ma nic bardziej denerwującego niż dyndające nogi siedzącego dziecka — w chustach i nosidłach ergonomicznych nogi są podparte od jednego do drugiego dołu podkolanowego i dziecku jest wygodnie. W nosidle turystycznym dziecko siedzi na dość wąskim panelu i nogi mu wiszą, brak podparcia jest bardzo męczący (sami wariujemy, kiedy siedzimy na stołku barowym i nie mamy o co oprzeć nóg, prawda?), dlatego warto, żeby nosidło miało strzemiona, w które dziecko włoży sobie nogi i będzie mogło znacznie wygodniej wędrować na cudzych plecach :)
  • pasy podtrzymujące dziecko – powinny być regulowane i trudne do odpięcia (żeby dziecko nie mogło zrobić tego samodzielnie)
  • możliwość postawienia nosidła na ziemi – dzięki temu będziemy mogli znacznie łatwiej wkładać i wyciągać dziecko z nosidła (ale nigdy nie można zostawić dziecka w stojącym nosidle!)
  • schowek na podstawowe dziecięce gadżety – część nosideł ma całkiem pojemne kieszenie w dolnej części, do których można zmieścić trochę rzeczy, ale warto pamiętać o tym, że nie należy ich zbyt mocno obciążać (najczęściej maksymalne obciążenie to 2 kilo)
  • osłona przeciwsłoneczna i przeciwdeszczowa – to dwie różne rzeczy – pierwsza to daszek nad dzieckiem, który chroni dziecko przed słońcem (choć może być zastąpiony przez czapeczkę z dużym daszkiem), druga to pokrowiec, który chroni przed deszczem dziecko i nosidło, przyda się szczególnie w górach, gdzie pogoda zmienia się szybko

Warto przed zakupem wybrać się do jakiejś wypożyczalni nosideł turystycznych i pomierzyć wszystko, co mają, wypożyczyć po kolei kilka modeli i kupić ten, który pasuje nam najbardziej. Jeśli nie planujemy zbyt częstych pieszych wędrówek, to być może bardziej opłacalne będzie wypożyczanie nosidła? Tylko trzeba pamiętać o tym zawczasu, bo tuż przed długimi weekendami trudno jest coś znaleźć :)

MOTYWATOR

Przy starszakach nie zawsze potrzebujemy nosidła, bo jeśli wybieramy trasy dostosowane do możliwości dziecka, to ono da radę. Różnie z tym bywa, bo naszą Lilę na każdym szlaku głośno słychać — już od początku wędrówki płacze, że chce na ręce, po czym dwie godziny później dochodzi do celu bez żadnych objawów zmęczenia. Przed wyruszeniem w drogę, należy z dzieckiem porozmawiać, wytłumaczyć mu gdzie idziemy i jaki jest nasz cel, co po drodze będzie mógło zobaczyć, czasem już sama rozmowa wystarczy. Dobrze działają motywatory na przykład w postaci własnego plecaka z własnym prowiantem (tylko nie przesadzajmy z jego ilością), czy własny bidon z wodą, coś, co sprawi, że dziecko poczuje się turystą pełną gębą, a nie dzieckiem idącym za rodzicami, bo oni chcą gdzieś iść, ale nie do końca wiem po co :)

chustonosidła-7

Wiecie, jak ten nowy plecaczek w różowe kwiatki działa na Lilę? Nagle okazuje się, że chodzenie wszędzie pieszo jest najfajniejsze, bo można schować do plecaka własny bidon z wodą podczas spaceru, bułki i masło podczas zakupów, czy torebki na psie kupy podczas spaceru z psem. Iście magiczny plecak :D

PIANKA ANTYBAKTERYJNA

Ostatni niezbędny gadżet podczas wędrówek z dziećmi, dla których ręce są podstawowym narzędziem do poznawania świata. Nie zawsze mamy dostęp do bieżącej wody, a nie koniecznie chcemy, żeby dziecko jadło brudnymi rękoma. Na spacerach i podczas dłuższych wędrówek taka pianka sprawdzi się idealnie.

pianka

Moje dzieci używają pianki Bentley Organic, która usuwa bakterie, ale jest bardzo delikatna dla skóry dziecka (90% składu to składniki organiczne). Jedno opakowanie starcza na ok. 120 aplikacji. Warto mieć takie coś nie tylko podczas długich wycieczek, ale również podczas dłuższych wyjść na plac zabaw, zresztą ja noszę piankę w torebce i sama często z niej korzystam :)

 

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO JESZCZE POLECAM KUPIĆ NA WIOSNĘ, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WIOSENNEGO.

poradnikwiosenny cover

Post Poradnik wiosenny – piesze wyprawy pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Gadżety na wakacje w ogródku i na działce

0
0

Nie każdemu pisane są urlopy na białych piaskach Malediwów, malowniczych zboczach Alp czy wśród szalonych atrakcji Disneylandu. Te marzenia będziemy spełniać za jakiś czas, a w tym roku możemy pokazać dzieciom, że wypasione wakacje można mieć nawet pod oknami własnego domu:) Mamy ogródki, mamy działki, mamy dziadków z ogródkiem lub działką — nawet nieduży kawałek wolnej przestrzeni wystarczy, żeby przeżyć wakacje życia. Wystarczy odpowiednie nastawienie, trochę pomysłów i kilka gadżetów :)

My na pewno część wakacji spędzimy w domu, bo ciężko jest zaplanować dwumiesięczne wyjazdy, ale powiem szczerze, że jakoś bardzo nas to nie martwi. Na szczęście mamy nieduży ogródek i trójkę szalonych dzieci. Z całą pewnością nie będą się nudzić :) Mamy też przygotowane zaplecze, dzięki któremu dzieciom łatwiej będzie znaleźć zajęcie na dworze.

Basen

poradnik-ogrodek-male-13

Marzymy o upalnych wakacjach, a później umieramy z gorąca.  Wbrew pozorom nie jest trudno mieć obecnie dom (lub działkę) z basenem ;) Latem dmuchane baseny można kupić pewnie nawet w kiosku z gazetami, a w sklepach budowlano-remontowych można zemdleć z nadmiaru modeli do wyboru. My od prawie 4 lat mamy rozporowe baseny Bestway i bardzo dobrze się u nas sprawdzają — mniej więcej raz na 2 lata wymieniamy basen na większy, bo dzieci rosną i wzrostem i liczbą, więc w tych małych po prostu się już nie mieścimy. Inżynierem basenowym jest u nas Michał, który co chwilę coś do naszego basenu podłącza, odłącza, wrzuca i wyciąga, w efekcie woda jest zimna i czysta :) Czyli wszystko działa! Jeśli macie miejsce, czas i cierpliwość do wstawienia do ogródka dużego basenu, to śmiało działajcie, ale jeśli szukacie czegoś mniejszego, co będzie równie atrakcyjne dla dzieci podczas upałów, to polecam wam zabawki Banzai.

Mata wodna Banzai

poradnik-ogrodek-male poradnik-ogrodek-male-5 poradnik-ogrodek-male-4

Chciałam ją przetestować głównie z myślą o Heli. Bo wiecie, z nią do basenu trzeba wchodzić, a ja, szczerze mówiąc, nie mam jakiejś wielkiej przyjemności z siedzenia w zimnej wodzie. Zdecydowanie bardziej wolę uprawiać obserwację hamakową. Mata wydała się idealna — Hela będzie mogła się w niej taplać bezpiecznie, bo wystarczy moje czujne oko. Okazało się, że mata jest idealna dla wszystkich dzieci. To jest taki mini basenik, do którego podłącza się wąż ogrodowy, woda wlewa się do rantu tej maty i wytryskuje w górę przez malutkie dziurki. Część wody leje się na zewnątrz, część do środka maty, tworzy się z tego ogromna fontanna, której wielkość można regulować ciśnieniem wody. Hela zdecydowanie preferuje taplanie się w malutkiej fontannie, Lila jest zwolenniczką fontanny w rozmiarze maxi. Tak czy inaczej, obie były zachwycone tym mini basenem, który z całą pewnością będzie hitem wakacyjnym w naszym ogródku. Jeśli macie kawałek trawnika, wąż ogrodowy i dostęp do wody, to polecam taki zakup. Jedyna uwaga — wasz ogródek będzie nieco zalany, bo wiadomo, coś się z tą wodą musi potem stać, ale powódź wam raczej nie grozi :)

Matę wodną Banzai można kupić między innymi TUTAJ w cenie 59.99 zł.

Zraszacz wodny Banzai

poradnik-ogrodek-male-3 poradnik-ogrodek-male-2

Ta jaszczurka z dmuchaną głową miała być dla starszych dzieci, bo miałam wrażenie, że one docenią przebieganie pod łukami wody i przeskakiwanie nad jaszczurką. Nie myliłam się, Lila dość szybko podłapała, jak można się z tą zabawką bawić. Co prawda aż takiej frajdy jak przy macie nie było, ale też na koniec był mniejszy bałagan :) Jaszczurce dmucha się głowę, a do tułowia podłącza węża ogrodowego. Wielkość zraszacza reguluje się ciśnieniem wody. Zabawa przednia i przy okazji można podlać ogródek :) Plusem na pewno jest cena, bo jaszczurka jest tańsza od maty.

Zraszacz wodny Banzai można kupić między innymi TUTAJ w cenie 32.99 zł.

Ta marka ma w swojej ofercie jeszcze bardzo fajną matę wodną, którą też chciałabym w przyszłości przetestować. TUTAJ możecie zobaczyć, jak ona wygląda.

Plac zabaw

ogrodek-8

Plac zabaw, to nie tylko huśtawki i piaskownica, to może być znacznie więcej, ale wszystko zależy od waszej otwartości na bałagan, który wtargnie do waszego ogródka. Wystarczy zamknąć oczy, przypomnieć sobie, w co wy bawiliście się w parkach, ogródkach i na działkach, i przygotować coś fajnego dla waszych dzieci.

Trampolina

2

Mam wrażenie, że trampolinę w ogródku ma każdy (oprócz nas). Moim zdaniem to jedna z najprostszych atrakcji dla dzieci, bo wystarczy ją kupić i rozłożyć. Co więcej, jeśli ma się sporo miejsca, to można kupić dużą trampolinę, z której będą mogli korzystać również dorośli, co zawsze dodaje szczyptę szaleństwa do wszelkich imprez w ogródku :) Ja bardzo żałuję, że nasza trampolina zniknęła z ogródka (przegrała walkę o miejsce z basenem i placem zabaw), ale staram się o tym głośno nie wspominać, bo szybko podchwytują to dzieci i potem słyszę: „Mamo, ja tak bardzo tęsknię za naszą trampoliną. Czy ona kiedyś do nas jeszcze wróci?” :)

Jeśli szukacie czegoś dla siebie, to TUTAJ na pewno znajdziecie. I pamiętajcie, trampolina to miejsce, w którym wykonuje się niekoniecznie kontrolowane skoki, można sobie zrobić krzywdę, więc warto zaznajomić się ze wszelkimi ostrzeżeniami producenta.

Błotna kuchnia

ogrodek-7

Pomimo tego, że od roku z powodu błotnej kuchni mamy zabłocone ściany domu, powykradaną ziemię z warzywniaka i poobrywane liście z krzaków, to polecam. Jest to miejsce, w którym wszystkie dziewczynki, które nas odwiedzają, zostają na dłużej — gotują, pieką, myją i smażą. Potrafią bawić się w niej naprawdę długo. Najbardziej w tym wszystkim wzrusza mnie to, że robią dokładnie to samo, co ja, moja siostra i nasze koleżanki niecałe 30 lat temu.

Błotną kuchnię można bardzo łatwo zrobić samemu. Naszą zrobiłam w zeszłym roku z Kasią z bloga TwojeDIYTUTAJ możecie zobaczyć więcej zdjęć kuchni, a TUTAJ znajdziecie cały tutorial, z którym będziecie mogli zrobić taką samą :) Bardzo polecam!

Namiot

3

Dzieci uwielbiają namioty i wszystko, co jest związane z biwakowaniem. Oczywiście nie jest łatwo zorganizować w ogródku biwak, ale zabawy w namiocie, czy nocowanie już tak :) Jeśli macie swój namiot turystyczny, to świetnie — wystarczy go rozłożyć, wsadzić do środka materac lub karimaty, śpiwór lub pościel i już :) Możecie spać tam razem, mogą tam spać tylko dzieci — zostawcie im latarki i jakiś prowiant na śniadanie. Kto wie, może taki biwak w ogródku pozwoli dłużej pospać rodzicom w domu :)

Jeśli nie macie namiotu turystycznego, to możecie zrobić taki namiot do zabawy — wystarczą długie patyki lub drewniane listwy, sznurek i jakiś materiał (TUTAJ możecie znaleźć informację, jak samodzielnie zrobić tipi). Pewnie nie będzie on wodoodporny, być może nie zgodzicie się, żeby dzieci spędziły tam noc, ale będą mieć swoją tajną bazę, w sam raz na zabawę w ciągu dnia ;)

Pomysły na gry i zabawy

Wasze dzieci na pewno mają w głowie mnóstwo pomysłów, na to, co robić podczas wakacji, ale gdyby potrzebowały nieco wsparcia, to możecie ich wspomóc zabawkami, które umilą im pobyt na świeżym powietrzu. Każda z tych rzeczy wymaga jedynie tego, co większość z nas i tak ma w ogródku, czyli trawy, chodnika czy piasku.

Kreda chodnikowa

1

Jestem wielką zwolenniczką zabawy kredą, tak długo, jak dzieje się to poza murami domu :) Można pisać na chodniku, przed domem, czy na tarasie — czyli wszędzie tam, skąd kredę łatwo spłukać. Kreda umożliwia gry w klasy, czy w państwa, pozwala na naukę pisania i rysowania. Do tego jest mega tania, chociaż oczywiście można znaleźć i takie, które kosztują więcej niż 10 zł za opakowanie :) Ja polecam takie w plastikowych wiaderkach — nie ma później problemu z tym, gdzie ją trzymać :)

Kredę możecie znaleźć między innymi TUTAJ w cenie 5-10 zł.

Bule dla najmłodszych

poradnik-ogrodek-male-8 poradnik-ogrodek-male-7 poradnik-ogrodek-male-6

Bule to gra, która jest nie tylko świetną rozrywką dla rodziców, dzieci i sąsiadów, ale również super lekcją koordynacji ruchowej, ćwiczenia cierpliwości podczas czekania na swoją kolej, czy nauką trudnej sztuki przegrywania. Zazwyczaj bule są zbyt ciężkie, żeby można było swobodnie grać z małym dzieckiem, dlatego warto przyjrzeć się ich materiałowej wersji marki Buiten Speel. Materiałowe bule to zestaw 6 neoprenowych woreczków wypełnionych piaskiem (po 2 woreczki w jednym kolorze) oraz malutkiej, materiałowej, czerwonej „świnki”. Idealne dla 3 małych zawodników! Dzieciaki nie mają problemu z tym, żeby woreczkiem rzucić i dobrze trafić, nie ma też problemu, kiedy woreczek spadnie na palce u stóp :) U nas te bule świetnie się sprawdziły.

Materiałowe bule można kupić między innymi TUTAJ w cenie 92.99 zł.

Gra w klasy

poradnik-ogrodek-male-12 poradnik-ogrodek-male-10 poradnik-ogrodek-male-11

Jeśli chcemy zagrać w klasy, to możemy narysować sobie pole na chodniku, ale jeśli chodnika nie ma, to zawsze zostaje trawnik i klasy Buiten Speel. Jest to zestaw 3 kolorowych drewnianych krążków oraz 10 obręczy wykonanych z grubej liny, do której przyczepiony jest drewniany klocek z numerkiem. Dzięki temu gra w klasy robi się dużo bardziej przyjemna, bo skakanie po miękkiej trawie, jest znacznie fajniejsze niż skakanie po chodniku. Ale te obręcze można wykorzystać do miliona innych gier, wystarczy tylko wymyślić coś swojego :) Co więcej, można nimi się bawić również w domu :)

Grę w klasy można kupić między innymi TUTAJ w cenie 114.99 zł.

Zabawki do piasku

poradnik-ogrodek-male-15 poradnik-ogrodek-male-14

Jeśli macie w ogródku lub na działce piaskownicę, to z pewnością macie już wielki karton zabawek do piasku. Ale jeśli dopiero przymierzacie się do ich zakupu, to mam coś, co świetnie sprawdzi się w ogrodzie. Plastikowy wózeczek marki B.Toys wypełniony jest mniejszymi zabawkami do piasku — jest w nim wiaderko, sitko, łopatka, grabki, stateczek, foremki i ciężarówka-wywrotka. Oprócz tego, że te zabawki wykonane są z wytrzymałego plastiku, i mają bardzo ładne kolory, to jeszcze można je w bardzo łatwy sposób trzymać w porządku. Wystarczy po skończonej zabawie wrzucić wszystko do wózeczka — zresztą samo ciągnięcie wózeczka jest frajdą :)

Wózeczek z zabawkami do piasku można kupić między innymi TUTAJ w cenie 100 zł.

Jeśli interesują was inne, polecane przeze mnie zabawki do piasku, to możecie znaleźć je TUTAJ.

Tak naprawdę pomysłów na fajne wakacje w domu czy na działce jest mnóstwo. I wbrew pozorom, takie wakacje są znacznie łatwiejsze — nie musimy nic pakować, ani zabierać ze sobą połowy domu. W zasadzie wszystko jest na miejscu, więc można w całości skupić się na wymyślaniu fajnych zabaw i wspólnych aktywności :)


Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO POLECAM ZABRAĆ NA WAKACJE, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WAKACYJNEGO.

1

Post Gadżety na wakacje w ogródku i na działce pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Hipseat – moje ulubione nosidło na spacery z dwulatkiem

0
0

Nosidełko Hipseat mamy już od wakacji, ale do niedawna używałam go bardzo sporadycznie. Głównie po to, żeby je przetestować, zanim opiszę nosidło na blogu. Od miesiąca jest to mój główny gadżet podczas spacerów z dwuletnią Helenką, która ma obecnie fazę na tak zwane chodzenie przerywane. Chodzenie przerywane charakteryzuje się dramatyczną potrzebą przemieszczania się na własnych nogach, które co 100 metrów zamienia się w dramatyczną potrzebę bycia niesioną bądź wiezioną.

Taka dynamika spacerowa może być realizowana przez zabieranie ze sobą wózka, który co jakiś czas trzeba wieźć bez pasażera lub tradycyjnego nosidła, które trzeba wciąż odpinać i zapinać. Ja po kilku takich spacerach, podczas których nieźle się z Helą naszarpałyśmy, wyciągnęłam z szafy Hipseat. Lekkie i proste w użyciu nosidło biodrowe, z którym spacery stały się znacznie wygodniejsze, zarówno dla mnie, jak i upartego buntownika. Podczas jednej z ostatnich naszych przechadzek pomyślałam, że koniecznie muszę napisać dłuższą recenzję tego nosidła, bo może są inne mamy dwulatków, które się szarpią na spacerach z wózkiem, nosidłem i dzieckiem.

hipseat-2

Jak wygląda Hipseat?

Nosidło Hipseat to gruby materiałowy pas, zapinany na rzep oraz klamrę, które ma specjalne siedzisko wykonane ze styropianu, więc jest ono zarówno lekkie (waży 400 g), jak i wytrzymałe. Nosidło zapina się wokół pasa tak, żeby półka, na której siada dziecko, znajdowała się nad biodrem. Dzięki temu dziecko siedzi dokładnie tak, jakby siedziało na biodrze, ale rodzic nie musi przy tym wykrzywiać swojego kręgosłupa, bo nosidło umożliwia mu równoczesne trzymanie dziecka i stanie prosto. Różnicę czuć zwłaszcza po dłuższych spacerach. Na siedzisku wszyty jest specjalny materiał antypoślizgowy, więc nie ma obaw, że dziecko nam się z niego ześlizgnie zupełnie bez naszej ingerencji.

Jeśli nosidełko nie jest używane przez dziecko, to można je potraktować jako podpórkę dla naszej ręki lub obrócić je tak, żeby siedzisko było z tyłu. W sumie takie nosidło bez pasażera to taka większa wersja popularnej nerki tylko wypchanej styropianem.

hipseat-3

Dla kogo jest Hipseat?

Zaznaczę też, że zanim dostałam to nosidło do testów, to byłam do niego bardzo sceptycznie nastawiona, bo uważałam, że to nie jest żadne nosidło, tylko jakaś podpierdółka. Tylko że Hipseat nie ma zastąpić tradycyjnych nosideł, w których można nosić znacznie mniejsze dzieci i w których dzieci mogą sobie wygodnie pospać. Hipseat to jest nosidło dla takich chodzących wiercipięt, które nie mogą się zdecydować, czy idą same, czy na rękach. I w takiej sytuacji Hipseat jest znacznie wygodniejszy niż standardowe nosidła, które wymagają nieco czasu i machania rękami przy wkładaniu i wyciąganiu dziecka do środka. Teraz nie mam lepszego spacerowego gadżetu dla mojej dwulatki.

Nosidło przeznaczone jest dla dzieci siedzących i jest w stanie udźwignąć do 20 kg, chociaż oczywiście pytanie, czy rodzic jest w stanie tyle udźwignąć. Fakt, że nosidło może być używane przy tak ciężkich dzieciach, nie znaczy, że trzeba to robić :)

hipseat-5

 Jakie wady ma Hipseat?

Niestety nosidło ma też swoje minusy. Po pierwsze dziecko, które na nim siedzi trzeba podtrzymywać za plecy, bo w sumie nigdy nie wiadomo kiedy postanowi odchylić się do tyłu i fiknąć kozła. Półka jest też sporej wielkości, w końcu musi się na niej zmieścić pupa malucha, przez to osoby filigranowej budowy mogą z tym nosidłem wyglądać nieco komicznie, ale chyba nie warto się tym przejmować, jeśli dzięki temu jest nam wygodniej spacerować z dziećmi :)

hipseat

Wersje kolorystyczne i akcesoria

Hipseat dostępny jest w czterech wersjach kolorystycznych — szarej, czarnej, granatowej i fioletowej. My mamy szarą i bardzo ją sobie chwalę, bo rewelacyjnie kamufluje zabrudzenia. Nosidło kosztuje 189 zł i można je kupić w sklepie Mamagama.

Jeśli na spacer oprócz dziecka i nosidła chcemy zabrać ze sobą klucze, portfel i telefon, to możemy dokupić specjalną niewielką saszetkę doczepianą do nosidła, która jeszcze bardziej ułatwi nam wspólne wyjścia, bo będziemy mogli obyć się bez torebki i wypchanych kieszeni. Saszetka sprzedawana jest w czterech kolorach (czarny, szary, granatowy, różowy) i kosztuje 59 zł. Ją również można kupić w sklepie Mamagama.

 

Zdjęcia: Agnieszka Wanat


Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

 

Post Hipseat – moje ulubione nosidło na spacery z dwulatkiem pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Poradnik Wakacyjny: Gadżety na udane wakacje w ogródku i na działce

0
0

Nie każdemu pisane są urlopy na białych piaskach Malediwów, malowniczych zboczach Alp czy wśród szalonych atrakcji Disneylandu. Niektórzy spędzą je w przydomowym ogródku albo na działce. Umówmy się, że takie wakacje z perspektywy dziecka są często najbardziej wypasione, bo nie dość, że jest lato, że koledzy są w pobliżu, to jeszcze można więcej niż zawsze. A i rodzice zazwyczaj nie narzekają, bo przy okazji takich wakacji można machnąć w domu jakiś mały remoncik, żeby do września się ze wszystkim wyrobić.

Aby w trakcie tych letnich remoncików dzieciom się nie nudziło i żeby miały co robić, to podpowiadam wam, czym można je zająć, żeby zapomniały o całym świecie. U nas te wszystkie zabawki i atrakcje działały cuda. Dzieciom się podobało we własnym ogródku tak bardzo, że miały za bardzo ochoty do jakiegoś wyjazdu. Także bierzcie i czytajcie o tych naszych ogródkowych hitach!

Basen

poradnik-ogrodek-male-13

Mam ogromną nadzieję, że tegoroczne lato będzie bardzo upalne, a z basenu ogrodowego będzie można korzystać częściej niż raz na tydzień :) Na wszelki wypadek nie ma co wylewać betonu w ogrodzie pod wielki basen, ale lepiej rozłożyć taki, który będzie dało się złożyć, jeśli lato skończy się już w lipcu ;) Latem dmuchane baseny można kupić pewnie nawet w kiosku z gazetami, a w sklepach budowlano-remontowych można zemdleć z nadmiaru modeli do wyboru. My od prawie 4 lat mamy rozporowe baseny Bestway i bardzo dobrze się u nas sprawdzają — mniej więcej raz na 2 lata wymieniamy basen na większy, bo dzieci rosną i wzrostem i liczbą, więc w tych małych po prostu się już nie mieścimy. Inżynierem basenowym jest u nas Michał, który co chwilę coś do naszego basenu podłącza, odłącza, wrzuca i wyciąga, w efekcie woda jest zimna jak w Bałtyku, ale za to czysta :) Jeśli macie miejsce, czas i cierpliwość do wstawienia do ogródka dużego basenu, to śmiało działajcie, ale jeśli szukacie czegoś mniejszego, co będzie równie atrakcyjne dla dzieci podczas upałów, to polecam wam zabawki Banzai.

Wodne zabawki ogrodowe

Mata wodna Banzai

poradnik-ogrodek-male poradnik-ogrodek-male-5

Matę mamy od zeszłego roku i kolejny sezon jest ona fantastyczną zabawką dla młodszych dzieci. Ma same zalety – rodzice nie muszą moczyć w niej tyłka i znacznie ciężej się w niej utopić niż w dużym, głębokim basenie. Mata daje mi możliwość obserwowania dzieci z daleka, najlepiej z hamaka! Myślałam, że będzie się w niej taplać tylko Hela, a okazało się, że uwielbiają ją wszystkie dzieci – nasze i cudze :)

Jak to działa? Jest to taki mini basenik, do którego podłącza się wąż ogrodowy, woda wlewa się do rantu tej maty i wytryskuje w górę przez malutkie dziurki. Część wody leje się na zewnątrz, część do środka maty, tworzy się z tego ogromna fontanna, której wielkość można regulować ciśnieniem wody. Hela zdecydowanie preferuje taplanie się w malutkiej fontannie, Lila jest zwolenniczką fontanny w rozmiarze maxi. Tak czy inaczej, obie były zachwycone tym mini basenem. Jeśli macie kawałek trawnika, wąż ogrodowy i dostęp do wody, to polecam taki zakup. Jedyna uwaga — wasz ogródek będzie nieco zalany, bo wiadomo, coś się z tą wodą musi potem stać, ale powódź wam raczej nie grozi :)

Jeśli zastanawiacie, się czy woda nie będzie za zimna, to od razu mówię: będzie za zimna dla was, ale dla dzieci nie :D

Matę wodną Banzai można kupić między innymi TUTAJ w cenie 59.99 zł.

Żabi Skok czyli wodny Twister Banzai

To nasz najnowszy hit ogrodowy — gra Żabi Skok, czyli taka mokra odmiana Twistera. Jest to kwadratowa plansza, której brzeg napełnia się wodą i przez małe dziurki woda pryska do góry. Do gry dołączona jest dmuchana kostka, na której losuje się kolory. Zabaw jest przednia, bo dość szybko wszyscy są mokrzy. Super się przy tym bawią zarówno starszaki, jak i młodsze dzieci, które jeszcze nie ogarniają zasad gry, ale z chęcią potaplają się w wodzie.

Żabi Skok kosztuje 56,99 zł i można kupić ją TUTAJ.

Ślizgawka wodna Banzai

Ślizgawka to świetna zabawka dla starszych dzieci (5+). Żeby móc z niej korzystać potrzebujemy wąż ogrodowy podpięty pod kran i 5 metrów trawnika. Ślizganie się na całej długości wymaga nieco wprawy, ale już po kilku próbach dzieciaki jeżdżą naprawdę świetnie. Do zestawu dołączone jest dmuchane kółko, ale szczerze mówiąc, nasze dzieci lepiej sobie radzą bez tego kółka.

Ślizgawka wodna Banzai kosztuje 84,99 zł i można kupić ją TUTAJ.

Plac zabaw

ogrodek-8

Plac zabaw, to nie tylko huśtawki i piaskownica, to może być znacznie więcej, ale wszystko zależy od waszej otwartości na bałagan, który wtargnie do waszego ogródka. Wystarczy zamknąć oczy, przypomnieć sobie, w co wy bawiliście się w parkach, ogródkach i na działkach, i przygotować coś fajnego dla waszych dzieci.

W naszym ogródku króluje bardzo prosty plac zabaw który jest dokładnie taki, jaki chcemy. Od nas zależy, jakie zabawki będą na nim wisiały. Czy będzie to huśtawka, trapez, hamak, drabinka czy siatka do wspinaczki. Jest to najfajniejszy plac zabaw, jaki można mieć w ogródku! Jeśli chcecie poczytać więcej na temat tego, jak powstał, to zapraszam TUTAJ.

Błotna kuchnia

ogrodek-7

Pomimo tego, że od dwóch lat z powodu błotnej kuchni mamy zabłocone ściany domu, powykradaną ziemię z warzywniaka i poobrywane liście z krzaków, to polecam. Jest to miejsce, w którym wszystkie dziewczynki, które nas odwiedzają, zostają na dłużej — gotują, pieką, myją i smażą. Potrafią bawić się w niej naprawdę długo. Najbardziej w tym wszystkim wzrusza mnie to, że robią dokładnie to samo, co ja, moja siostra i nasze koleżanki niecałe 30 lat temu.

Błotną kuchnię można bardzo łatwo zrobić samemu. Naszą zrobiłam z Kasią z bloga TwojeDIYTUTAJ możecie zobaczyć więcej zdjęć kuchni, a TUTAJ znajdziecie cały tutorial, z którym będziecie mogli zrobić taką samą :) Bardzo polecam!

Pomysły na gry i zabawy

Wasze dzieci na pewno mają w głowie mnóstwo pomysłów, na to, co robić podczas wakacji, ale gdyby potrzebowały nieco wsparcia, to możecie ich wspomóc zabawkami, które umilą im pobyt na świeżym powietrzu. Każda z tych rzeczy wymaga jedynie tego, co większość z nas i tak ma w ogródku, czyli trawy, chodnika czy piasku.

Kreda chodnikowa

1

Jestem wielką zwolenniczką zabawy kredą, tak długo, jak dzieje się to poza murami domu :) Można pisać na chodniku, przed domem, czy na tarasie — czyli wszędzie tam, skąd kredę łatwo spłukać. Kreda umożliwia gry w klasy, czy w państwa, pozwala na naukę pisania i rysowania. Do tego jest mega tania, chociaż oczywiście można znaleźć i takie, które kosztują więcej niż 10 zł za opakowanie :) Ja polecam takie w plastikowych wiaderkach — nie ma później problemu z tym, gdzie ją trzymać :)

Bardzo duży wybór kredy chodnikowej w dobrych cenach znajdziecie TUTAJ.

Bańki mydlane Tuban

Nie ma lepszej letniej zabawy niż puszczanie baniek mydlanych, zwłaszcza jeśli bańki są duże i wychodzą nawet dwuletnim dzieciom. Cała tajemnica tkwi w odpowiednim płynie, dzięki któremu bez dużego wysiłku można zrobić naprawdę ogromne bańki. Ja jestem zakochana w gadżetach marki Tuban, bo z ich płynu każdy z nas może puszczać mega ogromniaste bańki. Oprócz płynu można kupić też obręcze i sznurki Tuban, które sprawdziły się u nas rewelacyjnie. Zresztą na zdjęciach widać, że zabawa jest przednia!

Płyny, obręcze i sznurki Tuban można kupić TUTAJ.

Bule dla najmłodszych

poradnik-ogrodek-male-8poradnik-ogrodek-male-6

Bule to gra, która jest nie tylko świetną rozrywką dla rodziców, dzieci i sąsiadów, ale również super lekcją koordynacji ruchowej, ćwiczenia cierpliwości podczas czekania na swoją kolej, czy nauką trudnej sztuki przegrywania. Zazwyczaj bule są zbyt ciężkie, żeby można było swobodnie grać z małym dzieckiem, dlatego warto przyjrzeć się ich materiałowej wersji marki Buiten Speel. Materiałowe bule to zestaw 6 neoprenowych woreczków wypełnionych piaskiem (po 2 woreczki w jednym kolorze) oraz malutkiej, materiałowej, czerwonej „świnki”. Idealne dla 3 małych zawodników! Dzieciaki nie mają problemu z tym, żeby woreczkiem rzucić i dobrze trafić, nie ma też problemu, kiedy woreczek spadnie na palce u stóp :) U nas te bule świetnie się sprawdziły.

Materiałowe bule można kupić między innymi TUTAJ w cenie 92.99 zł.

Letni tenis

Ta gra od Buiten Speel to nieco prostsza odmiana badmintona. Rakietki są duże i lekkie, a włochata, gumowa piłeczka leci naprawdę wolno :) Franek potrzebował 5 minut, żeby zacząć świetnie grać, Lila po 10 ogarnęła odbijanie. Nawet Hela znalazła sposób na zabawę tymi rakietkami i wciskała sobie siatkę na twarz, więc jakby nie patrzeć zabawa dla całej rodziny :)

Letni tenis kosztuje 84,54 zł i można kupić go TUTAJ.

Gra w klasy

poradnik-ogrodek-male-12 poradnik-ogrodek-male-11

Jeśli chcemy zagrać w klasy, to możemy narysować sobie pole na chodniku, ale jeśli chodnika nie ma, to zawsze zostaje trawnik i klasy Buiten Speel. Jest to zestaw 3 kolorowych drewnianych krążków oraz 10 obręczy wykonanych z grubej liny, do której przyczepiony jest drewniany klocek z numerkiem. Dzięki temu gra w klasy robi się dużo bardziej przyjemna, bo skakanie po miękkiej trawie, jest znacznie fajniejsze niż skakanie po chodniku. Ale te obręcze można wykorzystać do miliona innych gier, wystarczy tylko wymyślić coś swojego :) Co więcej, można nimi się bawić również w domu :)

Grę w klasy można kupić między innymi TUTAJ w cenie 114.99 zł.

Zabawki do piasku

poradnik-ogrodek-male-15 poradnik-ogrodek-male-14

Jeśli macie w ogródku lub na działce piaskownicę, to z pewnością macie już wielki karton zabawek do piasku. Ale jeśli dopiero przymierzacie się do ich zakupu, to mam coś, co świetnie sprawdzi się w ogrodzie. Plastikowy wózeczek marki B.Toys wypełniony jest mniejszymi zabawkami do piasku — jest w nim wiaderko, sitko, łopatka, grabki, stateczek, foremki i ciężarówka-wywrotka. Oprócz tego, że te zabawki wykonane są z wytrzymałego plastiku, i mają bardzo ładne kolory, to jeszcze można je w bardzo łatwy sposób trzymać w porządku. Wystarczy po skończonej zabawie wrzucić wszystko do wózeczka i zaciągnąć wózeczek na miejsce :)

Wózek z zabawkami do piasku można kupić między innymi TUTAJ w cenie 100 zł. Jeśli interesują was inne, polecane przeze mnie zabawki do piasku, to możecie znaleźć je TUTAJ.

Kilka polecanych przeze mnie zabawek można zobaczyć w moim filmie:

 

I nie zapominajcie o skakaniu w gumę, skakaniu na skakance, podchodach, zabawie w chowanego i wszystkim tym, co my sami robiliśmy na podwórku!

A jutro już wcale nie będzie śmiesznie, bo będą same poważne wakacyjne sprawy!


Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO POLECAM ZABRAĆ NA WAKACJE, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WAKACYJNEGO.

Post Poradnik Wakacyjny: Gadżety na udane wakacje w ogródku i na działce pojawił się poraz pierwszy w Mamy Gadżety.

Poradnik wiosenny, czyli jak przetrwać wiosnę

0
0

Przyszła wiosna, w zasadzie była przez chwilę i poszła, ale można zakładać, że za chwilę znowu wróci. Wiosna jest wśród rodziców chyba najbardziej wyczekiwaną porą roku, bo po kilku miesiącach, które spędziliśmy razem z naszymi dziećmi w zamknięciu, mamy dosyć i liczymy na to, że wiosną trochę odsapniemy, uwolnimy się od tej ciągłej obecności dzieci i rozkwitniemy na nowo. Dzieci gdzieś się wypuszczą, a my zalegniemy na trawnikach i wyciągniemy twarze ku słońcu.

Mam wrażenie, że późna, mokra jesień i szara bezśnieżna zima idealizuje nadchodzące ciepłe miesiące, nie pamiętamy już, jak zmęczony może być rodzic na wiosnę i jak często wiosna może nas po prostu wkurzać. Żebyście mieli świadomość, czego tak bardzo wyczekujecie, chciałam wam przypomnieć, co takiego w zeszłym roku doprowadzało was do szału. Żeby nie było, że wiosna jest taka cudowna i wspaniała.

1. Dłuższe dni

Niby tak bardzo denerwuje nas to, że zimą słońce zachodzi o 16, a później jest zimno i ciemno, a o 22 to już wszyscy czytają książki przed rozpalonym kominkiem, żadnych wieczornych imprez, wariactw i innych takich. Tylko że zimą o 18.00 spokojnie można zacząć przekonywać dziecko, że nadchodzi wieczór, o 19.00 można zaśpiewać kołysanki, do 20.00 ogarnąć bajzel, a po 20.00 MAMY CZAS DLA SIEBIE!!!!! Wiosną jest tak, że o 19.00 to się schodzi z placu zabaw, o 20.00 dziecko zjada kolację i kiedy przed 21.00 uda nam się położyć dzieci, to nie mamy siły nawet nastawić prania, nie wspominając już o czasie dla siebie — 1:0 dla zimy!

2. Wyjścia na plac zabaw

Tak, to prawdziwa zmora rodziców. Niby place zabaw wymyślono po to, żeby dzieci miały się gdzie bawić, ale prawdziwy cel ich powstania jest zupełnie inny. Każdy, kto widział kiedyś, jak dziecko reaguje na mamine „Dziecko, wracamy do domu!” wie, o czym mówię. To jest prawdziwa tortura psychiczna dla rodziców, przyspieszony kurs negocjacji i wybieranie jednej spośród najbardziej skutecznych metod wychowawczych: zastraszanie, szantażu lub fałszywej alternatywy, wtedy też uczymy się tego, że w powiedzeniu „nie negocjuję z terrorystami” jest wiele prawdy! Nawet jedno wyjście na plac zabaw (a w zasadzie próba wyjścia z niego) może być fatalne w skutkach dla psychiki rodzica! I co, tak źle wam było przed tym kominkiem??

3. Zmienna pogoda

Jednego dnia wychodzicie w podkoszulku po to, żeby następnego dnia szukać zimowych kurtek. Nie wiadomo, czy rano do przedszkola trzeba założyć sandałki, kalosze czy śniegowce. W szatni zostawiasz dziecko w grubym swetrze, po to, żeby odebrać je po południu w samej koszulce. Ubierasz je rano w wiosenną cienką kurteczkę, tylko po to, żeby przez kolejne kilka godzin zastanawiać się, czy nie jest mu za zimno, skoro okazało się, że na dworze jest tylko +2°C. Dziecko wraca z gilem do pasa, a Ty bierzesz zwolnienie w pracy. Wiosno, jesteś taka wspaniała!

4. Brudne dzieci

Naprawdę źle nam było zimą, kiedy dzieci się nie brudziły, kiedy ich rączki lśniły czystością, a we włosach nie było nawet ziarenka piasku? Tak, zimą mogliśmy urządzać „dzień dziecka” i nie szorować ich gąbką od stóp do głów, ale wiosna to zupełnie inna bajka. Piasek pod paznokciami, piasek w uszach, piasek we włosach, brudna szyja. Nie dość, że dzieci później chodzą spać, to jeszcze dłużej trzeba je myć. W sumie świetnie i tak nie lubiłam tego wieczornego CZASU DLA MNIE!!!!

5. Brudne ubrania

Te króciutkie wiosenne wieczory moglibyśmy spędzić w ogródku lub na balkonie ciesząc się coraz cieplejszym powietrzem i nadchodzącym latem. Niestety, skoro mamy dzieci i jest wiosna, i te dzieci ciągle się bawią w ziemi, to znaczy, że wieczory spędzimy na naszym ulubionym zajęciu, czyli praniu! Zimą, nasze mniej brudzące się dzieci mogły spokojnie włożyć te same spodnie dwa dni z rzędu. Wiosną możemy o tym zapomnieć. Spodnie, które były na pupie dziecka dłużej niż 6 godzin nadają się tylko do odplamiania, gotowania i próby odzyskania ich pierwotnego koloru. Pierzemy KAŻDĄ rzecz po JEDNYM dniu noszenia, więc wiosną prania nam zawsze przybywa, nawet jeśli liczba dzieci jest bez zmian. Po prostu już nie mogę się doczekać, przecież uwielbiam spędzać długie godziny przed moją pralką!

I co, nadal tęsknicie? Ja bardzo, tak bardzo, że na przekór kapryśnej wiośnie przygotowałam dla was Poradnik Wiosenny, w którym będzie można znaleźć mnóstwo informacji o tym, jak aktywnie (i rodzinnie) spędzić wiosnę — będą rowery, hulajnogi, rolki i spacery na nogach, wszystko to, co sprawi, że wszyscy razem będziecie mogli wyjść z domu i cieszyć się tym, że jest coraz cieplej i coraz bardziej zielono!

Ponieważ taki Poradnik to BARDZO dużo pracy, to będziecie musieli zachowywać się cierpliwie — codziennie (od jutra) będę publikować jeden temat! Wszystko zamknę w 3 długich notkach, które pomogą wam ogarnąć wiosnę gadżetowo :) Na razie jeszcze poniższe bannery nie działają, ale od jutra będę je kolejno aktywować!

poradnik rowery

rolki

PIESZO

Artykuł Poradnik wiosenny, czyli jak przetrwać wiosnę pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.


Poradnik wiosenny – Rodzina na rowerach

0
0

Wiosna to absolutnie najlepszy moment na rozpoczęcie przygody z rowerem, bo dzieciaki mają wtedy co najmniej pół roku na oswojenie się z rowerem i zdobycie nowych rowerowych umiejętności, więc jeśli wasz ostatni sezon nie był jeszcze za bardzo rowerowy, to macie przed sobą kolejną szansę na start :) Jazda na rowerze to dla dzieci mega frajda, bez względu na to, czy jadą na rowerku biegowym, na zwykłym rowerze czy na rowerze rodzica — w każdym z tych przypadków jest super. U nas, zanim dzieciaki odkryły hulajnogi, rowery towarzyszyły nam podczas każdego wyjścia z domu, teraz jest to pół na pół, ale i tak każde „Idziemy na rowery?” witane jest entuzjastycznym okrzykiem :)

Kilka rodzinnych rowerowych sezonów dało mi całkiem sporo doświadczenia, którym chętnie się z wami podzielę i podpowiem, na co zwrócić uwagę przy wybieraniu rowerowego sprzętu. Oczywiście żadnej Ameryki tutaj nie odkryję i nie zagłębię się w żadne szczegóły techniczne — od tego mamy kompetentnych sprzedawców w sklepach rowerowych, którzy są w stanie pochylić się nad każdym indywidualnym przypadkiem :)

Przyczepki rowerowe

Przyczepki nie są jeszcze bardzo popularne w naszym kraju, ale na pewno zna je każdy, kto dużo jeździ na rowerze. Jest to sprzęt, który pozwala na najwcześniejsze rozpoczęcie rodzinnej rowerowej przygody. O ile w fotelikach rowerowych zaleca się przewożenie dzieci powyżej 12/18 miesiąca życia, to wśród przyczepek możemy znaleźć takie, którymi będziemy mogli jeździć z niemowlakami. Przyczepki są też często najlepszą (a czasem jedyną) opcją do przewożenia rodzeństwa, więc każdy, kto ma więcej niż jedno małe dziecko, na pewno będzie myślał o zakupie przyczepki.

thule-001

Przyczepka to spory wydatek (te dobre zaczynają się od ok. 2000 zł) i pomimo tego, że część z nich ma dużo więcej zastosowań (niektóre mogą służyć na przykład jako zwykły wózek), to nie każdemu taki zakup będzie się opłacał. Jeśli nie planujemy zbyt częstych rowerowych wycieczek z maluchami, to być może dużo bardziej opłacalne będzie wypożyczenie przyczepki — zwłaszcza że wtedy za stosunkowo nieduże pieniądze możemy wypożyczyć przyczepki najlepszych firm z bardzo bogatym wyposażeniem, co więcej, jeśli nie spodoba nam się dany model, to następnym razem wypożyczymy coś innego, no i nie musimy się też wtedy zastanawiać, gdzie taką przyczepkę będziemy przechowywać :)

Przed zakupem warto sprawdzić amortyzację przyczepki — na naszych polskich drogach dzieci w przyczepce będą narażone na ciągłe wstrząsy, dla starszaków jest to nieprzyjemne, dla maluchów może być niebezpieczne. Jeśli w przyczepce chcemy wozić niemowlę, to musi ono jeździć w specjalnie przystosowanym do tego celu hamaku, który dodatkowo redukuje wstrząsy. I nawet jeśli mamy najlepiej amortyzowane przyczepki, to jadąc z maluchami, powinniśmy wybierać mimo wszystko płaskie trasy, na których nie ma zbyt dużo wybojów (wiem, w Polsce jest to trudne).

Przyczepki są bezpieczniejsze od fotelików, to znaczy wypadek z przyczepką będzie mniej groźny w skutkach niż wypadek z fotelikiem — po pierwsze „upadek” jest wtedy z niższej wysokości, po drugie, dzięki kulowemu zaczepowi, wywrócenie się roweru nie oznacza wywrócenia się przyczepki. Przewrócenie się roweru z fotelikiem, oznacza upadek dziecka.

Przyczepki są dużo wygodniejsze na długich trasach — jeśli marzy się nam dłuższy rowerowy wypad z małymi dzieciakami, to mamy szansę, że upłynie on w lepszej atmosferze — dzieci w przyczepce mają większą swobodę, mogą się bawić, wozić swoje zabawki czy się przespać. Przyczepce niestraszne są też gorsze warunki atmosferyczne — w przypadku deszczu po prostu osłania się przyczepkę i dzieciakom deszcz ujdzie na sucho :)

Ale jeśli ktoś planuje zakup przyczepki tylko po to, żeby wozić dzieci do przedszkola, to mocno bym się nad tym zastanowiła. Jazda z przyczepką po mieście wcale nie jest przyjemna (chyba że mamy w okolicy dużo ścieżek rowerowych), lawirowanie między samochodami czy wciskanie się na wąskie chodniki to męczarnia psychiczna i fizyczna dla rodziców. Na krótkich, wąskich i zakorkowanych odcinkach foteliki będą bardziej praktyczne (jeśli mamy oczywiście możliwość przewiezienia wszystkich dzieci w fotelikach). My zdecydowanie bardziej wolimy zawozić dzieci do przedszkola w fotelikach niż w przyczepce.

Jeśli ktoś chciałby mieć przyczepkę, ale chce oszczędzić, kupując coś taniego, to odradzam. My mieliśmy wątpliwą przyjemność korzystania z takiej przyczepki i o ile przy naszych (starszych) dzieciach i na naszych (krótkich) trasach dało się z tego korzystać, to na dłuższe wycieczki bym jej nie zabrała — brak amortyzacji, wątpliwej jakości pasy, konieczność siedzenia prosto, mało miejsca na nogi i wystająca głowa Franka (miał wtedy ok. 110 cm wzrostu) nie przekonały mnie do zabierania takiej przyczepki w trasy.

Przyczepki godne polecenia, to na przykład te marki Thule czy Croozery.

Foteliki rowerowe

Foteliki są świetne, jeśli chcemy wozić na rowerze maluchy powyżej 12/18 miesiąca (w zależności od tego, kogo pytamy, my uznajemy tę górną granicę) i jeśli nie mamy w zwyczaju jeżdżenia w długie rowerowe trasy. Super sprawdzają się w mieście i moim zdaniem są zdecydowanie najfajniejszym sposobem na dowożenie dzieci do żłobka czy przedszkola (no, chyba że dzieci jeżdżą już same). Ale wybranie fotelika rowerowego wcale nie jest proste — nam to zajęło kilka lat, w których trakcie pożyczaliśmy różne foteliki od znajomych, aż w końcu okazało się, że trzeba je oddać i kupić własne :D

rowery-3

Decydując się na zakup fotelika, szukałam takiego, z którego będzie mogła korzystać i Lila, i Hela (możliwość regulacji długości oparcia na nogi, łatwa regulacja pasów), który pozwoli na szybkie przemontowanie między rowerami i który będzie wygodny zarówno dla małego, jak i starszego dziecka (opcja odchylenia do drzemki, wycięcie w oparciu na kask). Chciałam też, żeby fotelik był montowany z tyłu na ramie (bo montaż na ramie zapewnia dobrą amortyzację). Padło na fotelik Hamax Siesta, który spełniał wszystkie moje wymagania i nie był szaleńczo drogi (zapłaciliśmy za niego chyba 350 zł).

Ponieważ człowiek uczy się każdego dnia, to po zakupie okazało się, że zamontowanie fotelika na rowerze wcale nie jest takie oczywiste i, że nie zawsze standardowe systemy mocujące pasują do naszego całkiem zwykłego roweru. Gdybym miała kupować fotelik po raz drugi, to pewnie wybrałabym ten sam model, ale zakupu dokonałabym w sklepie rowerowym, w którym miła obsługa od razu zamontowałaby mi fotelik na rowerze, usuwając wszelkie problemy. I spokojnie mogłabym w takiej sytuacji zapłacić za fotelik nieco więcej.

Poza naszym fotelikiem istnieje jeszcze tysiąc innych, spośród których możemy wybierać. Przede wszystkim mamy zupełnie inne foteliki montowane z przodu — bardzo interesujące rozwiązanie (znam takich rodziców, którzy je chwalą i takich, którzy narzekają), ale nie zdecydowałam się na nie z powodu własnej raczej wątłej budowy ciała i niskiej wagi — dla mnie wożenie dziecka z tyłu jest już nie lada wyczynem — przy mojej wadze rower, fotelik i dziecko to całkiem sporo do ciągnięcia, więc wiedziałam, że wożenie dziecka z przodu będzie dla mnie jeszcze większym wyzwaniem. Drugą wadą takich fotelików jest ograniczenie wagowe — są przeznaczone dla dzieci do 15 kg, więc Lila i tak by się na nie nie łapała. Bezsprzeczną zaletą fotelika montowanego z przodu jest świetny kontakt z dzieckiem — widzimy je cały czas, możemy z nim rozmawiać, razem obserwować zmieniający się krajobraz. Fotelik montowany z tyłu nie daje niestety takich możliwości. Mnie to przeszkadza, bo czasami chciałabym wiedzieć, czy dziecku w ogóle się podoba jazda na wycieczce, czy obchodzi go to, co mówię, czy mnie słyszy i czy przypadkiem nie zasnęło. Ale niestety nie można mieć wszystkiego.

rowery-8

To, co jest bardzo istotne podczas poszukiwania fotelika, to maksymalne dopuszczalne obciążenie — część fotelików przeznaczona jest dla dzieci do 15 kg, część do 22 kg, są też takie do 36 kg (to takie nakładki do siedzenia na bagażniku dla starszych dzieci). Jeśli ktoś ma duże i ciężkie dziecko albo planuje długo wozić dziecko w foteliku, to powinien raczej zdecydować się na zakup fotelika z ograniczeniem wagowym 22 kg.

Powinniśmy też sprawdzić, czy fotelik można zamontować na naszym rowerze — jeśli kupujemy fotelik renomowanej marki, to nie powinniśmy mieć z tym żadnego problemu, bo tacy producenci najczęściej mają w sprzedaży zamienne akcesoria, które pozwalają na zamontowanie fotelika na bardziej „problematycznym” rowerze (sprawdziłam na własnej skórze). Warto wtedy przed zakupem przestudiować dokładnie instrukcję montażu i sprawdzić, jakie problemy możemy napotkać, ale najlepiej udać się z rowerem do dobrego sklepu, w którym kompetentni sprzedawcy na miejscy dopasują nam fotelik do roweru.

Jeśli chcemy używać fotelika na kilku rowerach, to też nie powinniśmy mieć problemu ze znalezieniem odpowiedniego fotelika — ale wtedy najlepiej dokupić sobie drugi system mocujący i między rowerami przekładać fotelik z metalowym stelażem, będziemy mogli wtedy wypinać i wpinać fotelik jednym kliknięciem (tak jest między innymi w fotelikach Hamax).

rowery-5

Odchylanie się fotelika do tyłu było dla mnie ważne, bo wiem, że Hela jest na tyle mała, że może jej się zdarzyć zasnąć w foteliku. Wolę, żeby miała wtedy, choć minimalny komfort, choć warto pamiętać, że spanie na jadącym rowerze nie jest najwygodniejsze, nie należy więc traktować wycieczki rowerowej jako czasu na drzemkę, ale można jakoś przygotować się na taką sytuację możliwością odchylenia fotelika do tyłu, lub stabilnym podtrzymaniem głowy dziecka (o tym niżej!).

O takich oczywistościach jak pasy nie muszę chyba pisać? Mogą być trzy lub pięciopunktowe, mogą mieć różne systemy zapinania, najczęściej rozpięcie pasów wymaga dość dużej sprawności manualnej i siły w rękach — my się trochę musimy namęczyć, ale mamy pewność, że dziecko samo się nie rozepnie :) Stopy dziecka również powinny mieć ograniczoną możliwość ruchów — w naszym foteliku są to plastikowe zapięcia, które lekko przytrzymują stopę w foteliku. Dzięki temu noga dziecka na pewno nie znajdzie się między szprychami.

Rowerki biegowe

Przygodę z własnym rowerkiem moje dzieci zaczynały od rowerka biegowego, który znają chyba wszyscy rodzice — jest to normalny dwukołowy rowerek, który został pozbawiony pedałów. Dziecko porusza się, odpychając się od ziemi nogami. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy oglądaliśmy dzieciaki na takich rowerkach, to nie mogłam uwierzyć, że 2-3 latki mogą jeździć tak szybko i pewnie, co więcej część z nich nie miała żadnego problemu z utrzymaniem równowagi, kiedy ich nogi były w górze. Coś, co my musieliśmy wymęczyć, rozpędzając się z górki na naszych normalnych rowerkach, oni wyćwiczyli bez problemu na rowerkach biegowych. Bajka!

rowery

Franek zaczął jeździć na rowerze, gdy miał 1.5 roku i zrobił to bez żadnego przymuszania. Najpierw robił to ostrożnie i powoli próbując zrozumieć, jak to działa, a gdy miał niecałe 2 lata śmigał już jak opętany. Pół roku później częściej miał nogi w górze niż na ziemi, a jako 3.5 latek zaczął samodzielnie jeździć na normalnym rowerze z pedałami. Myślałam, że tak mają wszystkie dzieci i wkrótce rowerki biegowe sprawią, że już początkujące przedszkolaki będą umiały jeździć na rowerze. Okazało się, że nie. Lila wcale się na rowerek nie pchała i potrzebowała dużo więcej czasu, żeby zacząć jeździć szybko i pewnie, jako 4.5 latka oswaja się z normalnym rowerkiem i kto wie, być może w tym roku zacznie jeździć samodzielnie.

Uważam, że rowerki biegowe są absolutnie genialnym wynalazkiem, bo dają dziecku możliwość dużo łatwiejszej jazdy i dużo łagodniejszej nauki jeżdżenia na zwykłym rowerku. Mogą być one pierwszym i ostatnim rowerkiem przed zakupem zwykłego rowerka dziecięcego. U nas od ponad 5 lat sprawdza się ciągle ten sam rowerek – Early Rider Classic, który Franek dostał w prezencie od dziadków — drogi, ale świetnej jakości — wiele przeszedł z naszym ekstremalnym rowerzystą i jego siostrą, i przez ten czas musieliśmy jedynie pompować koła i regulować siodełko i kierownicę. Posłuży jeszcze Heli, więc po przeliczeniu ceny zakupu na lata używania i brak kosztów napraw, to był naprawdę świetny wybór!

rowery-10

Z mojej perspektywy w rowerku biegowym (poza jakością) najważniejsza jest jego waga (nie może być zbyt duża), dobre, wytrzymałe koła (te piankowe mogą nie wytrzymać wieloletniej służby w wielodzietnych rodzinach, są też mniej przyczepne, co ma znaczenie przy dużych prędkościach), dobrze wyprofilowane miękkie siodełko (dziecku musi być wygodnie, inaczej nie będzie chciało jeździć), możliwość regulacji siodełka (bo taki rowerek będzie służył przez kilka lat) oraz możliwość ograniczenia skrętu kierownicy (bardzo fajny patent, bo kiedy wsadzamy na rowerek nowicjusza, to możemy mu nieco ułatwić jeżdżenie). Oczywiście przed zakupem warto przymierzyć dziecko do rowerka, bo oczywiście ono do niego i tak kiedyś dorośnie, ale chyba dużo fajniej, jeśli dziecko może zacząć korzystać z rowerka wtedy, kiedy poczuje się gotowe, a nie wtedy, kiedy dorośnie?

Jeśli kogoś interesuje bardziej szczegółowa recenzja naszego rowerka Early Rider Classic, to zapraszam TU, a jeśli ktoś rozważa zakup, to TUTAJ może poszukać najkorzystniejszych ofert.

Rowerki dziecięce

Kiedy nasze dziecko będzie gotowe na rozpoczęcie przygody ze zwykłym rowerem, to na pewno spędzimy trochę czasu w sklepach rowerowych. Wybranie dobrego roweru dla dziecka jest czasochłonne, a ponieważ mamy wtedy do czynienia z dzieckiem, które ma już jakieś oczekiwania w stosunku do roweru, to może być to również wydarzenie nerwowe.

Najlepiej zacząć od zorientowania się jakie rowerki możemy kupić w naszej okolicy. Kupowanie rowerka dziecięcego przez internet jest moim zdaniem niezbyt dobrym pomysłem, bo może się okazać, że rower, który nam przywieźli, jest za ciężki, za duży i zbyt trudny w obsłudze dla dziecka. Zabranie dziecka na rekonesans do sklepów rowerowych prawdopodobnie nadwyręży nieco naszą cierpliwość, ale pozwoli dopasować wielkość rowerka i wybrać taki, którym dziecko porusza się z łatwością.

Jeśli zależy nam na tym, aby dziecko szybko nauczyło się samodzielnej jazdy, to powinniśmy wystrzegać się rowerków zbyt dużych, takich, do których dziecko ma dorosnąć. Jeśli usiądzie na rowerze, a jego stopy nie będą miały stabilnego kontaktu z ziemią, to skończy się to tym, że albo dziecko będzie długo jeździło z bocznymi kółkami, albo będziemy musieli pomagać mu ruszyć, a potem łapać je, zanim się zatrzyma.

rowery-11
Franek na swoim pierwszym „normalnym” rowerze.

Czy dziecko potrzebuje dodatkowych, bocznych kółek? Nie koniecznie — jeśli świetnie porusza się na rowerku biegowym, trzyma równowagę i balansuje ciałem, to może się okazać, że ogarnie samodzielną jazdę po kilku godzinach nauki, podczas której rodzic trzyma rower na kijku, a dziecko uczy się pedałowania. Ale są też dzieci, które pomimo świetnej jazdy na rowerku biegowym będą potrzebowały więcej czasu i więcej stabilności podczas nauki pedałowania, wtedy najlepiej założyć dodatkowe kółka, dać się dziecku nauczyć obsługiwania pedałów a później kółka zdjąć i cieszyć się samodzielną jazdą :) Sama przekonałam się, że nie każde moje dziecko musi jeździć samodzielnie w wieku 3.5 lat ;)

Zakup rowerka w sklepie z kompetentną i skupioną na nas obsługą jest naprawdę nie do przecenienia. Mamy wtedy pewność, że nikt nas nie spławi, ale poświęci czas na znalezienie takiego roweru, który będzie spełniał wszystkie oczekiwania — nasze i dziecka. Mam doświadczenie w kupowaniu roweru w supermarkecie i nie jest ono najlepsze — niestety obsługa sklepu nie miała wiedzy na temat tego, co sprzedaje i nie była mi stanie w żaden sposób pomóc, ani przed zakupem, ani po. Nie mówiąc już o tym, że nie było tam za bardzo miejsca na wypróbowanie nowego pojazdu naszego dziecka.

Kaski rowerowe

To, że dzieci jeżdżą na rowerach w kasku, powinno być dla nas oczywistością, wszelkie argumenty w stylu „jak byliśmy mali, to nie jeździliśmy w kaskach i żyjemy” przestają do nas trafiać, gdy nasze dziecko w trakcie wiosennej wycieczki rowerowej przewraca się i uderza głową o ziemię. Nasza cała trójka jeździ w kaskach od początku, aczkolwiek zdarzały się okresy większej i mniejszej miłości do kasków (co widać na zdjęciu powyżej). Od zawsze wybór kasku był sporym problemem, głównie ze względu na to, że wchodząc do sklepu rowerowego, mieliśmy przed sobą minimum kilkanaście różnych modeli i ciężko było się połapać w tym, co będzie najlepsze dla naszego dziecka. Poniżej znajdziecie kilka rad, które ułatwią wam choć trochę patrzenie się na sklepową półkę z kaskami.

rowery-2

Kształt kasku

Jest kilka rodzajów kasków, które rozróżnić można po ich kształcie. Wśród kasków dziecięcych coraz popularniejszy staje się tzw. orzeszek, który lepiej chroni potylicę (jest bardziej zabudowany z tyłu) niż klasyczne kaski dziecięce. Jest to ważne wtedy, kiedy dziecko jeździ nie tylko na rowerze, ale również na hulajnodze czy rolkach, bo w tych sportach upadki do tyłu nie są rzadkością — jeśli wasze dzieciaki mają zajawkę na te bardziej „wywrotowe” sporty, to lepiej jest im kupić właśnie „orzeszka” – będzie bardziej uniwersalny.

„Orzeszek” sprawdzi się też lepiej, jeśli wozimy dziecko w foteliku rowerowym — dziecku będzie po prostu wygodniej się w nim oprzeć.

rowery-7

Rozmiar kasku

To jest zdecydowanie najważniejszy parametr — kask musi pasować na dziecko, nie może być ani za luźny, ani za ciasny, bo wtedy nie będzie spełniał swojej funkcji. Przed zakupem kasku należy zmierzyć dziecku obwód głowy, a w trakcie wizyty w sklepie przymierzyć kilka różnych kasków, żeby mieć pewność, że kupicie na pewno dobry.

Kaski dziecięce mają regulację obwodu, dzięki czemu jest szansa, że dłużej będą służyły potomkowi. Do tej pory spotkałam się z dwoma rodzajami regulacji. Ten bardziej popularny to pokrętło, którym dopasowuje się obwód wewnętrznej wkładki kasku do głowy, plusem jest łatwość regulacji, minusem to, że przy skręceniu kasku do minimalnego obwodu zewnętrzna skorupa nie przylega do głowy — tutaj moim zdaniem trzeba wykazać się rozsądkiem i jeśli nasze dziecko ma jeździć w maksymalnie skręconej wkładce i kasku, który ma 5 cm szerszy obwód niż ta wkładka, to nie jest to raczej najlepszy wybór.

rowery-13

Kaski marki TSG, które testujemy od kilku tygodni, mają zupełnie inny sposób na regulację wielkości — w środku kasku znajdują się gąbki przyczepione na rzepy do skorupy i te gąbki występują w różnych grubościach — w zależności od tego, czy obwód głowy naszego dziecka jest w dolnej, czy górnej granicy obwodu kasku przyczepiamy cieńsze lub grubsze gąbki. Dopasowanie kasku zajmuje trochę czasu, ale wiem, że teraz kaski są naprawdę dobrze dopasowane i nie muszę już nic regulować :)

Jeśli macie obawy o to, że będziecie musieli często zmieniać kaski, bo przecież głowa dziecku rośnie, to nie martwcie się na zapas. Obwód głowy dziecka między 3 a 15 rokiem życie rośnie średnio o 5.5 cm, kask, który mają moje dzieci, ma 2-3 cm zapasu, więc spokojnie wystarczą na 4-6 lat. Zakup kasku można więc potraktować jak inwestycję długoterminową.

Waga kasku

Waga jest bardzo ważna, bo trzymanie kasku na głowie nie powinno być wysiłkiem dla dziecka. Kask znajduje się na głowie, która jest w ruchu, która się podnosi, przekręca, schyla — każdy ciężki kask będzie obciążeniem. Jest to szczególnie istotne przy wybieraniu kasku dla malucha (np. półtorarocznego dziecka, które będziemy wozić na foteliku rowerowym). Po szybkim przejrzeniu kasków różnych marek widzę, że z pozoru niczym nieróżniące się kaski mogą mieć bardzo dużą różnicę w wadze — najlżejsze ważą mniej niż 200 g, najcięższe niecałe 500 g.

Zazwyczaj kaski typu „orzeszek” są cięższe, bo są bardziej zabudowane, ale okazuje się, że „orzeszki” też mogą być lekkie. Testowane przez nas kaski TSG są jednymi z najlżejszych kasków, jakie znalazłam — kask Heli waży 195 g, kask Franka 250 g, czyli 200 g mniej niż jego stary kask — różnicę czuć nawet trzymając kask w ręku.

Wentylacja

Bardzo istotna jest wentylacja — kaski dziecięce (i nie tylko) powinny mieć otwory na górze, z przodu i z tyłu kasku, dzięki temu głowa dziecka nie będzie się pocić jak mops w trakcie upałów oraz dłuższych wycieczek. Oczywiście pocenia nie da się w ogóle uniknąć, ale mimo wszystko warto ulżyć nieco dziecku.

rowery-6

Zapięcie

Tutaj Ameryki nie odkryję — zapięcie pod brodą musi być regulowane, bo nie może być ani za ciasno, ani za luźno zapięte. No i musi być zapięte — zawsze!

Atesty

Kask, który kupujemy, powinien mieć odpowiednie atesty, informacje na ten temat można znaleźć wewnątrz kasku na naklejce. Jeśli mamy tam oznaczenie CE oraz EN 1078, oznacza to, że kask spełnia wymagania europejskich dyrektyw bezpieczeństwa oraz standardów ustawy EN 1078 dotyczącej kasków dla rowerzystów.

rowery-9

Wygląd

Oczywiście wygląd nie ma znaczenia — do momentu. Może się okazać, że wasze dziecko wcale kasku nie będzie chciało nosić, że będzie krzyczeć, protestować, odmawiać i ściągać go z głowy. Jeśli ta niechęć związana jest z tym, że dziecko kasku nie lubi (a nie jest mu w nim za luźno, za ciasno, za gorąco), to zawsze pomaga samodzielne wybranie wzoru na kasku. W takiej sytuacji warto dać dziecku do wyboru kilka różnych motywów (spośród kasków, które spełniają wszystkie inne wymagania), samodzielnie wybrany kask zawsze chętniej wkłada się na głowę niż coś, co w ogóle nam się nie podoba :)

rowery-12

Czy trudno jest kupić dobry kask dla dziecka? Im więcej nad tym myślimy, tym trudniej. Nie od dziś wiadomo, że ignorancja ułatwia życie ;) Warto jednak zainwestować trochę czasu w poszukiwania, bo jeśli wybierzemy dobrze, to będzie to inwestycja na kilka lat!

Jeśli podobają wam się nasze kaski, to można je obejrzeć i kupić TUTAJ.

Poduszka stabilizująca Sleepfix

Poduszkę Sleepfix testujemy głównie w samochodzie, gdzie przymocowana do fotelika Lili stabilizuje jej głowę podczas snu. Ale ponieważ można jej używać również w fotelikach rowerowych, to postanowiłam ją przetestować i pokazać w Poradniku, bo może być to ciekawe rozwiązanie dla tych rodziców, których dzieci zapadają w drzemki w fotelikach, których nie można odchylić do pozycji półleżącej.

rowery-4

Poduszkę montuje się bardzo łatwo — najpierw przewlekamy dwa paski przez otwory na pasy naramienne w fotelik, a później na każdym z pasków montujemy pół poduszki i zapinamy całość. Kiedy dziecko zaśnie, to poduszkę sczepiamy pod brodą dziecka za pomocą dwóch rzepów (szyja jest przed rzepami zasłonięta, więc nic dziecka w trakcie drzemki drapać nie będzie) i gotowe. Szyja dziecka jest unieruchomiona i nie ma ryzyka, że głowa zacznie opadać. Działa bardzo dobrze zarówno w foteliku samochodowym, jak i rowerowym. Jeśli poduszki nie używamy, to można ją przesunąć na tył fotelika, tak żeby nie przeszkadzała! Warto przemyśleć taki zakup, jeśli borykamy się z opadającą głową śpiącego dziecka, zwłaszcza że poduszkę będzie można użyć też przy foteliku samochodowym.

Sleepfix można kupić na przykład TUTAJ za 169 zł.

Pluszowe plasterki Trostisie

Na koniec coś, co nieco osłodzi ewentualne porażki rowerowe w postaci stłuczeń i zadrapań, które przydarzyć mogą się każdemu początkującemu rowerzyście, ale nie powinny zniechęcać do nauki. Trostisie to pluszowe plasterki, które rozchmurzą każdą smutną buzię po rowerowym wypadku. Jeśli zdarzy się dziecku jakieś skaleczenie, to najpierw nakleja się zwykły plaster z opatrunkiem (może być taki z opakowania Trostisiów i taki zupełnie zwyczajny), a dopiero na to nakleja się pluszowego Trostisia. Efekt fantastyczny — Lila, której pokazałam plastry i dałam jej nakleić jeden na próbę, była zachwycona. Niestety spodobało jej się na tyle, że zaczęła rozmyślać, kiedy może jej się przydarzyć kolejna kontuzja :)

Trostisie dostępne są w trzech wariantach — zwierzątka, świecące zwierzątka i Angry Birds (na szczęście Franek ich nie widział). W jednym opakowaniu znajduje się 6 malutkich plastrów medycznych (czyli z opatrunkiem) i 6 plastrów pluszowych. Biorąc pod uwagę cenę opakowania (15.90 zł), nie jest to raczej produkt do masowego obklejania całego ciała z powodu chęci ponoszenia pluszowego plastra :) Można kupić je między innymi w Mama Gama.

rowery-16

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO JESZCZE POLECAM KUPIĆ NA WIOSNĘ, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WIOSENNEGO.

poradnikwiosenny cover

Artykuł Poradnik wiosenny – Rodzina na rowerach pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Poradnik wiosenny – hulajnogi i rolki

0
0

Moje dzieciństwo przypadało na drugą połowę lat 80. i początek lat 90., i nie było zbyt kolorowe pod względem dostępnych gadżetów (może dlatego teraz takie rzeczy mnie cieszą). Rowery mieliśmy, bo to nawet wtedy była podstawa udanego dzieciństwa, hulajnogę widziałam kilka razy z daleka, bo dużo starszy kolega z osiedla miał (chyba jako jedyny) i dzięki temu dowiedziałam się, jak takie coś wygląda. A rolki pojawiły się w Polsce na tyle późno, że już się nie bardzo w nie wkręciłam — jeździłam na rolkach kuzynki, ale własnych jakoś nie pragnęłam.

Teraz czasy są inne, kiedy przechodzę wiosną pod naszą podstawówką, to widzę dziesiątki przyczepionych do ogrodzenia hulajnóg, nie ma dnia, żebym nie spotkała dzieciaka próbującego swoich sił na rolkach. W dzisiejszych czasach, kiedy robimy się coraz bardziej statyczni, uczenie dzieci miłości do ruchu (i sportu) jest bardzo ważne. To super, jeśli dziecko na krótki spacer do sklepu chce zabrać ze sobą hulajnogę i marzy o tym, żeby po powrocie z przedszkola móc pojeździć na rolkach dookoła bloku. Byłoby jeszcze fajniej, gdybyśmy my sami chcieli się do dzieci przyłączyć. Nie tylko będziemy mogli robić to, czego w dzieciństwie nie mogliśmy spróbować (lub o czym już dawno zapomnieliśmy), ale być może tak to polubimy, że wszystkie nasze krótkie wycieczki będziemy odbywać rodzinnie na hulajnogach, a jeżdżenie na rolkach dookoła bloków stanie się naszą cotygodniową rozrywką :)

Przed wami kilka praktycznych porad oraz polecanych przeze mnie produktów, do udanego śmigania na hulajnogach i rolkach.

HULAJNOGI

PIERWSZA HULAJNOGA – TRÓJKOŁOWA

Jeśli przygodę z hulajnogą ma zacząć małe dziecko (u nas najwcześniej zaczynała Lila w wieku 2.5 lat), to warto na początek kupić hulajnogę trójkołową, na której każde dziecko bardzo szybko nauczy się jeździć. Takie hulajnogi występują w dwóch konfiguracjach — klasycznej (jedno koło z przodu i dwa z tyłu) i zupełnie nieklasycznej (czyli dwa koła z przodu i jedno z tyłu). Dla dzieci, które dopiero uczą się łapania równowagi i poruszanie się na hulajnodze dużo wygodniejsza i bezpieczniejsza będzie opcja z dwoma kołami z przodu — zresztą takie są chyba obecnie najbardziej popularne.

hulajrolki-11
Pierwsze spacery z hulajnogą

Byłoby super, gdyby taka hulajnoga miała również możliwość regulacji wysokości kierownicy — wiadomo, dzieci rosną i fajnie by było, żeby hulajnoga była wygodna nie tylko w tym sezonie, ale również w kolejnym. Bardzo cieszy mnie to, że obecnie nawet najtańsze hulajnogi w Decathlonie mają tę regulację, bo to oznacza, że jeśli ktoś ma ograniczony budżet, to też kupi funkcjonalny sprzęt :) Oczywiście przed zakupem warto się upewnić, w jakim zakresie reguluje się kierownicę i czy na pewno nasze dziecko pod tę regulację się łapie (najczęściej trójkołówki są odpowiednie dla dzieci o wzroście ok. 90 – 120 cm).

Kolejną istotną cechą takiej pierwszej hulajnogi jest jej waga — dziecko nie może mieć problemów z utrzymaniem jej w rękach, a rodzic musi mieć siłę, żeby przez połowę spaceru nieść ją w rękach :) Ale raczej nie powinniśmy mieć problemu ze znalezieniem hulajnogi ważącej mniej niż 2 kg :)

hulajrolki-13

Jeśli już wiemy, ile kół ma być z której strony, jak ma wyglądać kierownica i ile ma pokazywać waga, to możemy zacząć wybierać wymarzoną hulajnogę dla naszego dziecka. Opcji jest wiele, ale ja wrzucę je do dwóch worków — opcja ekonomiczna i opcja na bogato, obie są w sumie równie dobre :)

W pierwszej opcji za naprawdę całkiem dobrą trójkołową hulajnogę płacimy w sklepie sportowym ok. 90 zł. Hulajnoga na pewno przetrwa dwa lata (na tyle jest gwarancja), choć u nas jeździ już trzecie sezon i nadal działa. Po takim czasie możemy kupić dziecku nową dwukołową już hulajnogę.

My kupowaliśmy dwie hulajnogi naraz, które w założeniu miały być na próbę (bo przecież nie wiadomo, czy dziecku w ogóle będzie odpowiadać taka aktywność) i było mi bardzo na rękę zapłacenie za dwie hulajnogi 150 zł zamiast 600 zł. Zwłaszcza że te hulajnogi sprawdziły się świetnie na początek — dzieciaki szybko nauczyły się na nich jeździć i nie czułam żalu, kiedy widziałam, jak te hulajnogi upadają, są przecierane czy ciągnięte po ziemi. Do tego były lekkie i łatwo składane, więc mogłam je w trakcie spaceru po prostu wrzucić pod wózek.

Ale nie powiem, marzyła mi się cudowna hulajnoga Mini Micro (za 299 zł), którą zachwalały wszystkie znajome mamy. Mini Micro jest hulajnogą świetnej jakości, lekką, z regulowaną kierownicą i możliwością dostosowania jej do potrzeb znacznie młodszych dzieci niż te, które zazwyczaj zaczynają jazdę na hulajnodze. Mini Micro może stać się jeździkiem i pchaczem dla 18 miesięcznego szkraba i z powodzeniem urozmaicać wspólne wyjścia i ćwiczenie chodzenia na spacery bez wózka. To wszystko daje nam Mini Micro Baby Seat, które po tym, gdy przestanie być jeździkiem stanie się trójkołową, bardzo porządną hulajnogą. Świetne rozwiązanie dla rodziców, którzy szukają czegoś dla takiego brzdąca i, którzy liczą na długoletnią inwestycję. Niestety wydanie 429 zł na taki super zestaw nie jest łatwą decyzją, choć ja się waham, bo marzy mi się taki zakup dla Heli (hmmm, chyba właśnie znalazłam pomysł na składkowy prezent na drugie urodziny :D).

HULAJNOGA DWUKOŁOWA

Kiedy dziecko zaczyna śmigać na trójkołówce jak opętane, to znak, że pewnie sobie poradzi na hulajnodze dwukołowej. U nas Franek (lat wtedy 5,5) po prostu pewnego dnia przyszedł i powiedział, że jego koledzy mają hulajnogi na dwóch kółkach i on już nie chce jeździć na takiej dziecięcej. A że zbliżał się Dzień Dziecka, to hulajnoga wydała się wymarzonym prezentem.

hulajrolki-9

Przy drugiej hulajnodze nie chciałam już oszczędzać, bo wyszłam z założenia, że Franek ma zajawkę na hulajnogę, więc nie kupuję czegoś na próbę, ani na leżenie w garażu, no i nie miała być to hulajnoga na 2 lata tylko na wszystkie pozostałe lata, do czasu aż Franek nie znajdzie jakiejś porządnej pracy! Tym razem moja uwaga skierowała się w stronę hulajnóg Micro i nasz wspólny wybór padł na Micro Sprite — niewielką, składaną hulajnogę, na której może jeździć również dorosła osoba i która przeznaczona jest do jeżdżenia raczej po gładkich nawierzchniach. Cena była przystępna (399 zł), w związku z czym Franek rozpoczyna właśnie drugi sezon na hulajnodze Sprite. Jedna wada, którą udało nam się znaleźć to niszczenie gąbki pokrywającej rączki, ale na to jest sposób — wystarczy kupić neoprenowe osłony na rączkę :)

Nasza hulajnoga dwukołowa to raczej średnia półka, możemy kupić dziecku zarówno coś znacznie tańszego (polecam przejrzeć ofertę Decathlonu), jak i coś znacznie droższego (np. hulajnoga Micro Speed+). Nie powinniście mieć więc problemu z dobranie czegoś, do własnych oczekiwań :)

MAMABOARD

No dobra, dzieci już śmigają na swoich nowych hulajnogach wokół matki, a matka, zamiast jechać razem z nimi z rozwianym włosem i uśmiechem na twarzy, prowadzi wózek z najmłodszą latoroślą. Znam to bardzo dobrze, bo choć od dawna mam już własną, prześliczną terenową hulajnogę (o TUTAJ możecie o niej poczytać), to na spacerach jestem tą, która prowadzi wózek z Helą.

Wielka była więc moja radość, kiedy na Targach Kids’ Time zobaczyłam Mamaboard, czyli deskorolkę doczepianą do wózka biegowego. Mamaboard stworzona została z myślą o wózkach biegowych TFK, ale okazało się, że do mojego Bugaboo Runnera też można ją doczepić! I już od paru tygodni od czasu do czasu zawożę Helę do żłobka właśnie na Mamaboardzie przyczepionym do Bugaboo Runnera. Takiej furory na naszym osiedlu nie było od czasu, kiedy szpanujący szybką jazdą dostawczak zarysował nasz samochód.

hulajrolki-3

Na serio Mamaboard sprawia, że poznaję nowych sąsiadów, bo każdy chce mi coś powiedzieć, kiedy widzi mnie na hulajwózku :) No i mamy już jedną deklarację od geodetów, że mamaboard przekonał ich do posiadania potomstwa (działa lepiej niż program 500+, co nie?).

Poza tym, że Mamaboard zwiększa rozpoznawalność i popularność na osiedlu, jest bardzo fajnym sposobem na spacery z dzieckiem. Teraz wszyscy możemy wyjść na wycieczkę na hulajnogach, nikt nie jest odrzucony (nawet Hela). To, co w tej desce przeszkadza, to bliska odległość między osobą jadącą na desce a rączką wózka, ale to może wynikać z tego, że mamaboard nie został stworzony dla Runnera tylko zupełnie innych wózków biegowych (grunt, że pasuje).

hulajrolki-2

Cena Mamaboard nie jest bardzo wysoka (ok. 360 zł), ale trzeba mieć też wózek biegowy (kompatybilny z tą deską). Instalacja deski na zwykłym wózku raczej nie będzie możliwa (bo zwykłe wózki nie mają tak wielkich kół, jak biegowe), no i będzie niebezpieczna. Jeśli ktoś z was zastanawia się nad zakupem deski, ale nie jest pewien czy będzie pasować do wózka, to pamiętajcie, że towar zamówiony przez Internet można zwrócić, jeśli okaże się, że nie pasuje. Dla mnie Mamaboard jest zdecydowanie najfajniejszym wiosennym gadżetem :)

ROLKI

Przygodę z rolkami dopiero zaczynamy i tak, jak w przypadku hulajnogi postawiłam na opcję „kup najtańsze, bo może się okazać, że wcale nie będą chcieli na tym jeździć”. Wybrałam więc decathlonowskie rolki Oxelo Play 3 za 79,99 zł z regulacją wielkości kapcia o 3 rozmiary (moim zdaniem działa to tak sobie, ale nie będę się czepiać, skoro wzięłam najtańsze) i z możliwością ustawienia opcji stabilizującej w rolkach Lili (zamiast trzech kół jedno za drugim można ustawić dwa z tyłu i jedno z przodu), dzięki czemu najmłodsze dzieci mogą nieco milej rozpocząć przygodę z rolkami.

hulajrolki-6

Oczywiście rolki można kupić za znacznie większe kwoty, pytanie tylko czy początkujące dziecko faktycznie skorzysta z bardziej profesjonalnych rolek, no i duża kwota może być bolesna, jeśli dziecko powie nam po pierwszych próbach, że tego sportu to ono na pewno uprawiać nie będzie.

Rolki okazały się chyba najbardziej wywrotowym sportem, na który się zdecydowaliśmy, serio są gorsze niż łyżwy, bo na łyżwach dzieci są chociaż grubo ubrane i nie trą o asfalt :) Zrozumiałam dlaczego we wszystkich szkołach rolkarskich napisane jest: „Dzieci poniżej 12 roku życia nie będą wpuszczane na zajęcie bez kasku i kompletu ochraniaczy”. No i bardzo szybko dałam się przekonać, że wysłanie dzieci do szkółki rolkarskiej to wcale nie jest głupi pomysł, instruktorzy nauczą ich jeździć na rolkach dużo lepiej niż zrobiłabym to ja :)

KASKI

O kaskach dużo pisałam we wpisie rowerowym, więc nie chcę się powtarzać. Przeczytajcie wszystko, co tam jest. Najważniejszą rzeczą, o której trzeba pamiętać w przypadku kasku na rolki (oraz bardziej wyczynowe jeżdżenie na hulajnodze) jest jego kształt, powinien być to „orzeszek”, który chroni potylicę dziecka, co jest niezbędne przy upadkach do tyłu.

hulajrolki-8

OCHRANIACZE

Moje dzieci nie korzystały z ochraniaczy ani podczas nauki jazdy na rowerze, ani na hulajnodze. Nie zdarzały im się tak spektakularne upadki, żeby konieczne były ochraniacze, ale rolki to jednak jest zupełnie inna bajka. Na początku dziecko non stop leży — na kolanach, na łokciach i na rękach. Wiadomo, od zdartej skóry nie umrze, ale ochraniacze nie chronią tylko przed zdartą skórą, ale również przed kontuzjami, dają też dziecku wsparcie psychologiczne — nawet jeśli 100 razy upadnie, to nic mu nie jest, więc się nie zniechęca.

hulajrolki-4

Obecnie testujemy ochraniacze marki TSG, które są nie tylko bardzo wytrzymałe, ale również łatwe w obsłudze — nakolanniki i nałokietniki wsuwa się na rękę lub nogę i dodatkowo przypina na rzepy. Jeśli ochraniacze zakładamy na spodnie i bluzę, to nie musimy zakładać ich na nogi i ręce, tylko przypiąć samymi rzepami. Kiedy na początku założyliśmy cały komplet, to miałam wrażenie, że dziecka pod tymi ochraniaczami prawie nie widać i że to chyba jest jednak lekka przesad, a później zobaczyłam, jak wygląda praktyka i zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno wszystkie newralgiczne miejsca są zasłonięte :) Po pierwszych jazdach z ochraniaczami jestem nimi zachwycona, bo Franek leżał na asfalcie już tysiąc razy, ale ani razu nie narzekał :)

Plusem dobrych ochraniaczy jest na pewno ich wytrzymałość, na pewno posłużą Frankowi przez najbliższe lata (obstawiam minimum 5 lat). Jeśli komuś podobają się nasze ochraniacze, to można kupić je między innymi TUTAJ (są też w innych kolorach).

hulajrolki-5

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO JESZCZE POLECAM KUPIĆ NA WIOSNĘ, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WIOSENNEGO.

poradnikwiosenny cover

Artykuł Poradnik wiosenny – hulajnogi i rolki pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Poradnik wiosenny – piesze wyprawy

0
0

Kiedy na dworze robi się cieplutko, to wychodzimy ze swoich norek, jak małe robaczki, które stęskniły się za widokiem słońca. Jest nas wtedy więcej — w parkach, na placach zabaw, w lasach, na plażach i w górach. Wiemy, że słońce i ciepło mamy tylko przez kilka miesięcy, więc musimy się nim nacieszyć, zanim znowu zapadniemy w zimowy sen, a miejski krajobraz przykryje się brudnym, rozjechanym przez samochody śniegiem. Uśmiecham się na samą myśl o wycieczce do lasu w ciepły dzień i choć teraz jeszcze pogoda lubi być kapryśna, to uciekam na długie spacery, gdy tylko pokazuje się trochę słońca, a wiatr robi się ciepły, a że jakoś tak się w życiu porobiło, że mam trójkę dzieci, to rzadko te ucieczki są samotne :)

Chciałam się z wami podzielić kilkoma radami na temat tego, jak się zorganizować podczas pieszych wycieczek z maluchami i pokazać wam, co może wam się w trakcie wypraw przydać — będzie więc o wózkach, chustach, nosidłach i kilku innych niezbędnych gadżetach.

PIESZE WYCIECZKI Z MALUCHEM (ok. 0-2 lata)

WÓZKI

dsc_1698-001

Wózki są chyba najpopularniejszym środkiem transportu maluchów. Nic w tym dziwnego — zazwyczaj łatwiej się pcha, niż nosi, chociaż jest bardzo dużo czynników, które mogą zniechęcać do wędrowania z wózkiem. Jeśli nasze dziecko lubi jeździć wózkiem, jest mu wygodnie i może przybrać w nim najlepszą dla siebie pozycję, to super, jeśli do tego wózek nadaję się do jazdy w wybranym przez nas terenie i nie jest koszmarnie ciężki, to prawdopodobnie będziemy zachwyceni wspólną wędrówką z wózkiem.

Ale może zdarzyć się tak, że wózek popsuje nam i dziecku wycieczkę. Mnie zdarzały się takie pomyłki — zabierałam wózek, na pozornie niezbyt trudną wycieczkę, po czym okazywało się, że w połowie trasy klęłam na wózek jak najęta. Na szczęście możecie uniknąć moich błędów:

  • Dokładnie przeanalizujmy trasę, żeby nie rozpaczać nad własną głupotą

Ja wiem, że jak się w Zakopanem zapytamy o to, czy na Giewont, Rysy i Kasprowy Wierch da się wjechać wózkiem, to zawsze usłyszymy „Tak!”, no bo na pewno się da, pytanie tylko czy MY chcemy to robić :) Niejednokrotnie widziałam, jak na popularnych górskich szlakach okazywało się, że wózek trzeba jednak przez jakąś część trasy nieść, przenosić, przepychać lub wpychać. Chodząc z dziećmi po górach, nauczyłam się jednego — na górskie trasy (nawet takie płaskie) zabrać można wózek terenowy (taki naprawdę terenowy, a nie parasolkę o nazwie „Terrain”), każdy inny prędzej czy później stanie się ciężarem. Oczywiście dacie radę, bo ostatecznie jeden rodzic może na rękach nieść dziecko, a drugi wózek, ale nie o takiej wycieczce myśleliśmy :)

  • Przypatrzmy się wózkowi przez kilka minut, zanim zabierzemy go ze sobą

Jeśli jeździmy wózkiem tylko po mieście, to nie mamy wyobrażenia, jak jeździ się nim po lesie, po plaży, czy w górach. Dlatego warto szczególnie długo badać jego koła i amortyzację — bo blokujące się na korzeniach małe (i nie daj Boże podwójne) koła będą doprowadzać nas do obłędu, a brak dobrej amortyzacji sprawi, że nasze niemowlę nauczy się mówić „ra-a-a-a-tu-u-u-u-n-k-u-u-u-u!”. Nie chcecie takiej wycieczki!

  • Nie traktujmy wózka jak wielbłąda, bo ostatecznie to my nim zostaniemy

Jupi! Mamy super terenowy, duży wózek, z dużymi pompowanymi kołami, z amortyzacją i do tego jego waga jest świetna — tylko 10 kg! A najlepszy jest ten OGROMNY kosz pod wózkiem. Ale super! Zmieszczą się tam nasze kurtki i prowiant, i jeszcze butelki z wodą wpakujemy, do tego wszystkiego dojdzie tam nasze kochane 10 kilo dziecka i wio! A w zasadzie prr… Państwo tego nie popchną! To znaczy na początku tak, będzie świetnie, tylko potem się okaże, że pchanie załadowanego wózka, to pchanie wózka (10 kg i więcej), dziecka (minimum 3 kg i w górę!) i całej reszty (tyle ile się zmieści w koszu). Jak do tego dojdzie wyboista droga, może jakieś wzniesienie i żar lejący się z nieba, to zdechniemy! Mamy świetny, terenowy, ale niezbyt lekki wózek i dziecko. Całą resztę lepiej wrzucić sobie do plecaka, wtedy już po pierwszych metrach okaże się, że połowa plecaka jest zbędna i lepiej od razu zostawić to w domu.

  • Zanim weźmiemy wózek, zastanówmy się 10 razy, czy na pewno będzie lepszy od chusty/nosidła

To jest bardzo dobre ćwiczenie. Wózki są naprawdę wygodne, ale często mają bardziej ograniczone możliwości niż nasze nogi — my wejdziemy prawie wszędzie, wózek nie. Wózek zajmuje ręce, a być może wolne ręce będą konieczne podczas tej wycieczki. Kilka dni spędzonych w Wenecji tylko z chustą i nosidłem dało się mojemu kręgosłupowi we znaki, ale i tak nie żałuje — wiem, że tam każdy, nawet najmniejszy i najlżejszy wózek były kosmicznie niewygodny i, że mój kręgosłup bardziej by się nacierpiał od ciągłego schylania się po wózek i wnoszenia go po schodach.

Miałam całkiem sporo wózków, którymi mogłabym wjechać na Rysy, ale te, które oceniam najlepiej w kategorii „terenowość” to Bumbleride Indie :)

CHUSTY

chustonosidła

Chusty tkane są zdecydowanie najbardziej uniwersalnym gadżetem do noszenia dzieci — można w nich bardzo bezpiecznie nosić noworodka, ale trzylatka też bez problemów poniesiemy, można je zamotać z przodu i z tyłu, może nosić je filigranowa mama i bardzo duży tata, zawsze będą pasować do naszych wymagań. Jest tylko jeden malutki problem — trzeba umieć je motać i to dobrze, bo tylko dobrze zamotana chusta daje komfort i odpowiednią pozycję maluchowi i rodzicowi. Nasza pozycja jest równie ważna, co pozycja dziecka, bo jeśli nadmiernie się przeciążamy nieumiejętnym motaniem, to po kilku godzinach chodzenia padniemy z bólu i niewygody.

Jeśli motanie ogarnęliśmy w stopniu wystarczającym, to możemy zacząć nosić! Aaaaa, jednak nie! Najpierw musimy kupić chustę, a przed dokonaniem zakupu skończyć Wyższą Szkołę Korzystania z Forów Chustowych i Rozpoznawania Chust na Zdjęciach — na serio, dla mnie kupowanie chusty to jest jakiś dramat. Mimo że jako Doradca Noszenia całą teorię mam w małym palcu, to jednak każdy zakup konsultuję z Zamotaną Martą.

Chust na rynku jest milion, dosłownie milion chust w tysiącach rodzajów i nawet ja, patronka matek gadżeciar nie objęłam ich swym umysłem :D Mimo to, podejmuję się zadania wyjaśnienia wam, jaką chustę kupić (jeśli chcecie motać) :)

Po pierwsze odradzam chusty elastyczne — sama od takiej zaczynałam i nie byłam z niej zadowolona — jest łatwiejsza w obsłudze niż chusta tkana, ale ma bardzo ograniczone możliwości, jeśli chodzi o motanie — nie nadaje się do noszenia ciężkich dzieci, wiąże się ją tylko z przodu i bardzo kiepsko się ją dociąga. Szczerze mówiąc, jeśli ktoś koniecznie chce nosić w teoretycznie prostszej do zamotania chuście elastycznej, to lepiej, żeby kupił nosidło Close Caboo, które uszyte jest właśnie z chusty elastycznej, ale daje znacznie lepszą możliwość dociągnięcia chusty i korygowania pozycji dziecka.

close
Hela w nosidle Close Caboo

Najlepsze do noszenia są chusty tkane, ale żeby nie było łatwo — nie każda chusta tkana jest dobra. Musi być to chusta o splocie skośno-krzyżowym, bo taki splot sprawia, że chusta „pracuje”, czyli wyciąga się po skosie, ale nie zmienia swojej długości, trzyma napięcie, ale nie pozwala na zbyt mocne dociągnięcie. W kontrze do takich chust są tzw. pościelówy, czyli chusty o splocie prostym. Miałam wątpliwą przyjemność motania czegoś takiego i odradzam, niech cena was nie kusi. Jeśli jednak trudno wam się oprzeć, to przed zakupem spróbujcie zamotać dziecko w prześcieradło — efekt będzie taki sam.

fot. Zamotani
fot. Zamotani

Ważny jest materiał, z jakiego wykonana jest chusta — może być to sama bawełna lub bawełna z domieszką (np. lnu, jedwabiu, bambusa). Te domieszki dają różne efekty — jedne się trudniej dociągają, inne się ślizgają. Ogólnie rzecz biorąc, różnie może z nimi być, stuprocentowa bawełna jest stuprocentową bawełną, i jest całkowicie przewidywalna. Na początek najlepiej jest mieć chustę bez domieszek, bo będzie nam łatwiej się na niej wprawiać.

Jeśli chodzi o wzory na chustach, to najłatwiej jest się uczyć na chustach w paski i od takich dobrze zacząć, ale jeśli nie planujemy kupować więcej niż jednej chusty, a chcielibyśmy mieć coś bardziej spektakularnego wizualnie, to możemy zaszaleć i zrezygnować z pasków — ważne, żeby krawędzie miały różne kolory i żeby oznaczony był środek chusty — resztę się ogarnie :)

Ważna jest długość chusty, bo za długa będzie nas wkurzać, za krótka nie pozwoli motać „chustochłonnych” wiązań. Długość zależy nie tylko od tego, jak chcemy dziecko motać (chusta na kieszonkę musi być dłuższa niż chusta na kangurka), ale też od gabarytów rodzica. Ja (mam 168 cm i jestem raczej drobna) mam chustę o długości 3.6 (na kangurka i plecak prosty) i 4.6 (na kieszonkę). Jeśli nie planujemy mieć więcej niż jednej chusty, to lepiej kupić dłuższą — zamotamy z niej wszystko, a wiszące końce ogarniemy inaczej :)

Wszyscy w Internecie piszą, że najlepiej kupić chusty używane, bo takie są już „złamane” – czyli są bardziej miękkie i łatwiej jest w nich motać, ale moim zdaniem, jeśli na chustach się kompletnie nie znamy, to jednak lepiej kupić nową i maltretować ją, żeby się szybko złamała. Kompletnie zielona młoda mama po prostu nie będzie wiedziała, czy to, co kupuje, jest dobre, nie zrozumie połowy wyrazów, które znajdują się w ogłoszeniu i nie będzie wiedziała, czy to jest prawda, czy nie. Ale jeśli ktoś wam może w zakupie pomóc, to super, rozglądajcie się wtedy za używanymi :)

Ja w moim rosnącym stosie chust mam tak naprawdę głównie chusty używane, które bardzo lubię, ale muszę przyznać, że żadna z nich nie dała mi takiej radości z posiadania, jak pachnącą nowością, zapakowana w pudełko chusta Hoppediz (ta szara na zdjęciu ze spaceru). Faktycznie, jako nieużywana chusta, nie nosi się (jeszcze) tak dobrze, jak te starsze, ale i tak polubiłam ją od pierwszego zamotania!

Na koniec napiszę jeszcze krótko o chuście kółkowej, która jest bardzo ciekawą chustą, ale nie nadaje się na długie spacery z małym dzieckiem. Jest to kawałek chusty tkanej zszyty z jednej strony z dwoma dużymi (najczęściej) metalowymi kółkami, przez które przeciągamy koniec chusty. W takiej chuście rodzic obciąża tylko jedno ramię, co bywa bardzo niewygodne. Plusem jest to, że motanie takiej chusty jest dużo szybsze, więc jest to świetne rozwiązanie na szybkie wypady. Mnie osobiście chusta kółkowa spodobała się dopiero, gdy Hela skończyła rok, przy tak ruchliwym dziecku szybkie motanie okazało się zbawienne, a ja przestałam wtedy zwracać uwagę na tę asymetryczność.

NOSIDŁA

chustonosidła-5

„Droga Marysiu! Nie ważne ile napiszesz wpisów o chustach i ile wrzucisz zdjęć w chuście, to i tak będę oporna i Ci nie ulegnę! Napisz tu coś o nosidłach, bo nosić będę, ale po mojemu!” Jeśli ktoś z was czytając poprzedni punkt, układał sobie w myślach tę wiadomość, to mam dobrą nowinę. Teraz będzie o nosidłach.

Nosidła są bardzo fajnym gadżetem do noszenia siedzących dzieci, niestety nie wszystkie nosidła są fajne, więc przed zakupem trzeba się co nieco zainteresować tematem, żeby wiedzieć, co wybrać. Czy można nosić w nich dzieci, które jeszcze nie siedzą? Oczywiście, że można, nie jest to zabronione, aczkolwiek trzeba wiedzieć, że nie jest to dla dzieci najlepsze, bo dziecko w nosidle jest spionizowane (czyli jego kręgosłup nie ma wtedy pozycji naturalnej dla tego etapu rozwoju).

MPierwsza rzecz, którą trzeba przed zakupem nosidła ogarnąć, to zrozumienie jak wygląda dobre nosidło — dobre nosidło to takie, w którym dziecko nie wisi, tylko siedzi. W wisiadłach panel (czyli ten materiał, na którym opiera się pupa dziecka) jest wąski, co Międzynarodowy Instytut ds. Dysplazji Bioder uznał za potencjalnie szkodliwe dla rozwoju stawów biodrowych niemowląt. W nosidłach panel jest szeroki, daje dziecku lepsze podparcie, a stawom biodrowym mniejsze obciążenie. Co ważne — panel powinien sięgać dziecku od jednego do drugiego dołu podkolanowego — jeśli jest węższy, to nogi lecą w dół, zwiększa się siła działająca na staw biodrowy, prostuje się kręgosłup. Jeśli panel jest za szeroki, to dziecko robi szpagat i zmuszone jest odchylić się do tyłu. Są nosidła, w których szerokość panelu można regulować, co oznacza, że starczy ono na dłużej.

Kolejny ważny element to miękkość panelu, żeby był on wygodny i dobrze przytrzymywał plecy dziecka, to musi być miękki — w dobrych nosidłach panele są uszyte najczęściej z kawałka materiału (czasem jest to jedna, czasem kilka warstw). Panel na całej długości kręgosłupa musi przyklejać dziecko do rodzica, co jest szczególnie istotne, gdy dziecko zasypia w nosidle, wtedy jego mięśnie puszczają i tylko panel trzyma je w pionie — jeśli będzie sztywny, nieprzylegający do dziecka na całej długości pleców, to nie będzie dobrze stabilizował pozycji dziecka.

Przy wyborze nosidła musimy zwrócić też uwagę na wysokość panelu — czyli jak wysoko sięga dziecku nosidło, gdzie kończy się materiał. Jeśli nosimy malucha, który w nosidle zasypia, to panel powinien sięgać karku, wtedy mamy pewność, że nawet podczas snu dziecko będzie ustabilizowane. Jeśli nosimy starszaki, które w nosidle nie śpią, to panel może kończyć się na wysokości pach — takie dzieci ręce będą wyciągać na zewnątrz nosidła i sterować rodzicem przez ciągnięcie za włosy :D

Jeśli wiemy już, na co zwrócić uwagę, to pora dowiedzieć się, co możemy wybrać. Ponieważ interesują nas tylko nosidła o szerokim i miękkim panelu, to szukać powinniśmy wśród nosideł ergonomicznych, których w Polsce jest od groma. Niestety nie ma takiego jednego, idealnego, które pasować będzie wszystkim.

Mei-Tai

Pierwsza grupa nosideł, które warto polecić to nosidła Mei-Tai, brzmią bardzo orientalnie i mogą wydawać się skomplikowane w zakładaniu — ale jeśli ktoś choć raz spróbuje zamotać chustę, to Mei-Tai będzie dla niego banalnie prosty :) Mei Tai to uszyty panel, którego pas biodrowy i pasy naramienne są całkowicie wiązane. Zawiązujemy na sobie najpierw pas biodrowy, przytulamy dziecko, przykrywamy je panelem i wiążemy pasy naramienne, umiemy zawiązać Mei-Tai już po pierwszej przymiarce :) W Mei-Tai można nosić zarówno z przodu, jak i z tyłu. Można kupić gotowe nosidło lub uszyć na zamówienie, tak, żeby było idealnie dopasowane do dziecka, te nosidła nie mają regulacji szerokości panelu, więc trzeba zwrócić uwagę, czy szerokość panelu będzie odpowiednia dla naszego dziecka.

Nosidło Mei-Tai doux-doux

Nosidło hybrydowe

Hybryda to nosidło, którego pas biodrowy zapinany jest na klamrę (lub na rzep), ale pasy naramienne są wiązane. Wyglądają mniej skomplikowanie od Mei-Tai, ale są chyba bardziej popularne. Można w nich nosić na przodzie i na plecach. Część nosideł hybrydowych ma możliwość regulacji szerokości panelu — tak jest na przykład w Bondolino czy Storchenwiege. Bondolino to jest nosidło, które mam od niedawna i naprawdę szczerzę żałuję, że nie wpadło w moje ręce wcześniej, bo panel sięga Heli tylko do pach, więc długie, usypiające wędrówki w Bondolino odpadają, a szkoda, bo jest to bardzo wygodne nosidło!

chustonosidła-8
Hela w Bondolino

Nosidło klamrowe

Chyba najbardziej popularny rodzaj nosidła, bo to właśnie w tej grupie znajduje się Tula i Manduca. Kiedyś uważałam, że nie ma nic lepszego od nosidła klamrowego, ale kurs Doradcy Noszenia nieco zmienił moje nastawienie do niego.

Nosidło klamrowe to nosidło, którego pas biodrowy i pasy naramienne zapinane są na klamrę. W tych nosidłach pasy naramienne mają nieco inny przebieg niż w hybrydach i Mei-Tai, bo dolna część pasa naramiennego zszyta jest z panelem mniej więcej w jego połowie — dociągnięcie pasów naramiennych powoduje więc ucisk w połowie pleców dziecka, co automatycznie wymusza wyprost kręgosłupa. Maluchy, które jeszcze nie stoją, mają naturalnie zaokrąglony kręgosłup i nie powinniśmy na siłę go prostować.

Hela w Tuli
Hela w Tuli

Z nosideł klamrowych polecam Tulę, chociaż przed zakupem należy koniecznie przymierzyć się do niego, żeby mieć pewność, że szerokość panelu jest odpowiednia dla naszego dziecka. Jeśli marzy nam się coś ekstra i możemy sobie pozwolić na większy wydatek, to warto pomyśleć o uszyciu nosidła na miarę (naszą i dziecka). W tym miejscu muszę polecić polskie szyte na miarę nosidła Madame Googoo, które są małymi dziełami sztuki — przepiękne, świetnie uszyte i przyciągające uwagę. Od roku powstrzymuje się przed uszyciem takiego dla Heli, naprawdę nie jest łatwo!

googoo
Szyte na zamówienie nosidła Madame Googoo

To, co? Wiecie już czego szukać? Gdybyście chcieli być idealnymi rodzicami niechustowymi, to zaczynajcie noszenie od Mei-Tai i nosideł hybrydowych, a na klamrowe decydujcie się, dopiero gdy dziecko samo stanie :) Ale, że idealni być nie musicie, to możecie wybrać zupełnie inaczej — ważne, żeby nosidło było prawdziwym nosidłem ergonomicznym i, żeby nie było na dziecko ani za małe, ani za duże. Na pewno będzie wam świetnie służyć podczas wypraw po bezdrożach :)

PIESZE WYCIECZKI ZE STARSZAKIEM (2+)

NOSIDŁA TURYSTYCZNE

wedrowanie-22

Jeśli chodzimy na wyprawy ze starszakiem, to dochodzi nam możliwość niesienia go w nosidle turystycznym — to coś, co wygląda jak górski plecak, z którego wystaje głowa dziecka :D Możecie się zapytać, dlaczego polecam coś takiego dla starszaka, skoro producenci piszą, że można w nim nosić dzieci dziewięciomiesięczne (czasem nawet półroczne). Nosidło turystyczne to takie miękkie krzesło z pasami, dziecko w nim siedzi dokładnie tak samo, jak w krzesełku do karmienia. Czy jest to pozycja, w której zabralibyście ledwo siedzące dziecko na długą wędrówkę? Raczej nie. Ale dla starszaka, który sam biega i potrzebuje od czasu do czasu odsapnąć w pozycji siedzącej, będzie to bardzo dobre rozwiązanie.

Ja bardzo lubię takie nosidła właśnie dla 2-3 latków, które część trasy pokonują samodzielnie i potrzebują wsparcia po dłuższym czasie spędzonym na własnych nogach. Zresztą Lila była w naszym nosidle turystycznym noszona również w wieku 4 lat, bo jest wyjątkowym maruderem na szlaku :) Na co warto zwrócić uwagę przy zakupie takiego nosidła?

  • wygoda dziecka – to jest szczególnie istotne, jeśli chcemy nosić mniejsze dzieci (czyli takie, które same nie pójdą za daleko), jeśli dziecku nie będzie wygodnie, nie będzie mogło się wygodnie oprzeć, to nie będzie chciało tam siedzieć. Przy starszaku poradzimy sobie, każąc mu iść na nogach, ale przy maluchu to raczej nie działa. Warto przed zakupem przymierzyć do nosidła dziecko, zobaczyć, czy w ogóle takie coś mu odpowiada
  • wygoda noszącego – jeśli nosidło nie będzie dla nas wygodne, to nie będziemy w nim nosić, dlatego ważne jest, żeby pas biodrowy był wygodny i regulowany, żeby szelki były szerokie (wąskie będą się wrzynać w nasze ramiona) i żeby pas piersiowy nas nie uciskał
  • waga nosidła – w nosidle będziemy nosić raczej ciężkie dziecko, do tego dziecko będzie miało sporą swobodę ruchów, co dodatkowo zmniejszy przyjemność noszenia, więc tylko naprawdę lekkie nosidło nie doprowadzi nas do rozpaczy. Moje nosidło waży niecałe 2 kg, ale są też takie ważące dwa razy więcej — zanim na któreś się zdecydujemy, pomyślmy, ile sami jesteśmy w stanie unieść
  • maksymalne obciążenie – są nosidła, w których możemy nosić 15 kilowe dziecko i takie, do którego wsadzimy 20 kilowego potomka. Zdecydujmy, jak długo chcemy używać nosidła, czy wystarczy nam 15 kg, czy lepiej jest kupić coś na dłużej
  • pozycja dziecka – większość nosideł ma możliwość zmiany wysokości siedziska — dzięki czemu jesteśmy w stanie dopasować nosidło do wzrostu naszego dziecka, które będzie mogło w nim wygodnie siedzieć bez względu na to, czy ma 80, czy 110 cm wzrostu
  • podparcie głowy – jeśli nasze dziecko część trasy spędza na nogach, to mamy dużą szansę, że po włożeniu do nosidła padnie — fajnie by było, gdyby wtedy jego głowa swobodnie spoczęła na miękkim podparciu
  • podparcie nóg – chyba nie ma nic bardziej denerwującego niż dyndające nogi siedzącego dziecka — w chustach i nosidłach ergonomicznych nogi są podparte od jednego do drugiego dołu podkolanowego i dziecku jest wygodnie. W nosidle turystycznym dziecko siedzi na dość wąskim panelu i nogi mu wiszą, brak podparcia jest bardzo męczący (sami wariujemy, kiedy siedzimy na stołku barowym i nie mamy o co oprzeć nóg, prawda?), dlatego warto, żeby nosidło miało strzemiona, w które dziecko włoży sobie nogi i będzie mogło znacznie wygodniej wędrować na cudzych plecach :)
  • pasy podtrzymujące dziecko – powinny być regulowane i trudne do odpięcia (żeby dziecko nie mogło zrobić tego samodzielnie)
  • możliwość postawienia nosidła na ziemi – dzięki temu będziemy mogli znacznie łatwiej wkładać i wyciągać dziecko z nosidła (ale nigdy nie można zostawić dziecka w stojącym nosidle!)
  • schowek na podstawowe dziecięce gadżety – część nosideł ma całkiem pojemne kieszenie w dolnej części, do których można zmieścić trochę rzeczy, ale warto pamiętać o tym, że nie należy ich zbyt mocno obciążać (najczęściej maksymalne obciążenie to 2 kilo)
  • osłona przeciwsłoneczna i przeciwdeszczowa – to dwie różne rzeczy – pierwsza to daszek nad dzieckiem, który chroni dziecko przed słońcem (choć może być zastąpiony przez czapeczkę z dużym daszkiem), druga to pokrowiec, który chroni przed deszczem dziecko i nosidło, przyda się szczególnie w górach, gdzie pogoda zmienia się szybko

Warto przed zakupem wybrać się do jakiejś wypożyczalni nosideł turystycznych i pomierzyć wszystko, co mają, wypożyczyć po kolei kilka modeli i kupić ten, który pasuje nam najbardziej. Jeśli nie planujemy zbyt częstych pieszych wędrówek, to być może bardziej opłacalne będzie wypożyczanie nosidła? Tylko trzeba pamiętać o tym zawczasu, bo tuż przed długimi weekendami trudno jest coś znaleźć :)

MOTYWATOR

Przy starszakach nie zawsze potrzebujemy nosidła, bo jeśli wybieramy trasy dostosowane do możliwości dziecka, to ono da radę. Różnie z tym bywa, bo naszą Lilę na każdym szlaku głośno słychać — już od początku wędrówki płacze, że chce na ręce, po czym dwie godziny później dochodzi do celu bez żadnych objawów zmęczenia. Przed wyruszeniem w drogę, należy z dzieckiem porozmawiać, wytłumaczyć mu gdzie idziemy i jaki jest nasz cel, co po drodze będzie mógło zobaczyć, czasem już sama rozmowa wystarczy. Dobrze działają motywatory na przykład w postaci własnego plecaka z własnym prowiantem (tylko nie przesadzajmy z jego ilością), czy własny bidon z wodą, coś, co sprawi, że dziecko poczuje się turystą pełną gębą, a nie dzieckiem idącym za rodzicami, bo oni chcą gdzieś iść, ale nie do końca wiem po co :)

chustonosidła-7

Wiecie, jak ten nowy plecaczek w różowe kwiatki działa na Lilę? Nagle okazuje się, że chodzenie wszędzie pieszo jest najfajniejsze, bo można schować do plecaka własny bidon z wodą podczas spaceru, bułki i masło podczas zakupów, czy torebki na psie kupy podczas spaceru z psem. Iście magiczny plecak :D

PIANKA ANTYBAKTERYJNA

Ostatni niezbędny gadżet podczas wędrówek z dziećmi, dla których ręce są podstawowym narzędziem do poznawania świata. Nie zawsze mamy dostęp do bieżącej wody, a nie koniecznie chcemy, żeby dziecko jadło brudnymi rękoma. Na spacerach i podczas dłuższych wędrówek taka pianka sprawdzi się idealnie.

pianka

Moje dzieci używają pianki Bentley Organic, która usuwa bakterie, ale jest bardzo delikatna dla skóry dziecka (90% składu to składniki organiczne). Jedno opakowanie starcza na ok. 120 aplikacji. Warto mieć takie coś nie tylko podczas długich wycieczek, ale również podczas dłuższych wyjść na plac zabaw, zresztą ja noszę piankę w torebce i sama często z niej korzystam :)

 

WIĘCEJ TEKSTÓW DOTYCZĄCYCH WIOSENNO-ROWEROWYCH TEMATÓW ZNAJDZIESZ W MOIM PORADNIKU WIOSENNYM!

Artykuł Poradnik wiosenny – piesze wyprawy pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Gadżety na wakacyjne wędrówki

0
0

Kiedyś przeczytałam, że wakacje z dzieckiem to koszmar, bo nie są takie jak wakacje bez dziecka. Bezsprzecznie zgadzam się z tym, że wakacje z dzieckiem i wakacje bez dziecka to dwie zupełnie odrębne rzeczy, ale wyjazd z dzieckiem nie musi być koszmarem, wystarczy tylko nieco zwolnić i za bardzo nie planować — wbrew pozorom planowanie każdego kroku podczas podróży z dzieckiem jest frustrujące, bo zazwyczaj połowę planów pokrzyżuje nam dziecko. Ale jeśli dostosuje się swoje tempo podróżowania i oczekiwania, do tempa i możliwości dziecka, to będzie to po prostu świetny wyjazd.

Sama do tej pory ze łzą w oku wspominam nasz prawie dwutygodniowy objazd po Europie z 3.5-letnim Frankiem i 15-miesięczną Lilą. Dwoje dorosłych, dwoje małych dzieci, jeden duży samochód i pół Europy — było naprawdę super, zachwyceni byliśmy zarówno my, jak i dzieci. A cała tajemnica tkwiła w tym, że wyjechaliśmy z domu bez szczegółowego planu — wiedzieliśmy, gdzie spędzimy pierwsze dwie noce, co mniej więcej chcemy przez te 10 dni zobaczyć i kiedy musimy wrócić. Cała reszta działa się na bieżąco. Noclegi ogarnialiśmy z dwudniowym wyprzedzeniem i tyle. A pomiędzy noclegami głównie chodziliśmy, chociaż zdarzało nam się popływać w basenie i poleżeć na plaży.

Wakacje to naprawdę świetny moment na wspólne wędrówki — po górach, po lesie, czy po wsiach i miasteczkach. Bez względu na to, czy wyjeżdżacie na tydzień, czy tylko na weekend, to od waszego nastawienia będzie zależało, czy wszyscy będą zadowoleni. U nas świetnie sprawdza się takie planowanie tras, żeby zarówno dorośli, jak i dzieci mieli rozrywkę :) No i oczywiście nie zapominam o zabraniu ze sobą takich gadżetów, które ułatwią i umilą nam podróż. Poniżej znajdziecie 20 gadżetów, które mogą być przydatne podczas wspólnych wakacyjnych wędrówek.

Dla niemowlaka

Nosidło ergonomicze

Ja już sobie nie wyobrażam wyjazdu z niemowlakiem bez chusty lub nosidła. Osobiście preferuję chustę, bo jest wygodniejsza i bardziej uniwersalna, ale przy siedzących niemowlakach możemy zacząć używać dobrych nosideł bez strachu o to, że ktoś na szlaku będzie chciał nas koniecznie przekonać do chusty ;) Ponieważ w ostatnim czasie coraz częściej testuję przeróżne nosidła, to w tym roku chciałabym wam polecić aż dwa — takie, które ostatnio podbiły moje serce :) A jeśli chcecie poczytać więcej o noszeniu, chustach i nosidłach, to dość szczegółowe kompendium znajdziecie TUTAJ.

Bondolino

poradnik-wedrowanie-male-6 poradnik-wedrowanie-male-7

Bondolino to nosidło hybrydowe, którego pas biodrowy zapinany jest na rzep, ale pasy naramienne są wiązane. Można w nim nosić zarówno z przodu, jak i na plecach. W tym nosidle mamy dwustopniową regulację szerokości panelu, dzięki czemu nosidło wystarczy na dłużej. Bondolino przeszło z nami kilka tras w Bieszczadach i świetnie się sprawdziło, dobrze nosiło mi się Helę, pomimo że wchodzenie na Małą Rawkę czy Połoninę Wetlińską z dziesięciokilogramowym obciążeniem nie jest łatwe :)

Bondolino można kupić między innymi TUTAJ w cenie 430 – 470 zł

Fidella Fusion

Fidella

A to nasz najnowszy nabytek — nosidło, które w Polsce jest od niedawna, ale jest chyba jednym z ciekawszych. Jest to nosidło klamrowe (czyli i pasy naramienne i pas biodrowy przypinane są na klamry), ale daje dużą możliwość dostosowania do dziecka. Po pierwsze panel ma regulowaną nie tylko szerokość, ale i wysokość — dzięki czemu nogi dziecka nie będą ani wisiały, ani robiły szpagatu, a panel zawsze będzie sięgał do końca pleców (a przynajmniej do czasu kiedy nasze dziecko będzie miało 104 cm wzrostu — tylko zazwyczaj jest ono już w takim wieku, że raczej się go nie nosi :)). Po drugie pasy naramienne można przypiąć w dwóch pozycjach, dzięki czemu nie prostujemy zbytnio kręgosłupa dziecku, które jeszcze nie chodzi (a to dobra wiadomość). To nosidło można nosić zarówno z przodu, jak i z tyłu, ja na razie miałam ją na krótszych spacerach, ale na pewno spędzi ona z nami wakacje :)

Nosidło Fidella Fusion można kupić między innymi TUTAJ w cenie 555 zł.

Gadżety do wózka

Osłonka Dooky

poradnik-wedrowanie-male-8 poradnik-wedrowanie-male-9

Ten gadżety rozwiąże problem zbyt krótkich budek w gondolkach (w spacerówkach w sumie też). Dzięki osłonce nie będziecie musieli zmieniać kierunku spaceru, tylko dlatego, że słońce jest za waszymi plecami. Daje dzieciom nie tylko ochronę przed słońcem, ale również przed głowami wsadzanymi do wózka — jednym słowem jest szansa, że dziecko będzie miała dzięki Dooky święty spokój. Osłonkę montuję się na budce przy pomocy 5 plastikowych pierścieni, więc nie ma możliwości, żeby do jakiegoś wózka nie dało się jej przyczepić. Dzięki taśmom na rzepy można ją skracać jeśli z niej nie korzystamy :)

Osłonkę do wózka można kupić między innymi TUTAJ w cenie 75 – 95 zł.

Torba boczna Skip Hop

poradnik-wedrowanie-male-11 poradnik-wedrowanie-male-10

Jeśli na wakacje zabieramy ze sobą mały wózek, to najczęściej mamy w nim mały kosz, co mocno nas ogranicza bagażowo — z jednej strony to dobrze, bo jest szansa, że weźmiemy mniej, z drugiej strony może to oznaczać, że musimy te bagaże gdzieś upchnąć. Jeśli potrzebujemy większej powierzchni w wózku, to możemy wykorzystać doczepianą torbę Skip Hop, w której zmieści się całkiem sporo rzeczy — przekąska, mała butelka wody, pieluchy, ubrania na przebranie, zabawki i telefon. Do wózka przyczepiana jest na rzepy i dość łatwo się ją montuje :)

Torbę boczną można kupić między innymi TUTAJ w cenie 129 zł.

Karabińczyk z zamkiem szyfrowym MyBuggyBuddy

poradnik-wedrowanie-2 poradnik-wedrowanie-3

Taki dodatkowy uchwyt na rączce wózka jest bardzo wygodnym rozwiązaniem — można na nim wieszać swoją torebkę, siatki z zakupami, worek z zabawkami plażowymi — zawiśnie na nim wszystko, co ma uchwyt, jest to bardzo fajny gadżet nie tylko na wakacje :) Ten karabińczyk ma dodatkową zaletę — zamek szyfrowy, dzięki któremu to, co wieszamy na karabińczyku, nie będzie łatwym łupem dla potencjalnego złodzieja. Można też go użyć do przypięcia wózka np. przed sklepem — nie chroni wprawdzie przed szajką wózkowych złodziei, ale na pewno zniechęca do kradzieży tych, którzy nastawiają się na łatwą zdobycz :)

Karabińczyk można kupić między innymi TUTAJ w cenie 45 zł.

Wielofunkcyjne uchwyty ToGo Lullalove

poradnik-wedrowanie-male-12 poradnik-wedrowanie-male-13

To, co zimą pomaga dzieciom nie zgubić rękawiczek, latem może pomóc nam nie zgubić z wózka kocyka, smoczka czy pieluchy :) Bardzo fajne i wielofunkcyjne rozwiązanie :) W zestawie są dwie zawieszki, długość każdej można regulować (11-14 cm).

Zawieszki ToGo można kupić między innymi TUTAJ w cenie 24.90 zł.

Uchwyt na zabawki i smoczek Benbat

poradnik-wedrowanie-6

Ta żyrafa to najfajniejsza zabawka do wózka, bo oprócz tego, że sama jest zabawką, to można do niej przyczepić lub włożyć smoczek, lub inną zabawkę. Pomaga więc trzymać wszystko w jednym miejscu i niczego podczas spaceru nie zgubić :)

Żyrafę Benbat można kupić między innymi TUTAJ w cenie 69 zł.

Uchwyt na kubek Cup Catcher

poradnik-wedrowanie-male-16 poradnik-wedrowanie-male-15

Kubki wyrzucane z impetem z wózka to standardowy spacerowy widok, w sumie wiadomo, że wszystko, co znajduje się w wózku, jest po to, żeby to wyrzucić i móc patrzeć jak ktoś to później z powrotem do wózka wkłada :) Cup Catcher to specjalny silikonowy uchwyt dzięki, któremu wszystko, co z wózka zostanie wyrzucone, tak naprawdę z niego nie wypadnie. Maluch szybko się uczy, że wywalony kubek można samodzielnie do wózka wciągnąć :)

Uchwyt Cup Catcher można kupić między innymi TUTAJ w cenie 39 zł.

Kubek 360° WowCup

poradnik-wedrowanie-male-14

Kubki 360° są jednym z fajniejszych gadżetów do nauki picia z kubka. W zasadzie Hela nie korzystała z kubków z dziubkiem czy butelek ze smoczkiem — od razu uczyła się pić z takiego kubka i bardzo szybko zrozumiała, na czym to polega. Teraz w domu pije z normalnych plastikowych kubeczków, ale WowCup super sprawdza się podczas wycieczek rowerowych, wspólnych spacerów czy wyjazdów. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby przeciekł, a różne rzeczy się z nim dzieją (szczególnie na rowerze). Nie musimy się też obawiać, że podczas picia Helena zaleje wodą siebie lub pół samochodu :)

Kubek Wow Cup można kupić między innymi TUTAJ w cenie 45 zł.

Środki na komary Chicco

wedrowanie-12 wedrowanie-13

Żeby uchronić dzieci przed ugryzieniami komarów, trzeba je albo schować pod moskitierą, albo czymś nasmarować. Kremy, żele i spreje przeciw komarom nie są najczęściej przeznaczone dla niemowląt. Chicco ma za to super produkty antykomarowe dla dzieci powyżej 3 miesiąca życia, a żel na ukąszenia komarów oraz przenośnie ultradźwiękowe urządzenie odstraszające komary można używać również przy noworodkach.

Serię antykomarową Chicco można kupić między innymi TUTAJ w cenie 12-30 zł.

Dla starszaka

Nosidło turystyczne LittleLife Ranger S3

wedrowanie-21 wedrowanie-22

Starsze dzieci, które nie koniecznie będą chciały być noszone w chuście, lub nosidle ergonomicznym, można z powodzeniem nosić w nosidłach turystycznych. Takie nosidła sprawdzą się zarówno na trekkingach, jak i podczas długiego zwiedzania. Trzeba tylko pamiętać, że na poważne trekkingi zabieramy poważne nosidła (czyli takie, które kosztują ok. 1000 zł). Nosidło, które ja polecam, jest bardzo podstawowe (przez co nie kosztuje majątku), ale wystarczy dla każdego nieekstremalnego rodzica. LitteLife Ranger S3 jest najlżejszym nosidłem turystycznym, bo waży tylko 1.7 kg. W wyposażeniu podstawowym nie ma w sumie nic poza nosidłem, ale wszystko można do niego dokupić (osłony przeciwdeszczowe i przeciwsłoneczne, strzemiona, dodatkową torbę na bagaż). Nadaje się dla dzieci od 6 miesiąca do 3 roku życia, aczkolwiek z mojego doświadczenia wynika, że dopiero dzieci bardzo stabilnie siedzące (czyli minimum roczne) mają w nim wygodnie — mniejsze dzieci mają znacznie lepszą pozycję w chuście, czy nosidle ergonomicznym. Maksymalna dopuszczalna waga dziecka to 20 kg.

Nosidło LittleLife Ranger S3 można kupić między innymi TUTAJ w cenie 439 zł.

Nosidło biodrowe Hipseat

poradnik-wedrowanie-4 poradnik-wedrowanie-5

To jest rozwiązanie dla tych rodziców, którzy muszą dziecko nosić na tyle często, że ręce już im wysiadają, ale na tyle rzadko, że wkładanie do dużego nosidła nie ma sensu. Jeśli więc często wasze biodro służy za podpórkę pupy waszego dziecka, to zastanówcie się nad takim rozwiązaniem. Nosidło jest bardzo lekkie i bardzo łatwo się je zakłada (pas zapina się na rzep, a następnie na klamrę). Jeśli musimy dziecko ponieść, to sadzamy je na podstawce, dokładnie w takiej pozycji, jak nosimy je na biodrze i tyle. Nosidło odciąża nam kręgosłup i nie pozwala go wykrzywiać, więc jest to zdecydowana ulga dla noszącego :) Podstawka dla dziecka pokryta jest materiałem antypoślizgowym, ale i tak należy pamiętać, że dziecko w żaden sposób nie jest przymocowane, więc należy je trzymać za plecy. Nie jest to na pewno rozwiązanie na długie noszenie, ale może być bardzo przydatne, jeśli starszak potrzebuje nieco wsparcia w chodzeniu :)

Nosidło hipseat można kupić między innymi TUTAJ w cenie 189 zł.

Szelki bezpieczeństwa LittleLife

wedrowanie-17 wedrowanie-15

Z szelek można się śmiać, ale to super gadżet dla małych sprinterów, których rodzice zabierają w zatłoczone miejsca. Ja swego czasu żałowałam, że nie miałam szelek na placu Świętego Marka w Wenecji — był tam taki tłok, że gdyby dziecko wyrwało się z mojej reki, to pewnie długo bym go szukała. Szelki LittleLife bardzo nam się spodobały, głównie dzięki przyjaznemu wyglądowi. Lila, która jest już na szelki za duża, przestała mieć opory przed założeniem ich do zdjęć, kiedy tylko zobaczyła, że to są szelki różowej sowy :) Poza tym szelki mają pełną regulację szerokości i wielkości, więc łatwo można je dostosować do gabarytów dziecka.

Szelki można kupić między innymi TUTAJ w cenie 99 zł.

Plecaki dla starszaków

Dzieciaki uwielbiają zabierać na wycieczki plecaki, są wtedy prawie jak dorośli i mogą mieć przy sobie picie, czy ulubioną zabawkę. U nas nie ma możliwości wyjazdu wakacyjnego bez zabrania plecaczków dziecięcych. Dla mnie jest to duży plus, bo zazwyczaj dzieciaki same pakują do nich to, co chcą zabrać (czyli zabawki), więc od razu odpada konieczność pakowania im zabawek :) W tym roku pokazuje wam 3 świetne plecaki :)

ZOO Pack Skip Hop 

poradnik-wedrowanie

Tego plecaka chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, bo ma go większość przedszkolaków :) Nie jest drogi, ale wytrzymuje kilka sezonów. Jest dość pojemny i ma jedną zewnętrzną kieszeń na zamek i boczny uchwyt na picie. Super sprawdza się podczas przedszkolnych wycieczek i na wakacjach :) Tegoroczne nowości — czyli Szop i Kameleon są przecudowne!

Plecak Skip Hop można kupić między innymi TUTAJ w cenie 89 zł.

Animal Pack LittleLife

wedrowanie-8 wedrowanie-9

Plecaki Animal Pack są duże i ładnie wykonane, ale zdecydowanie najfajniejszy jest ich wygląd. Lila z tym plecakiem wygląda jak mała pszczółka, ale można jeszcze zamienić się w biedronkę, dinozaura, żyrafę, Myszkę Minnie czy Spidermana. Plecak jest pojemny, bo udało nam się zmieścić do niego pół piaskownicy! Podczas wakacji taki plecak doskonale sprawdzi się jako pojemnik na bidon z wodą, pudełko śniadaniowe i wakacyjne skarby!

Plecak Animal Pack można kupić między innymi TUTAJ w cenie 109-169 zł.

Mueslii Mini

poradnik-wedrowanie-male-17

A to coś dla fanów produktów z wyższej półki — plecaki Mueslii są drogie, ale wizualnie i jakościowo zachwycające. Wykonane są z nylonu, który nie tylko pięknie wygląda, ale jest też bardzo wytrzymały. Jest znacznie mniejszy od pozostałych propozycji, co może być zaletą, jeśli chcemy ograniczyć ilość rzeczy zabieranych na wycieczkę :)

Plecaki Mueslii Mini można kupić między innymi TUTAJ w cenie 219 – 265 zł.

Bidon i pudełko śniadaniowe Skip Hop

wedrowanie-11

Podczas wspólnych wakacyjnych wędrówek warto mieć dla dzieci bidon z wodą i pudełko z przekąskami. My zdecydowanie polecamy tani i piękny zestaw marki Skip Hop. Bidon z rurką ma zamknięcie, dzięki czemu nie leje się z niego woda, oraz specjalny troczek na rzepy, żeby można było bidon przyczepić i nie zgubić, a pudełko śniadaniowe ma w środku mniejsze szczelne pudełko, do którego możemy wlać sos i w ten sposób zabrać ze sobą na wycieczkę ukochaną potrawę dzieci, czyli ketchup.

Pudełko i bidon można kupić między innymi w sklepie coocoo.pl w cenie 29 zł (BIDON) oraz 49 zł (ŚNIADANIÓWKA).

Zgniatane mapy dla dzieci – Palomar

1

Jeśli w tym roku macie w planach odwiedzenie z dzieckiem takich miast jak Londyn, Paryż, Amsterdam, Berlin czy Nowy Jork, to KONIECZNIE musicie sprezentować mu przed wyjazdem taką mapę. Moje dzieci uwielbiają chodzić z mapą, nawet jeśli nie do końca rozumieją, o co w tym chodzi, a za taką mapę dałyby się pokroić :) Mapy są kolorowe, pięknie ilustrowane, zaznaczone są na nich największe atrakcje dla dzieci, ale przede wszystkim złożenie mapy jest niezwykle przyjemne, bo należy ją zgnieść :) Jest wodoodporna, bardzo leciutka i nie da się jej zniszczyć :) Im częściej się ją gniecie, tym lepiej wygląda.

Mapy Palomar można kupić między innymi TUTAJ w cenie 45 zł.

Środki na komary Ziajka

poradnik-apteczka-8

Nic nie potrafi zepsuć wakacji tak, jak komary. Dzieci znoszą ich ukąszenie znacznie gorzej niż dorośli, nie potrafią się powstrzymać przed drapaniem, co tylko pogarsza sytuacje. Dlatego warto zabezpieczać je przed ukąszeniami, używając specyfików przeznaczonych dla dzieci. Bardzo polecam serię antybzzz Ziaji, którą nasze dzieci używają od dwóch lat – mamy płyn przeciw insektom (odstrasza komary, kleszcze i osy) oraz żel łagodzący po ukąszeniu komarów. Przeznaczone są dla starszaków — płyn jest dla dzieci powyżej roku a żel dla dzieci powyżej 3 lat. Ale za to są tanie – płyn kosztuje ok. 7 zł, a żel ok. 6 zł.

 


Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ, CO JESZCZE POLECAM ZABRAĆ NA WAKACJE, TO ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA POZOSTAŁYCH WPISÓW Z PORADNIKA WAKACYJNEGO.

1

Artykuł Gadżety na wakacyjne wędrówki pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Hipseat – moje ulubione nosidło na spacery z dwulatkiem

0
0

Nosidełko Hipseat mamy już od wakacji, ale do niedawna używałam go bardzo sporadycznie. Głównie po to, żeby je przetestować, zanim opiszę nosidło na blogu. Od miesiąca jest to mój główny gadżet podczas spacerów z dwuletnią Helenką, która ma obecnie fazę na tak zwane chodzenie przerywane. Chodzenie przerywane charakteryzuje się dramatyczną potrzebą przemieszczania się na własnych nogach, które co 100 metrów zamienia się w dramatyczną potrzebę bycia niesioną bądź wiezioną.

Taka dynamika spacerowa może być realizowana przez zabieranie ze sobą wózka, który co jakiś czas trzeba wieźć bez pasażera lub tradycyjnego nosidła, które trzeba wciąż odpinać i zapinać. Ja po kilku takich spacerach, podczas których nieźle się z Helą naszarpałyśmy, wyciągnęłam z szafy Hipseat. Lekkie i proste w użyciu nosidło biodrowe, z którym spacery stały się znacznie wygodniejsze, zarówno dla mnie, jak i upartego buntownika. Podczas jednej z ostatnich naszych przechadzek pomyślałam, że koniecznie muszę napisać dłuższą recenzję tego nosidła, bo może są inne mamy dwulatków, które się szarpią na spacerach z wózkiem, nosidłem i dzieckiem.

hipseat-2

Jak wygląda Hipseat?

Nosidło Hipseat to gruby materiałowy pas, zapinany na rzep oraz klamrę, które ma specjalne siedzisko wykonane ze styropianu, więc jest ono zarówno lekkie (waży 400 g), jak i wytrzymałe. Nosidło zapina się wokół pasa tak, żeby półka, na której siada dziecko, znajdowała się nad biodrem. Dzięki temu dziecko siedzi dokładnie tak, jakby siedziało na biodrze, ale rodzic nie musi przy tym wykrzywiać swojego kręgosłupa, bo nosidło umożliwia mu równoczesne trzymanie dziecka i stanie prosto. Różnicę czuć zwłaszcza po dłuższych spacerach. Na siedzisku wszyty jest specjalny materiał antypoślizgowy, więc nie ma obaw, że dziecko nam się z niego ześlizgnie zupełnie bez naszej ingerencji.

Jeśli nosidełko nie jest używane przez dziecko, to można je potraktować jako podpórkę dla naszej ręki lub obrócić je tak, żeby siedzisko było z tyłu. W sumie takie nosidło bez pasażera to taka większa wersja popularnej nerki tylko wypchanej styropianem.

hipseat-3

Dla kogo jest Hipseat?

Zaznaczę też, że zanim dostałam to nosidło do testów, to byłam do niego bardzo sceptycznie nastawiona, bo uważałam, że to nie jest żadne nosidło, tylko jakaś podpierdółka. Tylko że Hipseat nie ma zastąpić tradycyjnych nosideł, w których można nosić znacznie mniejsze dzieci i w których dzieci mogą sobie wygodnie pospać. Hipseat to jest nosidło dla takich chodzących wiercipięt, które nie mogą się zdecydować, czy idą same, czy na rękach. I w takiej sytuacji Hipseat jest znacznie wygodniejszy niż standardowe nosidła, które wymagają nieco czasu i machania rękami przy wkładaniu i wyciąganiu dziecka do środka. Teraz nie mam lepszego spacerowego gadżetu dla mojej dwulatki.

Nosidło przeznaczone jest dla dzieci siedzących i jest w stanie udźwignąć do 20 kg, chociaż oczywiście pytanie, czy rodzic jest w stanie tyle udźwignąć. Fakt, że nosidło może być używane przy tak ciężkich dzieciach, nie znaczy, że trzeba to robić :)

hipseat-5

 Jakie wady ma Hipseat?

Niestety nosidło ma też swoje minusy. Po pierwsze dziecko, które na nim siedzi trzeba podtrzymywać za plecy, bo w sumie nigdy nie wiadomo kiedy postanowi odchylić się do tyłu i fiknąć kozła. Półka jest też sporej wielkości, w końcu musi się na niej zmieścić pupa malucha, przez to osoby filigranowej budowy mogą z tym nosidłem wyglądać nieco komicznie, ale chyba nie warto się tym przejmować, jeśli dzięki temu jest nam wygodniej spacerować z dziećmi :)

hipseat

Wersje kolorystyczne i akcesoria

Hipseat dostępny jest w czterech wersjach kolorystycznych — szarej, czarnej, granatowej i fioletowej. My mamy szarą i bardzo ją sobie chwalę, bo rewelacyjnie kamufluje zabrudzenia. Nosidło kosztuje 189 zł i można je kupić w sklepie Mamagama.

Jeśli na spacer oprócz dziecka i nosidła chcemy zabrać ze sobą klucze, portfel i telefon, to możemy dokupić specjalną niewielką saszetkę doczepianą do nosidła, która jeszcze bardziej ułatwi nam wspólne wyjścia, bo będziemy mogli obyć się bez torebki i wypchanych kieszeni. Saszetka sprzedawana jest w czterech kolorach (czarny, szary, granatowy, różowy) i kosztuje 59 zł. Ją również można kupić w sklepie Mamagama.

 


Zdjęcia: Agnieszka Wanat

Zawarte w tym wpisie linki, to linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu drobną prowizję. W żaden sposób nie wpływa to na cenę, którą Ty zapłacisz, ale dla mnie będzie sygnałem, że cenisz moją rekomendację :)

Artykuł Hipseat – moje ulubione nosidło na spacery z dwulatkiem pochodzi z serwisu Mamy Gadżety.

Viewing all 32 articles
Browse latest View live